Dlaczego chwalimy łąki

Agata Puścikowska

GN 17/2022 |

publikacja 28.04.2022 00:00

Nabożeństwa majowe to skarb wiary i tradycji. Nie wolno go utracić.

Nabożeństwo majowe na szczycie Ochodzitej w Koniakowie. henryk przondziono /foto gość Nabożeństwo majowe na szczycie Ochodzitej w Koniakowie.

Na wiosnę świat cały zamienia się w świątynię wspaniałą, pagórki tworzą ołtarze, stopnie ich zaściela rozległy kobierzec murawy, zamiast organów śpiewa chór ptaków, a wonie z łona miliona kwiatów i modlitwy z piersi tysięcy ludzi spływają do wielkiej ofiary, którą świat na tych zielonych ołtarzach składa – nieco sentymentalnie i rzewnie we wstępie do jednego z modlitewników na temat nabożeństw majowych w 1928 r. pisała Józefa Żdżarska. Ale jest w tej rzewności głęboka prawda: ufność i miłość dziecka do Matki. Przywiązanie, które trwa i które widać szczególnie w maju w kościołach, na rozstajach dróg, przy kapliczkach.

Anna Chyc na Podhalu organizuje majówki od ponad dwudziestu lat. Bartłomiej Bober na Kaszubach prowadzi modlitwy od roku. W centrum Polski Lidia Krupa modli się przy domowej kapliczce wraz z mężem, a dołącza niemal pół miasta. A red. Rafał Porzeziński, gdy zatrzymuje się na Podlasiu na majową modlitwę, wie już, że zawsze należy poczekać na prowadzącą – liderkę.

Dlaczego, jak Polska długa i szeroka, kochamy maj i nabożeństwa majowe, zwane majówkami? I czy prawdą jest, że odchodzą w niepamięć?

Rodzina kapliczką silna

W przydomowym ogródku Anny Chyc w Poroninie stoi figurka Maryi z Dzieciątkiem. Zbudowano ją z otoczaków w latach 50. na miejscu starszej, glinianej. – Ponad dwadzieścia lat temu postanowiliśmy z najbliższą rodziną modlić się codziennie w maju przed naszą Matką Boską – mówi pani Anna. – Najpierw tylko rodzinnie, z czasem zaczęli dołączać sąsiedzi. Jedni mówili drugim, przychodzili do naszego ogrodu. I od kilku lat codziennie w maju modlimy się z grupą nawet pięćdziesięciu osób.

Śpiewają pieśni maryjne, odmawiają Litanię Loretańską, „Pod Twoją obronę” i dziesiątkę Różańca. Na koniec znów pieśń. – Prowadzę modlitwy. Ludzie się chętnie włączają – cieszy się pani Anna.

Jej synowa Halina Chyc również regularnie chodzi na majówki. – Czekam na ten czas – uśmiecha się. – To piękna forma religijności. U nas są też śpiewy na głosy, więc i wyjątkowa atmosfera. A ponieważ w maju przypadają imieniny Zofii i Andrzeja, modlimy się za solenizantów. Na zakończenie maja moja teściowa organizuje w szałasie nad wodą spotkanie dla uczestników nabożeństw. Wszyscy przynoszą słodki poczęstunek, pieczone są kiełbaski, jest czas na rozmowy i integrację. Dobrze, że naszą tradycję poznają i podtrzymują także dzieci.

Rodziny w podwarszawskim Józefowie organizują majówki niezależnie od siebie, przy swoich kapliczkach. Najstarsza jest ta u państwa Krupów. Powstała na przełomie lat 70. i 80. Przyciąga uwagę. – Matka Boża jest otoczona szklanym dwudziestościanem foremnym – kapliczka składa się więc z dwudziestu trójkątów równobocznych, a jest to największa bryła platońska – opowiada Lidia Krupa. – Mój tata Mieczysław Majewski pracował nad nią długo, z pietyzmem. Baliśmy się, że szkło się uszkodzi. Jednak do tej pory nic takiego się nie wydarzyło. Przechodnie chętnie tu przystają, oglądają, niektórzy się modlą. Nasza kapliczka stoi przy wyjściu z posesji. I tak to widzę: Matka nas zawsze żegna i wita, gdy wracamy do domu.

Państwo Krupowie każdego dnia maja modlą się przy kapliczce. Jednak od kilku lat pod koniec miesiąca dołączają do nich sąsiedzi bliżsi i dalsi. I bardzo wielu mieszkańców Józefowa. – Nasze majowe to część Festiwalu Otwartych Ogrodów – imprezy cyklicznie odbywającej się w Józefowie. Wówczas do naszego ogrodu przychodzą tłumy: modlimy się litanią, śpiewamy pieśni maryjne, a potem jest wykład znanego człowieka i koncert. Następnie po prostu rozmawiamy, dzielimy się radościami i troskami – mówi pani Lidia. – To ma wymiar społeczny, ale też jest symboliczne: Maryja łączy swoje dzieci. Wygląda na to, że kluczowa w nabożeństwach majowych i ich fenomenie jest triada: rodzinna modlitwa, tradycja, integracja. A skąd się wzięły?

Z ziemi włoskiej…

W internecie można znaleźć sporo tekstów na temat pochodzenia nabożeństwa majowego. Jednak rzetelnej wiedzy, opartej na źródłach, w tych opracowaniach niewiele. Sporo natomiast romantycznego folkloru i opowieści, które nie mają odzwierciedlenia w tekstach naukowych. Obrazuje to też pewien paradoks: mimo że jako społeczeństwo nabożeństwo majowe lubimy, to niewielu z nas zna – absolutnie fascynującą i prawdziwą – jego historię. Nieco gubi się przez to i istota majówki.

Ponad wszelką wątpliwość przybyła do Polski z Włoch. Za jej twórcę w formie, jaką znamy, uważany jest jezuita o. Alfons Muzzarelli. Pod koniec XVIII wieku wydał on książeczkę z nabożeństwem, które tak spodobało się rzymianom, że dość szybko odprawiane było w niemal całym Wiecznym Mieście. W 1815 roku papież Pius VII wydał bullę o nabożeństwie majowym. W modlitewniku o. Prokopa Leszczyńskiego (o którym później) pt. „Miesiąc Maryi, czyli Nabożeństwo Majowe z dodatkiem Nabożeństwa codziennego dla młodocianego wieku” czytamy: „Papież Pius VII zatwierdził je [nabożeństwo – przyp. A.P.] w 1715 r. i wielkiemi łaskami udarował. Odbywającemu to nabożeństwo publicznie lub prywatnie w domu codziennie nadał 300 dni odpustu, a ktoby prócz tego, któregokolwiek dnia miesiąca maja spowiadał się, przyjmował Komunię świętą i podług intencyi Ojca św. za potrzeby Kościoła się modlił, dostępuje zupełnego odpustu. Odpusty te ofiarowane być mogą za dusze w czyśćcu cierpiące”. Nabożeństwo zaczęło się więc upowszechniać we Włoszech: słynne były chociażby modlitwy, które prowadził w maju dla młodzieży św. Filip Neri. Modlono się w zakonach i sanktuariach maryjnych, aż następowała stopniowa ekspansja na kolejne kraje: m.in. na Niemcy i Czechy. W XIX wieku przyszła kolej na Polskę. Dr hab. Monika Waluś, która dużą część rozprawy habilitacyjnej poświęciła m.in. nabożeństwom majowym w Polsce, twierdzi jednak, że nie można mówić o jednym wiążącym źródle przeszczepienia majówek do Polski. – Lokalnie, w wielu miejscach, działali jezuici, misjonarze, kapucyni. Jednak szerzej można mówić o trzech tropach, najważniejszych ośrodkach, które propagowały nabożeństwa majowe na terenach polskich. Działo się to w czasie zaborów, kiedy utrudniona była komunikacja. Nie da się więc wykazać, by miały ze sobą łączność – twierdzi. – Po pierwsze, w Wielkopolsce powstała książeczka zawierająca tekst nabożeństwa majowego, którą wydał Walery Wielogłowski, jednak jej nakład to tylko kilkaset sztuk. Po drugie, w Tarnopolu i Przemyślu nabożeństwo majowe propagowały zakony męskie. Po trzecie i najważniejsze, postacią mającą największy wpływ na wzrost popularności nabożeństwa był arcybiskup Ignacy Hołowiński, rektor Akademii Petersburskiej. Wygłaszał on kazania na uroczystości maryjne, wydał także podręcznik do nabożeństwa majowego, zachęcał duchownych do odprawiania go. Za przykładem abp. Hołowińskiego poszli jego liczni uczniowie, w tym arcybiskup warszawski Zygmunt Szczęsny Feliński, który wprowadził je w swojej diecezji.

Pod zaborami

Przenieśmy się więc do dziewiętnastowiecznej Warszawy, której pasterzem jest abp Zygmunt Feliński. – Wówczas Kościół był prześladowany przez carat. Księża często byli wywożeni na Syberię, było ich niewielu w stosunku do liczby wiernych. Msze Święte były odprawiane rano w odległych kościołach, więc nie każdy mógł dojechać. Poranek to też czas wytężonej pracy w gospodarstwach – mówi prof. Waluś. – Dopiero wieczór był spokojny, można było się spotkać i modlić.

Arcybiskup Feliński, który dążył do odnowienia religijności w swojej diecezji, najpierw jedynie zachęcał do organizowania majówek. Po roku nakazał ich odprawianie. Krótko potem został przez Rosjan zesłany do Jarosławia nad Wołgą. – W czasie wygnania napisał m.in. pomoc do nabożeństwa majowego. W tekście wyjaśnił całą jego ideę. W skrócie: maj ma 31 dni. To czas na duchową odnowę, rekolekcje. Warto podjąć konkretne postanowienie, wyrzeczenie, codziennie iść przed figurkę Maryi, przynieść Jej zerwany na łące kwiat. I poprosić o pomoc – opowiada prof. Waluś. – Feliński zachęcał też do rozważania fragmentów Ewangelii. Traktował więc nabożeństwo jako szansę odnowy moralnej i wiary wśród ludu.

W sukurs Felińskiemu przyszli kapucyni, zwłaszcza o. Prokop Leszczyński, legendarny kaznodzieja Warszawy. Napisał najbardziej poczytną na ziemiach polskich publikację wprowadzającą nabożeństwo majowe. Jego „Miesiąc Maryi dla ludu wiejskiego i dla odprawiających to nabożeństwo w gronie domowników ułożony” trafił do blisko stu tysięcy domostw. Do 1914 roku książka była wznawiana dwadzieścia sześć razy, przetłumaczono ją i wydano także na Litwie oraz Łotwie. Wydanie było zaopatrzone w aneks stanowiący modlitewnik, obejmujący Litanię Loretańską, Litanię do Serca Najświętszej Maryi, antyfony do Matki Bożej, modlitwy i hymny. – Książka zawierała też medytacje na temat prawd maryjnych, wydarzeń z Jej życia, ale też szerszy kontekst duchowo-moralny. Rozważania wskazywały ścieżki indywidualnego rozwoju duchowego – opowiada prof. Waluś. – Napisana była przystępnie.

W kolejnych książkach propagujących nabożeństwo majowe o. Prokop przybliżał także sens wezwań Litanii Loretańskiej i modlitw maryjnych.

Gdzie tu litania?

No właśnie: bo gdzie jest w tym wszystkim jakże mocno kojarzona z nabożeństwami majowym Litania Loretańska? Współcześnie nie ma chyba majówek bez tej modlitwy…

Bartłomiej Bober z kaszubskich Mściszewic prowadzi modlitwę przy swoim domu, wcześniej majówki prowadził jego ojciec. Na wspólną modlitwę pod rodzinną kapliczkę przychodzi kilkanaście osób ze wsi. – Majowe, w tym zawsze Litania Loretańska, to nasza tradycja. Co roku modlimy się w innej intencji, w tym roku o pokój – opowiada 31-latek. – To dla nas naturalne: gdy maj, to i litania.

Okazuje się jednak, że obecność Litanii Loretańskiej w nabożeństwach majowych długi czas była… opcjonalna. – We wszystkich polskich starych opracowaniach czytamy, że zachęcano po prostu do modlitwy przez wstawiennictwo Maryi. Tak jak kto umiał. Niewielu wiernych potrafiło przecież czytać, tym bardziej po łacinie. Nawet nie posiadano we wszystkich domach książeczek do nabożeństwa. Litania była więc modlitwą stosunkowo trudną. Ludzie modlili się śpiewem, odmawiali znane na pamięć modlitwy maryjne, dołączali do tego wyrzeczenia i postanowienia. Dopiero w XX wieku Litania Loretańska stała się popularna na majówkach – tłumaczy prof. Waluś. – Wielkim propagatorem litanii stał się też bł. ks. Ignacy Kłopotowski.

Siostra Daria, loretanka z sanktuarium Matki Bożej Loretańskiej w Loretto koło Wyszkowa: – Nasz założyciel w sposób szczególny ukochał Litanię Loretańską i krzewił ją wśród wiernych. Również w maju. Nabożeństwa majowe, które w Polsce wiążą się z patriotyzmem, to połączenie pobożności ludowej z głębokim sensem teologicznym. Od pokoleń modlimy się, wzywamy Matkę, która prowadzi do Boga. Litania Loretańska jest elementem codziennej modlitwy wszystkich naszych sióstr, a w maju włączają się w nią regularnie wierni przyjeżdżający do Loretto. Obserwuję, że ta forma pobożności odblokowuje, dotyka serc, budzi wspomnienia dziecięcej wiary. W efekcie nawet uśpiona wiara ożywa na nowo.

Redaktor Rafał Porzeziński, autor programu „Ocaleni”, od dziecka uczestniczy w majówkach. – Zacząłem jako ministrant. Śpiew Litanii Loretańskiej, te wezwania, uspokajał mnie, działał na młodą wyobraźnię. Po latach staram się również uczestniczyć w majówkach, chętnie gdzieś w plenerze, gdy jestem w podróży po Podlasiu czy Podkarpaciu.

Cześkowa i inne liderki

Są regiony w Polsce, gdzie tradycja majówek pod gołym niebem niemal zaniknęła. W innych miejscach przechodzi z pokolenia na pokolenie. Jeszcze inne miejscowości, które na jakiś czas zapomniały o nabożeństwie, reaktywują je świadomie i z energią młodych. Co jest więc warunkiem, by przetrwały i stały się jeszcze bardziej popularne? – Nie co, lecz kto – uśmiecha się prof. Monika Waluś. – Jeśli w konkretnej miejscowości, społeczności jest liderka (rzadziej lider), która potrafi stworzyć grupę, a grupa łączy i nie wyklucza, to jest niemal pewne, że majowe przetrwa i będzie się rozwijało, że ktoś z młodych potem modlitwy przejmie i będzie je organizował.

Rolę liderki prowadzącej majowe poznał pewnego razu red. Porzeziński, gdy zatrzymał się na modlitwę na podlaskiej wsi. – Podszedłem do kapliczki i grupy kobiet. Podekscytowany atmosferą, chciałem rozpocząć śpiew. W tym momencie poczułem na sobie lekko karcące spojrzenia, a któraś z pań powiedziała: „My na Cześkową jeszcze czekamy”. Po chwili przyszła pani Cześkowa – liderka – i rozpoczęła modlitwę. Panie były zadowolone, że do nich dołączyłem, jednak już wiem, że w takich sytuacjach swoje miejsce trzeba znać… – uśmiecha się.

Bo nabożeństwa majowe mają również wymiar społeczny. Przy okazji spotkań modlitewnych – zarówno sto lat temu, jak i dziś – następuje wymiana myśli, czasem obowiązków, nawiązanie głębszych więzi i relacji. W czasach zaborów czy okupacji takie spotkania mogły być okazją do poznawania się, nabrania zaufania dla potrzeb konspiracji.

A teraz? Wieść niesie, że to ostatnie lata polskich majówek… – Jeśli ktoś mówi, że to zanika i pójdzie w zapomnienie, a następnie zaczyna lamentować nad dzisiejszą młodzieżą, która się nie włącza w modlitwy, pytam: a dałeś przykład? Majówki zostają w krwiobiegu. Jeśli pójdziemy za młodu, jest duża szansa, że wrócimy jako dorośli ludzie, już bardziej świadomie – uważa R. Porzeziński.

A dlaczego maj?

Prastare wezwania Maryi nazywały Ją kwiatem pustyni. A kiedy kwitną najpiękniejsze kwiaty? Maj to pierwszy naprawdę ciepły miesiąc w roku. Radosny oddech po trudach zimy. Radosław Olesiński, prawnik z Bochni, mimo wielu obowiązków stara się więc uczestniczyć w majowej modlitwie w parku Uzbornia, przy kapliczce z XIX wieku. – To potrzebna chwila. Zatrzymanie od codziennego pędu, oderwania od ekranu. I wejście w przestrzeń sacrum. Stajemy przed kapliczką w wąwozie, który ożywa po zimie. Wszystko kwitnie, pachnie. Maj jest przepiękny i przez to piękno czuje się bliskość Boga i Maryi. Niegdyś Małopolska była ostoją majówek. Liczę, że któreś z moich dzieci będzie tę formę pobożności kontynuować…

Sens tej współczesnej wypowiedzi doskonale można uzupełnić tekstem sprzed ponad stu lat, wspomnianej już Józefy Żdżarskiej: „Kościół, pragnąc uczcić godnie Matkę Zbawiciela świata, obrał najpiękniejszy miesiąc roku, obraz młodości, nadziei, odrodzenia, natury, i poświęcił go jako ofiarę niebieskiej i pełnej litości Orędowniczce naszej”. Żdżarska zachęca: „Razem z kwiatami złóżcie Jej modlitwy, westchnienia, prośby za matkę, ojca, rodzinę, cierpiących braci, na koniec małe dolegliwości i cierpienia własne”.

– Chwalimy te łąki umajone, góry i doliny nie dla nich samych, ale w podziękowaniu za ich piękno – dodaje red. Porzeziński. – To trochę jakby iść z ukochaną Mamą na piękny spacer i wspólnie kontemplować piękno przyrody, jednocześnie omawiając ważne sprawy. I przede wszystkim czuć się z Nią bezpiecznie. To jest majowy skarb.

Właśnie po to chwalmy więc umajone łąki. A wśród kwiecia – Maryję.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.