04.07.2010

Możemy – i pewnie słusznie – mieć alergię na napuszone słowa o posyłaniu robotników na żniwo, powołaniu, łasce sakramentów itp. Tylko co w zamian?

Kościelny tryumfalizm i pompa nie są dzisiaj zbyt popularne. I pewnie rzadko kto wpada w pychę, nazywając się chrześcijaninem. Jakoś zapomnieliśmy, że są powody do chwały, że tryumf jest nieuchronny. Nasza skromność oznacza zazwyczaj brak głębi, zanik świadomości, co naprawdę dokonuje się w nas i dla nas. Możemy – i pewnie słusznie – mieć alergię na napuszone słowa o posyłaniu robotników na żniwo, powołaniu, łasce sakramentów itp. Tylko co w zamian? Czy w naszym osobistym, duchowym krajobrazie jest jeszcze miejsce na Tajemnicę, świętość, poczucie misji? Na świadomość, że Królestwo Boże jest tak blisko?

Czytamy o Jerozolimie: „Cieszcie się z nią bardzo wy wszyscy, którzyście się nad nią smucili”. Ta zależność jest czasem fundamentalna – bolejcie nad Kościołem ci właśnie, którzy umiecie się radować z nim razem. Nie da się korzystać z dobrodziejstw Kościoła, z łaski Boga, unikając ucisku, nie słysząc o ranach. I na nic zda się lament, jeśli nie umiemy go skończyć, pójść krok dalej. Na żniwo.

 

Czytania mszalne rozważa Katarzyna Solecka