Boże, nie licz na mnie!

ks. Tomasz Jaklewicz

GN 42/2007 |

publikacja 17.10.2007 15:07

Prośba „nie wódź nas na pokuszenie” budzi często zdziwienie, niezrozumienie lub nawet protest. Czy Bóg może nas wystawiać na pokusę? Czy to błąd w tłumaczeniu? Czy wolno wołać do Boga: „zabierz ode mnie pokusę”?

Boże, nie licz na mnie! Pixabay

Niektórzy komentatorzy załatwiają sprawę prosto. Twierdzą mianowicie, że tradycyjne tłumaczenie trudnego fragmentu „Ojcze nasz” należy poprawić na bardziej zrozumiałe przez współczesnych: „nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie” (tak jest np. w Biblii Tysiąclecia). I problem znika. To jednak droga na skróty. Prawda jest bowiem taka, że tradycyjny zwrot „I nie wódź nas na pokuszenie” jest dosłownym, wiernym tłumaczeniem oryginału, czyli greckiego tekstu Ewangelii (Mt 6,13, Łk 11,4). Żeby właściwie rozumieć to zdanie, trzeba uwzględnić fakt, że Żydzi bardzo często mówili o Bogu jako o jedynym sprawcy wszystkiego.

Na przykład w Księdze Izajasza czytamy: „Ja jestem Pan, i nie ma innego. Ja tworzę światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę. Ja, Pan, czynię to wszystko” (Iz 45,6–7). Nikt nie rozumiał tego i podobnych zwrotów w ten sposób, że Bóg jest bezpośrednim sprawcą zła. Ich właściwy sens jest taki, że nic nie dzieje się w świecie bez wiedzy Boga i bez Jego przyzwolenia.

Warto też wiedzieć, że greckie słowo peirasmos, tłumaczone tradycyjnie jako „pokuszenie”, oznacza w pierwszym sensie doświadczenie, próbę, a dopiero wtórnie pokusę. Zdanie „nie wódź nas na pokuszenie” jest więc prośbą człowieka w obliczu jakiegoś doświadczenia wiary czy próby człowieczeństwa. Wiem, że jestem słaby, liczę się z tym, że pokusa może mnie pokonać, dlatego wołam do Boga o ratunek, o pomoc.

Pokusa łowi na przynętę
Dobrym komentarzem rozjaśniającym wątpliwości jest fragment z pierwszego rozdziału Listu św. Jakuba. Apostoł wyjaśnia, że pokusy (doświadczenia) są naturalnym towarzyszem człowieka na drodze do świętości, co więcej, są szansą duchowego wzrostu. „Błogosławiony mąż, który wytrwa w pokusie, gdy bowiem zostanie poddany próbie, otrzyma wieniec życia, obiecany przez Pana tym, którzy Go miłują” (Jk 1,12).

I druga ważna prawda przypomniana przez św. Jakuba: „Kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi. Bóg bowiem ani nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi. To własna pożądliwość wystawia każdego na pokusę i nęci (dosłownie: łowi na przynętę). Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć” (Jk 1,13). To znakomity opis mechanizmu działania pokusy.

Sam Jezus doświadczał kuszenia na pustyni i wyszedł z tej walki zwycięsko. W Ewangelii czytamy, że „Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła” (Mt 4,1). Pokusa pochodzi od diabła, ale to jednak Duch (czyli Bóg) wyprowadził Jezusa na pustynię, na miejsce walki z pokusą. Papież Benedykt XVI zwraca uwagę, że doświadczenie pokus przez Jezusa było Jego zadaniem jako Mesjasza, czyli ważnym elementem Jego misji. Jezus znosi pokusy aż do śmierci na krzyżu. W ten sposób wchodzi „w obszar ludzkich pokus i upadków po to, aby nas ująć za rękę i wyprowadzić z nich.

List do Hebrajczyków przykłada do tego aspektu szczególną wagę i uważa go za istotną część drogi Jezusa: »Przez to bowiem, co sam wycierpiał, poddany próbie, może przyjść z pomocą tym, którzy jej podlegają« (2,18). »Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz poddanego próbie pod każdym względem podobnie jak my – z wyjątkiem grzechu« (4,15)”. Posługując się medycznym porównaniem, można powiedzieć, że Jezus sam poddał się pokusom, aby wytworzyć skuteczne szczepionki, które nie pozwalają rozwinąć się pokusie w grzech. Kiedy jednoczymy się z Chrystusem przez sakramenty, słowo Boże czy modlitwę, wtedy zostajemy „zaszczepieni” przeciwko pokusom. Przed upadkiem w godzinie próby chroni nas moc Jezusa, nie nasze własne siły.

Modlitwa to zmaganie
Szósta prośba Modlitwy Pańskiej uświadamia nam prawdę, o której często wolelibyśmy zapomnieć, a mianowicie, że modlitwa jest walką. Katechizm Kościoła poświęca kilka stron temu tematowi. Modlitwa walką? Przeciw komu? „Przeciw nam samym i przeciw podstępom kusiciela, który robi wszystko, by odwrócić człowieka od modlitwy, od zjednoczenia z Bogiem” (KKK 2725). Walka duchowa jest nieodłącznym elementem życia chrześcijanina. Oczywiście takiego chrześcijanina, który chce na serio żyć Ewangelią.

Modlitwa odsłania cały nasz wewnętrzny bałagan. Modlimy się tak, jak żyjemy. Nie powinno nas dziwić, że na modlitwie najsilniej odzywają się pokusy, że właśnie wtedy daje znać o sobie nasze zwątpienie, brak wiary, znużenie, domaganie się nagrody za cnotliwe życie, a nieraz nawet cielesne pożądanie. Zły wie, że każda chwila szczerej modlitwy jest ciosem dla jego planów, dlatego zrobi wszystko, by odciągnąć nas od modlitwy.

Papież Benedykt XVI, komentując słowa „nie wódź nas na pokuszenie”, odwołuje się do Księgi Hioba. Hiob został poddany strasznej próbie, nie stracił jednak wiary w Boga. Jego przykład pokazuje, że niektóre próby mogą być zamierzone przez Boga. Co więcej, bywają koniecznym etapem duchowego rozwoju. Papież pisze: „Ażeby osiągnąć dojrzałość, żeby miejsce powierzchownej pobożności mogło zająć głębokie zjednoczenie z Bogiem, człowiek musi przechodzić przez doświadczenia. Jak sok z winogron, by stać się szlachetnym winem, musi przejść proces fermentacji, tak też człowiek potrzebuje oczyszczenia i transformacji. Bywa to niebezpieczne dla niego, może nawet ponieść porażkę, są to jednak drogi, które trzeba przejść, by dojść do siebie samego i do Boga. Miłość jest zawsze procesem oczyszczeń i wyrzeczeń, bolesnych przemian, prowadzących do dojrzałości”.

Modlitwa dezerterów?
Słowa „nie wódź nas na pokuszenie” pokazują, że nie tylko wolno, ale wręcz trzeba prosić Boga o oddalenie pokus i doświadczeń. Czy w tej prośbie nie można dopatrzeć się pewnej analogii z dramatycznym wołaniem Jezusa w Ogrójcu „oddal ode mnie ten kielich”? Bóg nie chce nas dręczyć. On jest tym, który nas chce przeprowadzić przez ciemności ku światłu.

W wołaniu „nie wódź nas na pokuszenie” jest coś na wskroś ludzkiego, jest lęk przed próbą, przed bólem, śmiercią. Nikt z nas przecież nie wie, jak się zachowa w chwili próby, czy wytrzyma, czy się sprawdzi, czy też okaże się słabeuszem. Dlatego, gdy modlimy się: „nie wódź nas na pokuszenie”, to mówimy Bogu: „Wiem, że potrzebne mi są doświadczenia (…), ale pamiętaj, proszę, o moich ograniczonych możliwościach. Nie licz za bardzo na mnie. Nie przesuwaj zbyt daleko granic, w których mogę doznawać pokus, i bądź w pobliżu z Twoją opiekuńczą ręką, gdy moja wiara zaczyna już dobiegać końca” (Benedykt XVI). Przed Bogiem nie musimy udawać bohaterów, mamy prawo stanąć przed Nim ze swoimi lękami.

Nie, to nie jest modlitwa dezertera w obliczu próby, ale modlitwa człowieka pełnego pokory. Kogoś, kto rozumie, że doświadczenia muszą przyjść, ale jeszcze lepiej rozumie, że jest słaby. „To – jak pisze Papież – prośba o to, żeby Bóg nie nakładał na nas większych ciężarów, niż zdołamy udźwignąć, i żeby nie wypuszczał ze swych rąk”. Święty Paweł dodaje nam otuchy: „Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać (1 Kor 10,13)”. Pełny sens prośby „nie wódź nas na pokuszenie” można uchwycić wtedy, kiedy czyta się ją łącznie z ostatnim wezwaniem: „ale nas zbaw ode Złego”. Ale o tym za tydzień.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.