23.07.2010

Krzyż oczyszczenia

Pozbyć się tych wszystkich protez, dających wrażenie, że chodzi się lepiej, szybciej, sprawniej, wywołujących u obserwatorów wrażenie, że jesteśmy tacy oryginalni, ekscentryczni, ekstrawaganccy.

Przybity do krzyża. Czyli złożony niemocą, chorobą, z ograniczoną do minimum możliwością działania, niemal całkowicie zdany na innych. Tak rozumiemy przybicie do krzyża i w dużej mierze mamy rację. Chociaż nie jest to krzyż najbardziej bolesny.

Przybity do krzyża. Czyli Ojciec, odcinający gałęzie nie przynoszące owoców, oczyszczający owoc przynoszące. Jakby ktoś dokonywał amputacji bez znieczulenia. Taki krzew płacze. Widziałem litry soku, wypływającego z przyciętych gałęzi winogron. W znaczeniu fizycznym to ból jednorazowy i być może nie tak silny, jak ten ciągły. Ale jest także ból duchowy. Gdy odciąć trzeba coś, co cieszyło, do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić i w pewnym sensie pokochać. Czyż nie mówiliśmy z odrobiną czułości o jednej czy drugiej swojej wadzie? Pozbyć się tych wszystkich protez, dających wrażenie, że chodzi się lepiej, szybciej, sprawniej, wywołujących u obserwatorów wrażenie, że jesteśmy tacy oryginalni, ekscentryczni, ekstrawaganccy. To musi boleć i wyciskać łzy.

Tajemnicą pozostaje dlaczego musi boleć i dlaczego musi wyciskać łzy…

 

Czytania mszalne rozważa ks. Włodzimierz Lewandowski