Grzeszny święty

Andrzej Macura

publikacja 14.09.2011 14:37

Chrześcijanin, jeśli chce być autentycznym uczniem Jezusa, musi zgodzić się na życie w rozdarciu. Wybrany przez Boga, święty i umiłowany ciągle jest mniej czy bardziej grzesznikiem.

Grzeszny święty Henryk Przondziono GN W Jego ranach jest nasze zdrowie....

To nie wymysł zbyt otwartego na świat modernisty. Tego uczy liturgia. Gdy zbliża się czas przyjęcia Komunii, ci, którzy jeszcze przed chwilą wielbili Boga i nazywali Go swoim Ojcem, zaczynają znów mówić o swoich grzechach. Nie kończy się na zwykłym: „Nie zważaj na grzechy nasze” i geście podania sąsiadowi ręki, gdy kapłan wzywa: „Przekażcie sobie znak pokoju”. Święty grzesznik (albo grzeszny święty) korzy się dalej.

Raczej nie dowiemy się, co pomyśleli uczniowie Jana Chrzciciela, gdy nad wodami Jordanu powiedział o Jezusie: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata”.  W tamtej chwili wyznanie Jana musiało brzmieć dość zagadkowo. Dopiero po czasie okazało się, że Prorok mówił prawdę. Jeden z dwóch uczniów Jana, którzy następnego dnia, słysząc jeszcze raz wyznanie Chrzciciela, poszedł  za Jezusem, olśnienia doznał dopiero pod krzyżem.

Gdy Jezus konał, w mieście trwały przygotowania do święta Paschy. W świątyni zabijano baranki, które pobożni Żydzi mieli spożyć podczas uczty przypominającej tamtą Paschę sprzed wieków, gdy Izrael wychodził z Egiptu. Z mało jasnych powodów bardzo się przy tym starano, by – jak chciał starożytny nakaz – nie połamać zwierzętom kości. W tym samym czasie za murami miasta, by przyspieszyć agonię skazańców, żołnierze łamali golenie złoczyńcom ukrzyżowanym z Jezusem. Wbrew pozorom był to akt łaski. Wisząc na samych rękach skazańcy dużo szybciej się dusili. Gdy podeszli do Jezusa, zauważyli, że już skonał. Dlatego nie połamali Mu nóg, tylko jeden z nich  włócznią przebił Jego bok. Właśnie wtedy niezrozumiały starożytny nakaz i prorocza wizja Jana Chrzciciela  połączyły się w jedno. Oto jest prawdziwy baranek Boży – zrozumiał Jan Ewangelista.  Jego krew nie ratuje już tylko pierworodnych, ale wszystkich. I nie przed śmiercią cielesną, ale taką, która przynosi śmierć wieczną. Ten Baranek gładzi grzech świata. Z Jego daru skorzystają wszyscy, których obmyje woda chrztu i którzy karmić się będą Jego Ciałem i Krwią – zrozumiał Jan patrząc na wypływające z przebitego boku Zbawiciela wodę i krew.

Zebrani na Eucharystii są ludem zbawionych. Dopuszczeni do wspólnoty z Bogiem mogą Go nazywać swoim Ojcem. Jednak świadomi własnej małości jeszcze raz proszą: „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami”. I pomni Chrystusowej obietnicy pokoju, jakiego świat dać nie może dodają: „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem”.

Gdy wierni zanoszą swoje prośby do Baranka, kapłan upuszcza  do kielicha z Krwią Chrystusa cząstkę Jego Ciała. Wypowiada  przy tym w ciszy słowa: „Ciało i Krew naszego Pana, Jezusa Chrystusa, które łączymy i będziemy przyj­mować, niech nam pomogą osiągnąć życie wieczne”. Ciało na powrót łączy się z krwią. W geście tym dostrzega się czasami symbol zmartwychwstania. Ale zapowiada on także nasze zmartwychwstanie. Z przebitego boku Chrystusa – Baranka, wypłynęła woda i krew. Symbole dwóch sakramentów: chrztu i Eucharystii. Złączeni z Jezusem przez wodę chrztu już jesteśmy dziećmi Bożymi, zaproszonymi, by mówić do Boga „Ojcze” i składać Mu w ofierze Jego Syna. Jednak ciągle nie możemy być pewni zbawienia. Bo ciągle upadamy w grzech. Stąd potrzeba Eucharystii. By nam, którzy już jesteśmy obywatelami nieba, wystarczyło sił, by tam dojść. Dla niegodnych wybrańców Bożych Komunia jest pokarmem, który „pomaga nam osiągnąć życie wieczne”.

Ów dualizm, owo już i jeszcze nie, bardzo wyraźnie przebija z ostatniego przed Komunią dialogu celebransa z wiernymi. To kompilacja trzech biblijnych cytatów.

Czasem dyskutuje się nad tym, czy Komunię powinno się przyjmować na stojąco, czy w postawie klęczącej. Zwolennicy drugiej możliwości wskazują na konieczność oddania czci Jezusowi. Chyba zapominają o chwili bezpośrednio poprzedzającej Komunię. To właśnie jest czas pokornej adoracji. Kapłan pokazuje zgromadzonym Chrystusa, a oni klęcząc uświadamiają sobie jeszcze raz, Kto za chwilę zagości w ich sercach.

„Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata” – przypomina słowa Jana Chrzciciela celebrans. Nie grzech – jak jest w biblijnym oryginale – ale grzechy. Bo zgromadzeni już zostali ochrzczeni. Ich grzech, ten najbardziej podstawowy, niewiara, został już zgładzony. W ferworze życia pojawiły się jednak inne. Nieraz bardzo wielkie. Wszystkie je Jezus poniósł na krzyż. Dlatego w drugim zdaniu celebrans cytatem z Apokalipsy (Ap 19) przypomina wszystkim o nadziei: „Błogosławieni, którzy zostali wezwani na (Jego) ucztę Baranka”. Nie tylko na Eucharystię, podczas której karmimy się Ciałem i Krwią Chrystusa. Na apokaliptyczną ucztę godów Baranka. Na to wielkie mające kiedyś nastąpić wydarzenie, kiedy po pokonaniu Wielkiej Nierządnicy Oblubieniec (Chrystus) na zawsze poślubi swoją Oblubienicę (Kościół). Ucztę, która w pewnym sensie nie będzie miała końca. Wszak mamy już na zawsze być blisko Boga.

Święty Bóg zaprasza nas na ucztę. Na ucztę do nieba. Ale my nie jesteśmy tego zaszczytu godni. Dlatego odpowiadamy parafrazując słowa setnika z Kafarnaum. „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo,  a będzie uzdrowiona dusza moja”. „Do mnie” nie oddaje zbyt dokładnie biblijnego oryginału. Dokładnie fraza ta brzmi „abyś wszedł pod mój dach”. Tak jest w liturgii łacińskiej. Owo „do mnie” to coś więcej niż „do mojego serca”. To „wejdź w moje życie, ogarnij moje codzienne sprawy, bądź zawsze ze mną”. Każdy z nas mówi wtedy Bogu: „Jestem grzesznikiem. Tylko wtedy kiedy mi pomożesz, gdy będziesz mnie wzmacniał swoim Ciałem, znajdziesz kiedyś mnie, grzesznika na tyle świętego, że nie będziesz mnie musiał wypraszać ze swojej niebieskiej uczty...