15.08.2010

Jeżeli w dni takie jak dziś nie zaprząta nas Bóg, nie myślimy o niebie, nie świętujemy razem – być może dzieje się z nami coś złego. To, że wracamy do domów, że byliśmy dzisiaj we właściwym miejscu – jest jak punkt orientacyjny, jak znak, że nie zboczyliśmy ze ścieżki.

Czytam: „Maryja pozostała u Elżbiety około trzech miesięcy; potem wróciła do domu”. I myślę o chwilach, kiedy do domów wracamy my – po dzisiejszej mszy, często odpustowej, bo wiele w Polsce kościołów pod wezwaniem Wniebowzięcia. Wracamy, czasem zmęczeni upałem, niekiedy przemoczeni, albo chcący zdążyć przed burzą. Myślimy w drodze o swoich sprawach, zyskawszy pociechę, albo ponownie pełni niepokoju; idziemy samotnie albo z kimś bliskim. Zupełnie zwyczajnie, wracamy do zwyczajnych spraw.

Bo nasze życie toczy się dalej, czas ucieka – dzisiejsza liturgia, słowa czytań, to święto – to tylko punkt. Piszę „tylko” – bo przecież to powtarzany rok w rok epizod, nic ważnego. A jednak to jest ważne – bo byliśmy tam, gdzie być powinniśmy.

Przyjście z pomocą krewnemu to w końcu nic nadzwyczajnego. Ale jeżeli ktoś nie czyni tego – coś się rozsypuje, coś ważnego się zatraca, pęka. Jeżeli w dni takie jak dziś nie zaprząta nas Bóg, nie myślimy o niebie, nie świętujemy razem – być może dzieje się z nami coś złego. To, że wracamy do domów, że byliśmy dzisiaj we właściwym miejscu – jest jak punkt orientacyjny, jak znak, że nie zboczyliśmy ze ścieżki.

 

Czytania mszalne rozważa Katarzyna Solecka