Wierne posłuszeństwo Ojcu

Andrzej Macura

publikacja 06.05.2022 09:40

Garść uwag do czytań na święto Jezusa Chrystusa, Najwyższego i Wiecznego Kapłana roku A, z cyklu „Biblijne konteksty”.

Przez krzyż do nieba! Henryk Przondziono /Foto Gość Przez krzyż do nieba!
"Przez krzyż" nie znaczy koniecznie przez cierpienie. Ale na pewno znaczy "przez wierne posłuszeństwo Bogu"

W Wielki Czwartek, kiedy obchodzimy pamiątkę Ostatniej Wieczerzy i ustanowienia sakramentu kapłaństwa, ten drugi temat – słusznie zresztą – zostaje zepchnięty na drugi plan przez rozważanie tajemnicy Eucharystii – napisałem przed laty. Tak, ustanowione przez papieża Benedykta XVI święto Jezusa Chrystusa, Najwyższego i Wiecznego Kapłana ma prawdę o kapłaństwie wydobyć z tego cienia. Choć czas zdaje się pokazywać, że niekoniecznie tak się stało. Cóż, inne tematy rozpalają umysły... Ale chyba jednak warto przyjrzeć się czytaniom przygotowanym na to święto. Pomagają bowiem zgłębić tajemnicę kapłaństwa i nie zatrzymywać się na widzeniu go w perspektywie bycia „urzędnikiem Pana Boga”. A przy okazji nam, świeckim pomagają zrozumieć istotę tego kapłaństwa powszechnego, w którym wszyscy mamy udział.

Bo być kapłanem znaczy być przede wszystkim pośrednikiem. Między Bogiem a ludźmi. Dla świeckich oznacza to głownie modlitwę wstawienniczą, dla kapłanów ustanawianych sakramentem świeceń - także między innymi możliwość "sprowadzania" Boga na ziemię w sakramentach, także występowanie w Jego imieniu... Ale te czytania pokazują pewną podstawową cechę, jaką powinien mieć każdy będący pośrednikiem.

1A. Kontekst pierwszego czytania Rdz 22, 9-18

Tego dnia do wyboru mamy dwa pierwsze czytania.  „Pierwsze z pierwszych” pochodzi z Księgi Rodzaju. To opowieść o tym, jak Abraham , wierny poleceniu Boga, składa w krwawej ofierze Bogu swojego syna Izaaka i dopiero w ostatniej chwili okazuje się, że to próba i zostaje powstrzymany....

Przytoczmy tekst tej opowieści. Może szerzej, wraz z kontekstem. Sam tekst czytania – pogrubioną czcionką

A po tych wydarzeniach Bóg wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego: «Abrahamie!» A gdy on odpowiedział: «Oto jestem» - powiedział: «Weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jakie ci wskażę». Nazajutrz rano Abraham osiodłał swego osła, zabrał z sobą dwóch swych ludzi i syna Izaaka, narąbał drzewa do spalenia ofiary i ruszył w drogę do miejscowości, o której mu Bóg powiedział. Na trzeci dzień Abraham, spojrzawszy, dostrzegł z daleka ową miejscowość. I wtedy rzekł do swych sług: «Zostańcie tu z osłem, ja zaś i chłopiec pójdziemy tam, aby oddać pokłon Bogu, a potem wrócimy do was». Abraham, zabrawszy drwa do spalenia ofiary, włożył je na syna swego Izaaka, wziął do ręki ogień i nóż, po czym obaj się oddalili.

Izaak odezwał się do swego ojca Abrahama: «Ojcze mój!» A gdy ten rzekł: «Oto jestem, mój synu» - zapytał: «Oto ogień i drwa, a gdzież jest jagnię na całopalenie?» Abraham odpowiedział: «Bóg upatrzy sobie jagnię na całopalenie, synu mój». I szli obydwaj dalej.  A gdy przyszli na to miejsce, które Bóg wskazał, Abraham zbudował tam ołtarz, ułożył na nim drwa i związawszy syna swego Izaaka położył go na tych drwach na ołtarzu. Potem Abraham sięgnął ręką po nóż, aby zabić swego syna.

Ale wtedy Anioł Pański zawołał na niego z nieba i rzekł: «Abrahamie, Abrahamie!» A on rzekł: «Oto jestem». [Anioł] powiedział mu: «Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna».

Abraham, obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłanego rogami w zaroślach. Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna.  I dał Abraham miejscu temu nazwę "Pan widzi". Stąd to mówi się dzisiaj: «Na wzgórzu Pan się ukazuje».

Po czym Anioł Pański przemówił głośno z nieba do Abrahama po raz drugi:  «Przysięgam na siebie, wyrocznia Pana, że ponieważ uczyniłeś to, a nie oszczędziłeś syna twego jedynego,  będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą warownie swych nieprzyjaciół.  Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia [takiego, jakie jest udziałem] twego potomstwa, dlatego że usłuchałeś mego rozkazu».

Abraham wrócił do swych sług i wyruszywszy razem z nimi w drogę, poszedł do Beer-Szeby. I mieszkał Abraham nadal w Beer-Szebie.

Na pierwszy plan w tej opowieści wysuwa się kwestia posłuszeństwa Abrahama: Bóg rozkazał poświęcić syna, on, choć z bólem serca, postanowił ten nakaz wykonać. Możemy się oczywiście zastanawiać jak w ogóle mógł pomyśleć, by dopuścić się takiej zbrodni. I jak w ogóle Bóg mógł, choć to była przecież tylko próba, czegoś takiego zażądać. Ano... Inne czasy – moglibyśmy powiedzieć. Wtedy ofiary z dzieci nie były rzadkością. Nie tylko w tamtym kręgu kulturowym zresztą. Warto jednak nie zasłaniać się tylko „innymi czasami”. Gdyby Bóg dziś zażądał jakiejś wielkie ofiary, bylibyśmy skłonni dać?

Otóż to. Chyba zbyt często próbujemy dyktować Bogu co może, a czego nie może od nas zażądać. Człowiek dzisiejszy jakoś nie ma specjalnie skrupułów, gdy zabija „dla siebie”. Ot, dzieci nienarodzone, osoby starsze poddając eutanazji... Ale Bogu który jest Panem życia i śmierci, jednak  by zabraniał...

A więc posłuszeństwo Abrahama, o to w tej opowieści chodzi. Warto jednak przypomnieć sobie kim dla Abrahama był Izaak. Bo nie tylko synem. Był spełnieniem długo niespełnionej Bożej obietnicy. I to tylko takim małym jej promyczkiem; z obietnicy Boga, że Abraham zostanie wielkim narodem ostał się tylko on jeden. I tylko on mógł Abrahamowi zapewnić wnuki, dalsze trwanie rodu. A Bóg kazał Mu przekreślić i tę nadzieję, która kierował się w swoim postępowaniu przez wiele lat, dla której porzucił wszystko... Podwójnie trudna decyzja.

Bo historia Abrahama – wtedy jeszcze Abrama – zaczyna się w Księdze Rodzaju sporo rozdziałów wcześniej. W 12 rozdziale słyszymy Boga  mówiącego do niego: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem”. Abraham miał wtedy 75 lat! Mimo to posłuchał Boga i ruszył...

Czas mijał, trochę się działo. Ale dziecka jak nie było, tak nie było. A Bóg ponawiał obietnice.

„Nie obawiaj się, Abramie, bo Ja jestem twoim obrońcą; nagroda twoja będzie sowita”. Abram rzekł: «O Panie, mój Boże, na cóż mi ona, skoro zbliżam się do kresu mego życia, nie mając potomka; przyszłym zaś spadkobiercą mojej majętności jest Damasceńczyk Eliezer». I mówił: «Ponieważ nie dałeś mi potomka, ten właśnie zrodzony u mnie sługa mój, zostanie moim spadkobiercą». Ale oto usłyszał słowa: «Nie on będzie twoim spadkobiercą, lecz ten po tobie dziedziczyć będzie, który od ciebie będzie pochodził». I poleciwszy Abramowi wyjść z namiotu, rzekł: «Spójrz na niebo i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić»; potem dodał: «Tak liczne będzie twoje potomstwo». Abram uwierzył i Pan poczytał mu to za zasługę. (Rdz 15 1,6)

Czas dalej płynął, a dziecka jak nie było, tak nie było. Żona Abrahama, Sara, wymyśliła więc, że może da mu swoją niewolnicę jako nałożnicę i z niej poczcie się Abrahamowi syn. I tak faktycznie się stało. Ale to już było 11 lat po pierwszej obietnicy, gdy Abraham miał 86 lat! (Rdz 16,16). Potem Bóg ukazał się Abrahamowi gdy ten miał 99 lat. I znów ponowił swoje obietnice. I dopiero gdy Abraham miał 100 lat urodził mu się syn obietnicy, Izaak. A Izmaela i jego matkę odprawiono...

Dopiero gdy uświadamiamy sobie, ile Abraham miał wtedy lat i że między wyjściem Abrahama z Charanu a urodzeniem Izaaka minęło lat 25 uświadamiamy sobie, jak wielkie wymaganie postawił przez nim Bóg. To było i zabicie syna i ostateczne przekreślenie wszelkich nadziei, którymi żył od trzydziestu lat! Nadziei, którym wszystko podporządkowywał. I to wszystko właśnie składając w ofierze syna, miał przekreślić...

Dla każdego chrześcijanina postawa Abrahama jest wzorem wiary: zaufać bezgranicznie, zaufać do końca, choćby to zaufanie wydawało się niedorzecznością przekreślającą wszystkie nadzieje.  To wezwanie przed którym staje każdy z nas. Jednak czytane w święto Jezusa Chrystusa, Najwyższego i Wiecznego Kapłana może być odczytywane w sposób szczególny w odniesieniu do posługi kapłańskiej. Tak, jej ważnym, a może nawet podstawowym rysem, powinno być posłuszeństwo Bogu. Na przekór własnym kalkulacjom, na przekór nadziejom. Zaufanie, że czego by Bóg nie żądał, trzeba spełnić.

Wezwanie bardzo na czasie. W dobie gdy tylu księży, nawet biskupów, dostosowując nauczanie Kościoła do naszych czasów próbuje zmieniać Ewangelią, bardzo ważne. Zawsze być wiernym. Choćby na przekór nadziejom, choćby na przekór kalkulacjom i różnorakim strategiom. Wierność Bogu to coś w kapłaństwie niezwykle ważnego. Bo przecież pośrednik nie powinien zasłaniać tych, między którymi pośredniczy. Powinien widzieć ludzkie problemy i polecać je Bogu, ale też jasno przekazywać, czego od człowieka chce Bóg...

1B. Kontekst pierwszego czytania Hbr 10, 4-10

List do Hebrajczyków to dość trudne w odbiorze dla współczesnego czytelnika  pismo. Trudne, dla ludzi, którzy nie bardzo orientują się w tradycjach religijnych Izraela sprzed 2000 lat jego lektura może być zwyczajnie nużąca. Najogólniej rzecz biorąc chodzi w nim o wyższość Nowego. Nowego Przymierza nad Starym, ofiary Jezusa Chrystusa nad ofiarami składanymi dotąd w jerozolimskiej świątyni, nowego prawa nad starym. Interesujący nas i ewentualnie czytany w święto  Jezusa Chrystusa, Najwyższego i Wiecznego Kapłana fragment (ewentualnie, bo można wybrać poprzednie, z Księgi Rodzaju) to zakończenie części dogmatycznej tego listu. Dla ułatwienia lektury przytoczmy to czytanie w nieco szerszym kontekście, łącznie trzema pierwszymi wierszami tego rozdziału i kilkoma wierszami następującymi po tekście czytania.

Prawo bowiem, posiadając tylko cień przyszłych dóbr, a nie sam obraz rzeczy, przez te same ofiary, corocznie ciągle składane, nie może nigdy udoskonalić tych, którzy się zbliżają.  Czyż bowiem nie przestano by ich składać, gdyby składający je raz na zawsze oczyszczeni nie mieli już żadnej świadomości grzechów? Ale przez nie każdego roku [odbywa się] przypomnienie grzechów. Niemożliwe jest bowiem, aby krew cielców i kozłów usuwała grzechy. Przeto przychodząc na świat, mówi:

Ofiary ani daru nie chciałeś,
aleś Mi utworzył ciało;
całopalenia i ofiary za grzech
nie podobały się Tobie.
Wtedy rzekłem: Oto idę -
w zwoju księgi napisano o Mnie -
abym spełniał wolę Twoją, Boże.

Wyżej powiedział: ofiar, darów, całopaleń i ofiar za grzech nie chciałeś i nie podobały się Tobie, choć składa się je na podstawie Prawa. Następnie powiedział: Oto idę, abym spełniał wolę Twoją. Usuwa jedną [ofiarę], aby ustanowić inną. Na mocy tej woli uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze. Wprawdzie każdy kapłan staje codziennie do wykonywania swej służby, wiele razy te same składając ofiary, które żadną miarą nie mogą zgładzić grzechów. Ten przeciwnie, złożywszy raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, zasiadł po prawicy Boga, oczekując tylko, aż nieprzyjaciele Jego staną się podnóżkiem nóg Jego. Jedną bowiem ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęcani6. Daje nam zaś świadectwo Duch Święty, skoro powiedział:

Takie jest przymierze, które zawrę z nimi
w owych dniach, mówi Pan:
dając prawa moje w ich serca,
także w umyśle ich wypiszę je.
A grzechów ich oraz ich nieprawości
więcej już wspominać nie będę.

Gdzie zaś jest ich odpuszczenie, tam już więcej nie zachodzi potrzeba ofiary za grzechy.

W całym tym wywodzie mającym wykazać wyższość ofiary Jezusa nad ofiarami kapłanów Starego Testamentu, jej autentyczną skuteczność dla uświęcenia, zwraca uwagę przede wszystkim to, na czym ofiara polegała. Tak, bo Jezus też jest kapłanem – pisze autor do Hebrajczyków. Tyle że On nie ofiarował zwierząt, a samego siebie. Dokładniej – to bardzo istotne – swoje posłuszeństwo Bogu.

Tak, posłuszeństwo. To nie jest nic nowego: tak samo przecież dość wyraźnie pisał św. Paweł w Liście do Filipian. Nie tyle męka i śmierć Chrystusa nas zbawiły, co posłuszeństwo Bogu Ojcu posunięte aż do przyjęcie w imię tego posłuszeństwa bolesnej śmierci. Wierność Bogu, wierność, która bardzo wiele kosztowała, przyniosła nam zbawienie; ta wierność gotowa do poświęcenia własnego życia, wierność, która ostatecznie faktycznie poświęciła życie...

I znów, podobnie jak pisałem odnośnie do posłuszeństwa Abrahama, tak i teraz można napisać: to wzór postawy każdego chrześcijanina. Realizowała go przecież także Matka Najświętsza, od swojego „tak” w Nazarecie przez pogodzenie się ze śmiercią swojego Syna aż po trwanie z pierwszymi uczniami w Kościele. To jednak, że tekst ten pojawia się w święto Chrystusa – Kapłana jest przypomnieniem dla każdego kapłana dziś: składając Bogu Najświętszą Ofiarę Jego Syna musi być gotów złożyć także ofiarę z samego siebie. Nie liczy się jego „ja”, nie liczy się jego mądrość, roztropność, nie liczą się jego pomysły, liczy się posłuszeństwo, wierność Bogu. To jest coś, do czego jest szczególnie zobowiązany, uczestnicząc przecież w sposób pełniejszy niż inni chrześcijanie w kapłaństwie Jezusa Chrystusa.

2. Kontekst Ewangelii Mt 26, 36-42

Ewangelia roku A tego święta to modlitwa Jezusa w Ogrójcu.  W opowieści Ewangelisty Mateusza. Wiadomo, skończyła się już Ostatnia Wieczerza, Jezus zapowiedział, że zostanie wydany, ale że zmartwychwstanie i spotka się z uczniami w Galilei. Piotr zaś zapewniał, że nigdy w Mistrza nie zwątpi. Niebawem przyjdą świątynni strażnicy aresztować Jezusa; nie ma potrzeby rozpisywać się szerzej nad tym kontekstem. Przytoczmy więc interesujący nas fragment. Jak zwykle, z „doopowiadaniem” sceny do końca. Tekst czytania – pogrubioną czcionką.

Wtedy przyszedł Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemani, i rzekł do uczniów: „Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił”. Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać trwogę. Wtedy rzekł do nich: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!» I odszedłszy nieco dalej, upadł na twarz i modlił się tymi słowami: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty”. Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: „Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe”. Powtórnie odszedł i tak się modlił: „Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!” Potem przyszedł i znów zastał ich śpiących, bo oczy ich były senne. Zostawiwszy ich, odszedł znowu i modlił się po raz trzeci, powtarzając te same słowa. Potem wrócił do uczniów i rzekł do nich: „Śpicie jeszcze i odpoczywacie? A oto nadeszła godzina i Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy! Oto blisko jest mój zdrajca”.

4. Warto zauważyć

Chyba dobrze, że Ewangelia ta czytana jest w to święto. W Niedzielę Palmową gdy czytana jest cała opowieść o Męce Pańskiej, niekoniecznie ta scena zwraca uwagę...

Dziwi postawa Piotra, prawda? Nie tak dawno zapewniał, że będzie zawsze przy swoim mistrzu. A teraz, gdy ten go prosi by czuwał – razem z Jakubem i Janem – on zasypia... Wszyscy trzej zasypiają, choć wszyscy trzej w gronie Dwunastu mieli u Jezusa specjalne względy. W sumie piękny obraz prawdy, o której mówił Jezus „duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe”. Dlatego trzeba się modlić...

Zwraca w czytanej tego dnia Ewangelii uwagę, że opowieść została urwana po drugim modlitewnym epizodzie. Dlaczego? Chyba po to by nie koncentrować się na sennych uczniach, nie nadstawiać uszu na przychodzącą po Jezusa zgraje, ale by wsłuchać się w modlitwę Jezusa. I my tak więc zróbmy. Za pierwszym razem Jezus modli się:

Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty niech się stanie!

A za drugim:

Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!

Bardzo podobnie za każdym razem. Za trzecim – jak zapisał Ewangelista – też jakoś podobnie. Kielich jest tu oczywiście symbolem cierpienia. Zawiera bowiem wino, przygotowane przez zgniecenie owoców i wytryśnięcie ich soku... W tradycji biblijnej tłoczenie winogron, związane z rozbryzgiwaniem się wokół przypominającego krew soku, bywało symbolem Bożego gniewu. To jest odwołanie się do tej tradycji... Jezus prosi więc Ojca, by ominęło go to cierpienie. To, czyli to wszystko, co miało się tej nocy i następnego dnia stać. Ale – zaznacza – niech się nie dzieje jak ja chcę, ale jak Ty chcesz. Znów, podobnie jak w poprzednich czytaniach,  to posłuszeństwo Bogu.

Za drugim razem modlitwa brzmi podobnie. Następuje w niej jednak pewna charakterystyczna zmiana: już nie: „jeśli to możliwe, niech mnie ominie”, ale „jeśli nie może mnie ominąć, to”. Drobna zmiana, ale świadcząca o tym, że Jezus godzi się coraz bardziej z tym, co ma przyjść: najpierw chciałby tego uniknąć, potem jest już jakby bardziej świadom, że uniknąć się nie da, że czas próby nadszedł i nie powinien się wycofywać... Czyż nieraz nie podobnie wyglądają nasze modlitwy? Z czasem też nieraz coraz bardziej godzimy się, że musi być jak chce Bóg...

Dochodzimy tu do bardzo istotnego pytania, na które nie znajdziemy odpowiedzi w tej Ewangelii, ale warto jednak to zauważyć. Dlaczego Bóg zgodził się, by jego Syn poniósł bolesną śmierć na krzyżu? Czy nie powinien Go od takiej męki wybawić? Czy naprawdę trzeba było, by aż tak bardzo cierpiał?

Na pewno mamy tu do czynienia z pewną tajemnicą, ale chyba możemy pokusić się o odpowiedź na to pytanie. Po pierwsze trzeba więc zauważyć, że to nie Ojciec skazał Syna na śmierć, ale ludzie. Co bardzo istotne, za to, że był wierny swojemu posłannictwu. Chyba nie ma sensu się zastanawiać czy zostalibyśmy zbawieni, gdyby ludzie nie chcieli Jezusa zabić albo też zabić w tak okrutny sposób. Ten wariant historii, choć wydaje się możliwy, jednak się nie zdarzył. Jezus został brutalnie przez ludzi zabity. Dlatego, że nie podobało im się, co w imieniu Ojca do nich mówił i co w Jego imieniu czynił. Jezus pozostał swojej misji wierny aż do końca, Nie cofnął się. Ale to nie Ojciec posłał Go na krzyż, a ludzie. Nie chodziło więc o cierpienie, ale o posłuszeństwo, o wierność. Tyle że posłuszeństwo, wierność, które bardzo wiele kosztowały. No ale gdyby Jezus wtedy się cofnął, gdyby zaczął kręcić, wypierać się swojej misji, po to, by uniknąć cierpienia, nie byłby w pełni wierny Ojcu, prawda? Nie byłoby naszego zbawienia.

A po drugie... Posłuszeństwo Jezusa Ojcu chyba musiało wiele kosztować ze względu na nas. Gdyby nie kosztowało moglibyśmy się tłumaczyć i utyskiwać, że On miał łatwo; czemu my mamy mieć tak trudno? Bo przecież nieraz, zwłaszcza męczenników, wierność Bogu wiele kosztuje. Ale i nas może kosztować. Gdy bez trzymania się Bożego prawa byłoby łatwiej, wygodniej... Gdy łatwiej byłoby bez tego całego krzyża...

Chrystus zbawił nas wiec przez posłuszeństwo, wierność Ojcu. To główne przesłanie tej Ewangelii. I jednocześnie mocne wyzwanie dla każdego chrześcijanina, by w każdej przeciwności starał się być wierny Bogu. Tak, kapłanów, tych, którzy są Mu z racji powołania szczególnie bliscy, dotyczy to w szczególny sposób.

4. W praktyce

Wszystkie czytania tego święta - w roku A - krążą wokół tematyki posłuszeństwa. Abrahama, który zapoczątkował najistotniejszy etap historii zbawienia swoim heroicznym posłuszeństwem, i Jezusa, który posłuszeństwem, wiernością aż do śmierci dokonał dzieła zbawienia świata. Wszystkie rozważania praktyczne siłą rzeczy też więc powinny tego tematu dotyczyć... Temat szeroki, ale skrótowo zauważmy....

Posłuszeństwo wobec Boga, posłuszeństwo wobec Ewangelii jest chyba najważniejszym postulatem wypływającym nie tylko z czytań tego święta, ale całego chrześcijańskiego orędzia. Posłuszeństwo to inne imię tego, co nazywamy wiarą. Bo wiara nie jest przecież pustą teorią, a właśnie przyjmowaniem w posłuszeństwie tego, co mówi Bóg. Można powiedzieć, że kto niby w Boga wierzy nie jest Mu posłuszny wierzy trochę jak demony; jak pisał św. Jakub, one też wierzą i drżą. Ba, one wiedzą, że Bóg istnieje, ale Go odrzucają i Jego prawem gardzą. Człowiek, jeśli chce uchodzić za wierzącego, nie może być do nich podobny....

Bez wikłania się w w biblijne uzasadnienia tego poglądu (patrz 1 List Jana): istnieją chyba dwa rodzaje owego nieposłuszeństwa wobec Boga. Pierwsze, wynikające ze słabości. Człowiek wie, jak powinien postępować, nawet zgadza się z Bogiem i tak chciałby, ale w praktyce mu nie wychodzi. Jak pisał św. Paweł (w Liście do Rzymian) chce dobrze, a wychodzi źle, bo jego ludzka natura, skażona grzechem, mocno utrudnia mu podążenie za ideałami. I takie nieposłuszeństwo to chyba pół biedy.

Drugi rodzaj nieposłuszeństwa Bogu polega na kwestionowaniu słuszności Jego rozporządzeń. Dokładniej: rozporządzeń jasno przedstawionych w nauczaniu Chrystusa, w przykazaniach. To kwestionowanie praw Boga; to taka wiara demonów, stawianie siebie samego ponad Boga. I takie nieposłuszeństwo Bogu to już wielkie nieszczęście.

Nie sposób nie zauważyć, że ostatnie lata przyniosły nam gwałtowny wzrost tego rodzaju nieposłuszeństwa wobec Boga. Oczywiście najczęściej nie odważającego się na podważanie prerogatyw Boga wprost, ale posługującego się w tym celu pokrętną egzegezą. Szczególnie dotyczy to dziś kwestii szóstego przykazania; wyraźne nauczanie Jezusa w tym względzie, zgodność Tradycji w takiej a nie innej interpretacji pewnych zjawisk, próbuje się zmieniać odwołując się do miłości bliźniego. Tymczasem Jezus wyraźnie ostrzegał przed tego rodzaju praktykami; nieraz piętnował faryzeuszy za zastępowania prawa Bożego własną tradycją. Tak, to warto podkreślić: istotą faryzeizmu nie jest brak miłosierdzia dla grzeszników, jak się często sugeruje. Jego istotą jest dokonywanie takiej interpretacji Bożego prawa, by tego, co w nim niewygodne, nie trzeba było przestrzegać. Dzisiejsi chrześcijanie na pewno nie powinni chodzić drogami faryzeuszy

Jeśli wiec w dzisiejszym świecie chrześcijanie są piętnowani za wierność nauce Jezusa, za wierność Ewangelii, wielowiekowemu nauczaniu Kościoła w kwestiach moralności, to... trudno. Naszym powołaniem nie jest zapełniać kościoły, zdobywać poklask i uznanie.  Zresztą iluzją jest, ze łagodzenie wymagań przysparza Kościołowi wiernych. Naszym powołaniem jest wierność; posłuszeństwo Bogu. Jeśli trzeba – aż do śmierci.