16.07.2010

Ofiara składana Bogu miała przybliżać do Niego i pogłębiać więź, a stała się formą zasługiwania na szczególne względy u Boga i zachwyt u ludzi.

Codziennie była na Mszy, często sięgała po książkę o treści religijnej, sporo czasu poświęcała na modlitwę i odmawiała nawet Brewiarz. Przy tym wszystkim dobrze wiedziała którzy sąsiedzi chodzą do kościoła, a którzy nie. W swoich ocenach była bezlitosna wobec tych, których nazywała bezbożnikami. Z większością z nich była skłócona. Krytykowała ich nawet wtedy, gdy robili coś dobrego. Pomoc była w stanie nieść tylko tym, których postrzegała jako wierzących. Co kierowało jej postępowaniem? Czuła się lepsza od innych?

Czyż i ja nie postępuję podobnie? Czyż nie czuję się lepsza od tych, co nie chodzą do kościoła, którzy żyją daleko od Boga? Jak często ich krytykuję, negatywnie się na nich nastawiam, odwracam się od nich? Faryzeusze, tak bardzo skupieni na sformalizowanym wypełnianiu przepisów Prawa, zapomnieli o tym, co najistotniejsze. Ofiara składana Bogu miała przybliżać do Niego i pogłębiać więź, a stała się dla nich pewną formą zasługiwania na szczególne względy u Boga i zachwyt u ludzi. Stąd też byli pewni swojej doskonałości i bliskości Boga, czuli się w tym względzie lepsi od innych. Uważali, że swoimi ofiarami na to zasłużyli i się im to należy. Tak bardzo byli zaślepieni, że zrywanie kłosów i posilanie się ziarnem głodnych Apostołów, uznali za żniwo, które w szabat było zakazane. Wtedy Jezus powiedział do nich słowa: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary” Mt 12,7b, a dziś kieruje je do mnie.