Skrwawione habity

Marcin Jakimowicz

publikacja 01.02.2011 23:16

Przystawili mu karabin do brzucha: „Nie masz wyboru!”. „Zawsze mam wybór”. Odpowiedział spokojnie trapista. Tym razem odeszli. Nie na długo.

Skrwawione habity Ps 2613, Paterm / CC-SA 3.0

Z reguły św. Benedykta: „ O pierwszym stopniu pokory mówimy wówczas, jeśli człowiek ma stale przed oczyma bojaźń Bożą i gorliwie się stara o niej nie zapominać. Człowiek powinien być przekonany, że Bóg z nieba patrzy nań zawsze i o każdej porze”.

Wigilia 1993. Śpiew kolęd przerwało brutalne łomotanie do bramy klasztoru. Niezapowiedzianą wizytę w algierskim monasterze Matki Bożej z gór Atlasu złożyli islamscy bojówkarze. Sam „emir” Atria plus jego uzbrojeni po zęby towarzysze. Zażądali lekarstw i pieniędzy. Chcieli wziąć z sobą osiemdziesięcioletniego brata Luca, klasztornego lekarza. Miał pielęgnować rannych z oddziału. Grozili. Przeor – Christian de Cherge odparł, że trapiści nie mają pieniędzy, a utrzymują się jedynie dzięki temu, co sami zrobią. Przystawili mu karabin do brzucha: „Nie masz wyboru!”. „Zawsze mam wybór” – odparł spokojnie. Odwaga trapisty zaimponowała terrorystom. Gdy zdumieni usłyszeli, że recytuje jak z nut Koran, powołując się na słowa o chrześcijanach jako braciach, zawstydzeni odeszli. Nie na długo.

Kiedy pojawiło się sześciu „braci z gór” (tak mnisi nazywali islamskich terrorystów), brat Christopher wraz z innym zakonnikiem ukryli się przerażeni w piwnicy, w pustej kadzi na wino. Spędzili w niej kilka godzin przekonani, że są jedynymi, którzy przeżyli, po czym odnaleźli współtowarzyszy żywych, zajętych śpiewaniem kolęd. – Wydarzenie to wywarło ogromny wpływ na dalszą drogę duchową Christophera – opowiada jego współbrat o. Michał Zioło. – Było jak zstąpienie w śmierć i następnie odrodzenie.

W swym prywatnym dzienniczku, o którym nie wiedział nikt ze współbraci brat Christopher notował: „22.08.1993: Morderstwa w Algierze. Po tylu innych. Mój zeszyt nie może przemilczeć tej przemocy. Ona przeszywa mnie na wskroś”.

Stopień drugi
Z reguły św. Benedykta: „Drugi stopień pokory: jeśli nie kochamy już własnej woli i nie znajdujemy przyjemności w wypełnianiu swoich pragnień”.

Christopher w czasie wigilijnego napadu na klasztor siedział ukryty w betonowym zbiorniku na wino. Wyszedł z kryjówki, gdy usłyszał dzwony klasztorne zwołujące wspólnotę na Pasterkę, przekonany, że wszyscy nie żyją. Domyślać się tylko możemy, co działo się w sercu tego zakonnika, skoro swoją ucieczkę do cysterny nazwał „wstępowaniem do piekła” – opowiada o. Michał Zioło. – Wspólnota z Tibhirine miała w zwyczaju modlić się za siebie i „braci z gór”, słowami: „Panie, rozbrój ich, Panie, rozbrój nas”.

Dziennik o. Christophera: „31.12.1993: Brat Luc podczas modlitwy wiernych: Panie, obdarz nas łaską umierania bez nienawiści w sercu.
23.03.1994: Tak prędko jesteśmy wciągani w tę złudną alternatywę wzajemnych aktów przemocy. Mego życia nikt nie zabiera, lecz ja sam z siebie je oddaję. Niechaj moje życie tutaj nie należy już do mnie. Nie jestem tu po to, by bronić chrześcijańskich pojęć, ideologicznej prawdy i jej wyłączności. Pozostaje nam wolność zakładników: nie wolność ucieczki, ale wolność pójścia dalej, aż do przełamania zamknięcia w przemocy.

Stopień czwarty
Z reguły św. Benedykta: „Czwarty stopień pokory: jeśli w sprawach trudnych i w przeciwnościach, a nawet doznając jakiejś krzywdy, zachowujemy w posłuszeństwie milczącą i świadomą cierpliwość, a znosząc wszystko nie słabniemy i nie odchodzimy, gdyż Pismo mówi: Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”.

Bracia nigdy nie oskarżali Christophera. Nie oceniali go. Nie pisnęli ani słówkiem o tym, że zwiał, a jednak on sam, śpiewając psalmy, nie potrafił początkowo spojrzeć im w oczy. Zmagał się. Był rozdarty. Nocą wył w celi: „Uratuj mnie. Odpowiedz!”. Po napadzie mnisi żyli w osaczeniu. „Bracia z gór” mogli wrócić w każdej chwili. – Niełatwo przyszło Christopherowi uporać się z pewnym poczuciem winy i obawą, że mimo wszystko zachował się jak tchórz – opowiada o. Michał Zioło. – Z drugiej strony było to dobrą lekcją pokory, która wzmogła w nim jeszcze bardziej miłość do Chrystusa oraz pozostałych braci, dając przy tym jeszcze większą wolność w obliczu śmierci, która mogła nadejść lada chwila.

Każdego dnia w Algierii lała się krew. Brutalnie zamordowano chorwackich robotników, katolickie mniszki. Mieszkańcy Tibhirine zamknęli się w skorupie lęku. Bali się bojówek swych radykalnych rodaków. A zamknięci za bramą klasztoru trapiści głosowali: Zostać? Wyjechać do bezpiecznej, pachnącej lawendą Francji? Zostali.

Brat Christopher notował: „24.03.1994: Rano brat Luc rzucił: »Śmierć? Mam to gdzieś, nie boję się ani terrorystów, ani policji«. A ja... patrzę na Ciebie, Jezu. Twoje przejęcie w obliczu śmierci – śmierci Łazarza i tej, która przyjdzie po Ciebie. Tym, co się liczy naprawdę, jest złączenie z Tobą: jeśli ktoś zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki. Dzięki Tobie przekraczam pojęcie, obraz śmierci. Pozwalasz mi nie uważać się za bohatera, męczennika...
27.03.1994: …I jeszcze ten mężczyzna w Bologhine, który zabrał ranionego przez terrorystę policjanta leżącego pośrodku ulicy. Zabrał go do swego samochodu i zawiózł do szpitala – w ten sposób ratując mu życie. Tydzień później został zabity”.

Stopień siódmy
Z reguły św. Benedykta: „ Siódmy stopień pokory: jeżeli mnich nie tylko ustami wyznaje, że jest najpodlejszy i najsłabszy ze wszystkich, lecz jest o tym również najgłębiej przekonany, upokarza się i mówi z Prorokiem: Ja zaś jestem robak, a nie człowiek”.

W nocy z 26 na 27 marca 1996 roku w najczarniejszych latach terroru w Algierii terroryści ponownie załomotali do bram klasztoru. Wywlekli z niego siedmiu mnichów.

Z dziennika o. Christophera: „10.07.1994: Tego ranka spotkanie z Christianem. Wspomina o śmierci. I trochę o niej rozmawiamy. »Właśnie to – mówi – uległo we mnie zmianie: stosunek do śmierci. Stała się częścią mojego życia«. Czy to jakaś chorobliwa myśl? Jest we mnie, lecz nie budzi niepokoju, że któryś z nas, Christian albo ja, niebawem umrze.

Stopień dwunasty
Z reguły św. Benedykta: „Dwunasty stopień pokory: jeżeli mnich nie tylko w sercu, ale także w samej postawie okazuje zawsze pokorę oczom ludzi, a mianowicie zawsze niech ma spuszczoną głowę i oczy skierowane ku ziemi”.

Ciała mnichów znaleziono po dwóch miesiącach. Pięćdziesiąt sześć dni uwięzienia i sama chwila ich śmierci okryte są tajemnicą. Porwani trapiści; przeor Christian de Cherge, o. Christopher Lebreton, o. Bruno Lemarchand, o. Celestine Ringeard, br. Luc Dochier, br. Michel Fleur i br. Paul Favre Miville zostali ścięci.

Dziennik o. Christophera: „04.09.1995 W nocy, przed rozpoczęciem oficjum, Christian obwieszcza nam, że dwie z naszych sióstr, Vivianne i Angela, zostały zamordowane w Belcourt. Czytam i wciąż powracam do Apokalipsy. Błogosławieni czytający. Tak, to o Ciebie chodzi, zwycięski, zamordowany Baranku. O Ciebie, który nadchodzisz tak prędko.

Ostatnie słowa
Z reguły św. Benedykta: „Przeszedłszy wszystkie owe stopnie pokory, mnich dojdzie wkrótce do tej miłości Boga, która, jako doskonała, usuwa precz lęk”.

W algierskim klasztorze ocalało dwóch mnichów. Z rąk jednego z nich – Jeana-Pierre'a Schumachera przyjął habit trapisty polski dominikanin o. Michał Zioło. Brat Christopher, który w czasie „pierwszej próby” ukrył się w kadzi na wino, tym razem wyszedł na spotkanie śmierci. Zginął wraz z braćmi. Przed śmiercią notował: „10.03.1996: Jezus zmęczony drogą siadł sobie (ot tak, zwyczajnie) przy źródle”.

– Końcowe linijki dziennika zostały napisane 19 marca 1996 roku, w dzień św. Józefa, a także w rocznicę swego poświęcenia Maryi, którą tak głęboko ukochał - wspomina o. Michał Zioło. - Ostatnie słowa, skreślone ręką Christophera, brzmiały: „Pójdę z sercem doskonale gotowym”. Poszedł.

Film o zamordowanych trapistach stał się hitem we Francji. Obraz Xaviera Beauvois „O bogach i ludziach” zajmował w kraju pierwsze miejsce na listach przebojów kinowych. W ciągu 15 pierwszych dni nagrodzony grand prix na ostatnim festiwalu w Cannes film obejrzało ponad milion widzów. Film „Ludzie Boga” wchodzi na ekrany kin 28 stycznia.

Poruszający dziennik brata Christophea Lebretona ukazał się po polsku nakładem wydawnictwa „W drodze”.

Do zamordowania zakonników emir Zittuni musiał sprowadzać nowych ludzi, bo bojówkarze z jego komanda odmówili wykonania rozkazu.

Głowy mnichów znaleziono w worku na drzewie.