Zgrzyt w radosnym entuzjazmie – proroctwo Symeona

Andrzej Macura

publikacja 04.01.2022 05:15

Wszystko się uda? Tak. Ale w oczach ludzkich to będzie klęska.

Ofiarowanie Jezusa w świątyni Henryk Przondziono /Foto Gość Ofiarowanie Jezusa w świątyni

Z cyklu „Postaci Bożego Narodzenia”

Czterdzieści dni po narodzinach Jezusa. Była zima? Wiosna? Tak naprawdę nie wiadomo, w której porze roku urodził się Jezus. Chciałoby się móc to sobie wyobrazić. Zobaczyć, czy pustynia której skrajem wędrowała Święta Rodzina była spieczona od słońca czy akurat się zieleniła,  ale niestety... W każdym razie Józef z Maryją wybrał się do Jerozolimy, do świątyni. Taszcząc ze sobą małego Jezusa. Do świątyni. Bo wedle Prawa Mojżeszowego każde pierworodne dziecko płci męskiej miało być poświęcone Bogu. Czyli, ogólnie rzecz biorąc,  miało pełnić służbę w świątyni. Prawo przewidywało oczywiście możliwość wykupienia z tego obowiązku. Za daninę na rzecz członków pokolenia Lewiego, pełniących od wieków tę służbę. To właśnie robili, zgodnie ze zwyczajem, rodzice Jezusa. A jako że byli raczej ubodzy, ofiarowali – jak zanotował św. Łukasz – dwa młode gołębie.

I w świątyni właśnie spotykają dwoje proroków: Symeona i Annę. Ta druga... Cóż, ona właściwie już mieszkała w świątyni. Nie wiadomo, czy rozpoznała w Jezusie Mesjasza  W tej chwili wychwalała Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy z rzymskiej okupacji. Ale Ewangelista Łukasz nie napisał, jakoby podeszła do Józefa i Maryi. Za to starzec Symeon biorąc Jezusa w objęcia jednoznacznie wskazał na Niego. Tak się modlił

Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu
w pokoju, według Twojego słowa.
Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
któreś przygotował wobec wszystkich narodów:
światło na oświecenie pogan
i chwałę ludu Twego, Izraela.

A potem mówiąc już do Maryi dodał

Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu.

Wielka radość i wielki niepokój jednocześnie. Tak, to dziecię to obiecany przez Boga Mesjasz. Ale, pada ostrzeżenie, to nie będzie tak, że pójdzie On drogą od zwycięstwa do zwycięstwa. Wręcz przeciwnie... I będzie Cię Maryjo bolało. Bardzo bolało...

Symeon to ta z postaci Bożego Narodzenia która widzi najdalej. Widzi, bo jako człowiekowi pobożnemu powiedział mu to sam Duch Święty – jak wyjaśnił Ewangelista. Czemu akurat jemu? Niezbadane są Boże ścieżki. Przecież nawet Józef i Maryja zapowiedź, że nie będzie cudownie i gładko, słyszą po raz pierwszy. Mesjasz będzie Synem Najwyższego i Pan da mu na wieki tron Jego praojca Dawida – jak mówił anioł? Tak, ale droga do tego będzie trudna, będzie wiodła przez cierpienie.

Ta postać Bożego Narodzenia jest dla nas przypomnieniem, że do chwały trzeba nieraz dojść drogą cierpienia, odrzucenia, konfrontacji z siłami mocarzy nie do pokonania. A Boże zwycięstwa niekoniecznie w oczach ludzkich na takowe wyglądają. Ludzie widzą w nich raczej klęski....

Niepokojąca ta bożonarodzeniowa zapowiedź. Jakże inna od ciepłą i radości, z jakim te święta zazwyczaj się nam kojarzą. Gdy jednak spojrzeć dokładniej na to, co wydarzyło się dwadzieścia wieków temu w Betlejem widać, że pokonywanie różnorakich trudności to w tej historii norma. Wystarczy przypomnieć rzeź niewiniątek, o której już w następnym odcinku. W nieco innej niż w jednym z poprzednich odcinków, perspektywie.