13.07.2010

Wokół mnie każdego dnia dokonują się rzeczy nie tylko zwykłe, ale i cudowne. Nie wykorzystuję tych doświadczeń, bo nie dostrzegam w nich Bożego działania.

Snuła plany na przyszłość –  dokończyć pracę magisterską, obronić się, a potem wyjść za mąż i stworzyć szczęśliwą rodzinę. Jednak bóle głowy stawały się coraz trudniejsze do wytrzymania. Badania były jak wyrok śmierci – guz, kolejne wykazały, że złośliwy. Wielu przyjaciół zaczęło szturmować niebo, prosząc o jej zdrowie. Tylko jej mama nie umiała, obraziła się na Boga, przestała się modlić. Potem szpital, kolejne badania i zaskakująca diagnoza: po guzie nie ma śladu. Ten cud odmienił jej mamę. I mimo, że po kilku latach jej córka zginęła w wypadku samochodowym, pozostała przy Bogu, uwierzyła, że tamten cud był dla niej.

Mieszkańcy Korozain, Betsaidy i Kafarnaum nie wyciągnęli nauki płynącej z tego, czego byli świadkami. Nie rozpoznali w Jezusie Mesjasza, choć widzieli Jego cuda. I ja pozostaję ślepa i głucha na Jego działanie. Wokół mnie również każdego dnia dokonują się rzeczy nie tylko zwykłe ale i cudowne. Zbyt słabo wykorzystuję te doświadczenia, bo nie dostrzegam w nich Bożego działania, nie słyszę, jak do mnie mówi, nie staram się odnaleźć w nich Jego obecności. Czy w nią w ogóle wierzę? A Bóg, jak kiedyś przez proroka Izajasza przemówił do króla Achaza, uspokajając go, że mimo zewnętrznych okoliczności zwiastujących zgubę Jerozolimy – jest z nim, tak i mnie przez różne wydarzenia i ludzi o tym ciągle przekonuje i przypomina:„Jeżeli nie uwierzycie, nie ostoicie się.”  Iz 7,9b.