21.06.2010

Jezus pyta mnie dzisiaj o to, w jaki sposób patrzę na drugiego człowieka. W jaki sposób go oceniam, mierzę jego czyny i słowa.

Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? [Mt 7,3]

Jezus pyta mnie dzisiaj o to, w jaki sposób patrzę na drugiego człowieka. W jaki sposób go oceniam, mierzę jego czyny i słowa.
Mamy tendencję do wybielania tych, których kochamy, którzy są nam bliscy, z którymi się dobrze rozumiemy i czujemy. Wtedy często nasze spojrzenie na drugiego jest tak pełne miłości, że nie dostrzeżemy belki grzechu w ich słowach czy postępowaniu.
Ale jeśli tylko ktoś nam w jakikolwiek sposób podpadnie i zacznie zawadzać, przeszkadzać; jeśli tylko jego sposób życia jest w jakikolwiek sposób inny; jeśli ktoś nas skrzywdził czy nie zechciał nas zrozumieć, wówczas włącza się w nasze patrzenie surowość i drobiazgowość. Zaczyna się wyliczanie czyichś win, wartościowanie czyjegoś życia.
A przecież nie znamy czyjegoś serca, nie znamy czyichś intencji działania. Jednak brak miłości sprawia, że nasz sąd jest bardzo surowy, a miara bardzo skąpa.
Czy jednak chcielibyśmy, by inni ocenili nas w ten sam sposób – bez miłosierdzia, bez odrobiny zrozumienia i współczucia, zawężając ocenę tylko do Litery, a ignorując Ducha?