Gdzie się niebo otwarło

ks. Adam Pawlaszczyk

GN 1/2023 |

publikacja 05.01.2023 00:00

Z historycznego i archeologicznego punktu widzenia jasno wynika, że faktyczne miejsce chrztu Jezusa Chrystusa znajduje się po jordańskiej stronie rzeki Jordan.

Białe alby nawiązują do tradycji szat nowo ochrzczonych. Białe alby nawiązują do tradycji szat nowo ochrzczonych.
KS. ADAM PAWLASZCZYK /FOTO GOŚĆ

Ten skwar i to oślepiające słońce trudno jest znieść. Wszystko zdaje się szarożółte, suche, obumarłe. Tumany pyłu wznoszą się za małymi meleksami, które wiozą kolejne grupy turystów. Taki tu mają zwyczaj: lepiej ludzi dowieźć na miejsce, niż narażać słynną ziemię na zdeptanie przez tłum. Nawet papież Franciszek poruszał się podobnym pojazdem, prowadzonym przez samego króla Jordanii. Po drodze turyści mijają niewielkie wiaty, w tym tę ochraniającą autentyczne miejsce chrztu Jezusa i mozaiki upamiętniające najważniejsze momenty z historii Al-Maghtas na wschodnim brzegu Jordanu.

Jest papież Franciszek, jest Jan Chrzciciel. Najważniejsza postać w miejscu tonącym w tumanach kurzu i pyłu, nad mętną wodą, która za jego czasów wyglądała i zachowywała się zupełnie inaczej. A jednak nie on jest najważniejszy, bo przecież tu doszło do jego spotkania z naprawdę najważniejszym, „większym” od niego, o którym on mówił „Baranek Boży”.

Dwa brzegi Jordanu

Jest wrzesień 2019 roku. Nikt jeszcze nie przypuszcza, że za kilka miesięcy pandemia bezlitośnie zamknie te tereny dla pielgrzymów i turystów. Tymczasem pielgrzymi i turyści spotykają się na dwóch brzegach rzeki: wschodnim, jordańskim, i zachodnim, izraelskim. Na izraelskim trwa celebracja, obrzędy związane w jakiś sposób z chrztem albo odnowieniem przyrzeczeń chrzcielnych. Grupa czarnoskórych chrześcijan w białych albach entuzjastycznie podryguje w rytm pieśni gospel. Wznoszą ręce, zamykają oczy, unoszą twarze ku palącemu słońcu, spotykają Boga. Muskularny mężczyzna i solidnie zbudowana kobieta wychodzą z wody, patrzą sobie w oczy, wyznają miłość, trzymając się za prawe dłonie, a lewymi dotykając serca. Jordańska strona zdecydowanie spokojniejsza, turyści, elegancko unosząc w rękach aparaty, robią zdjęcia, pozują do nich, nie robią kroku w kierunku wody, w stronę stanowczo połyskującej w słońcu granicy wyznaczonej liną.

Dwa tysiące lat wcześniej „wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów” – zanotował ewangelista Marek. Dodał: „Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając [przy tym] swe grzechy. Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: »Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym«. W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: »Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie«”. Jan uzupełnił: „Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu” (J 1,28).

Druga strona historii

Ewangeliczne opisy fenomenalnie zinterpretował Roman Brandstaetter w „Jezusie z Nazaretu”. Tłum, w którym Jezus czekał, by odegrać jedną z najważniejszych scen tego dramatu, słowną przepychankę z prorokiem na temat tego, kto kogo chrzcić powinien i jakie jest w rzeczywistości posłannictwo proroków, oczekiwał Mesjasza. „Krok za krokiem, cierpliwie i spokojnie, mimo dokuczliwego skwaru i zmęczenia, posuwał się w kierunku brzegu”. Ludzie stojący w pobliżu „rozprawiali szeptem o pustynnym bracie, o jego uczniach, o pokucie i chrzcie, i z rozmów ich Jezus dowiedział się, że mimo gorących sprzeciwów, zaprzeczeń i nieustannych sprostowań Johanana lud skłonny był uważać go za Mesjasza ukrytego, a ta ukryta forma objawienia – ukryta, rozumie się, do czasu – nie tylko podniecała wyobraźnię Izraelitów, lecz jeszcze bardziej umacniała ich w słuszności przypuszczeń i dociekań coraz śmielszych, a niekiedy nawet przybierających ton kategorycznych stwierdzeń o świętym proroku, który lada dzień zrzuci zasłonę ze swojej twarzy i objawi się całemu Izraelowi w pełnej chwale Bożego Pomazańca. Johanan swoje, lud swoje. Jasne było, że mesjańska tęsknota tych ludzi wciąż krążyła wokół wyzwolenia spod władzy Rzymian i zdecydowała o tym, że cierpliwe czekanie narodu – nie zawsze wprawdzie było ono cierpliwe, ale wiadomo przecież, że niewymierne i względne są granice ludzkiej cierpliwości, więc nawet taką czy inną sporadyczną niecierpliwość synów Izraela od wieków znoszących obce jarzmo można uważać za akt podziwu godnej cierpliwości – było jego chlebem codziennym, przepojonym łzami, goryczą i popiołem”. Jan swoje, tłum swoje – czarny chleb powszedni proroków, którym ostatecznie i samego Mesjasza nakarmią, wiedząc lepiej, wiedząc swoje, pragnąc chleba i spokoju bardziej od tamtego ludu, przed którym zupełnie niedaleko stąd Jordan się rozstąpił. Każda historia ma dwa oblicza – wody której jednak strony Jordanu faktycznie dostąpiły zaszczytu obmycia Wcielonego Słowa?

W Jordanii zewsząd słyszysz, że to po „ich” stronie ochrzczono Pana. Wątpiącym może pomóc mapa z Madaby, odkryta ponad sto lat temu bezcenna mozaika z VI wieku. Dwie ryby płynące Jordanem – jedna od Morza Martwego, druga w jego kierunku – symbolicznie wskazują miejsca spotkań chrześcijan. Wszelkie debaty na ten temat zostały przerwane w 2015 roku, kiedy UNESCO wpisało „Bethany Beyond the Jordan” na Listę Światowego Dziedzictwa. Decyzję uznali papieże – Jan Paweł II pielgrzymujący tu w 2000 roku i Benedykt XVI – w 2009 roku. Pięć lat po nim miejsce to odwiedzi Franciszek. W niedokończonym jeszcze kościele łacińskim, pod który kamień węgielny poświęcił jego poprzednik, spotka się z młodzieżą i niepełnosprawnymi. Ogromny, piękny, przestronny, pod wezwaniem Chrztu Pańskiego. Odwiedzi go 9 stycznia 2021 roku nowy patriarcha Jerozolimy abp Pierbattista Pizzaballa, który w oświadczeniu dla Catholic News Service wyjaśni zamieszanie związane z lokalizacją tego ważnego dla chrześcijan miejsca: „Z historycznego i archeologicznego punktu widzenia jasno wynika, że faktyczne miejsce chrztu Jezusa Chrystusa (w rzece Jordan) znajduje się po stronie jordańskiej. Jest po tej stronie zgodnie z tradycją, historią i tym, co podaje Biblia”. Wątpliwości zatem nie ma. Tym bardziej że faktyczne i najbardziej prawdopodobne miejsce, w którym odbywał się dialog Jezusa i Jana Chrzciciela i nad którym niebo się rozwarło, i tak leży dzisiaj dość daleko od nurtu rzeki...

Ochrzcić się nie da

Jest czerwiec 2022 roku. Ten sam skwar, tym razem przeżywany na obecnym terenie Izraela. Sytuacja się powtarza. Tyle że do Jordanu trzeba podjechać samemu, mijając po drodze kilka budek strażniczych. Z tej strony sprawy mają się nieco inaczej. Rozentuzjazmowani Latynosi lub Hiszpanie zakładają długie białe szaty. Kobiety – jest ich więcej – z większymi oporami, ale jednak – wchodzą do wody, zanurzają się, przeżywają coś, co zapewne wielu dziennikarzy nazwie chrztem, ale z całą pewnością nim nie jest. Choć głowy wodą prosto z muszli świętego Jakuba polewa ksiądz katolicki ubrany w albę i stułę. Można ewentualnie interpretować ten gest jako symbol odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych, ale ważnego chrztu udzielić się tu nie da, mruczę pod nosem, pamiętając, że chrzcić może ktokolwiek wedle naszego prawa, byleby miał czystą wodę i prawidłową intencję oraz uczynił to w imię Trójcy Przenajświętszej. To, co płynie korytem Jordanu, czystą wodą nie jest na pewno – zawiera ponoć sporą ilość pestycydów spływających z nawożonej ziemi uprawnej.

Miejsce nie przypomina nawet brzegu rzeki sprzed prawie sześćdziesięciu lat, z czarno-białej fotografii Pawła VI, pierwszego papieża, który tu przybył. Paweł VI w długim białym płaszczu stoi w otoczeniu dygnitarzy i przemawia do ustawionego na archaicznym stojaku mikrofonu. Fotoreporterzy się kłębią, wyginają się z aparatami nawet za prowizorycznymi linkami oddzielającymi skalisty brzeg od płynącej dość wartkim nurtem rzeki. Nie boją się wpaść, znaczy nie jest głęboko, a przynajmniej nie tak głęboko jak dwa tysiące lat temu, kiedy nazwa rzeki oddawała jej wartki nurt. Wtedy jednak ten nurt było chociaż widać, tworzył jakieś kłęby piany pod nogami fotoreporterów, nieudolnie udając żywiołowego staruszka. Dziś trudno uwierzyć, że to rzeka, w której tłumy przyjmowały chrzest nawrócenia. Choć być może wielu wciąż w niej się nawraca? Podziwiam zapał religijny tych, którzy się w niej zanurzyli i mokrzy wychodzą na drewniane podesty, ściskani przez pozostałych członków wspólnoty. Jeśli w pielgrzymim zapale, wspominając chrzest Jezusa, odnowili właśnie swoje przyrzeczenia chrzcielne, być może otwarło się nad nimi niebo. Wyglądają na szczęśliwych. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.