12.09.2010

Bez utyskiwania

Ale jak tu się przyznać do winy czy błędu, gdy usłyszę zaraz długaśne kazanie? Jak odważyć się, jeśli mogę przypuszczać, że nie będzie mi to zapomniane i przy każdej możliwej okazji wytknięte?

Czasem powiem kilka słów za dużo. Szybko ich żałuję, ale stało się. Teoretycznie najlepiej przeprosić.  Ale jak tu się przyznać do winy czy błędu, gdy usłyszę zaraz długaśne kazanie? Jak odważyć się, jeśli mogę przypuszczać, że nie będzie mi to zapomniane i przy każdej możliwej okazji wytknięte?

Bóg chętnie wybacza. Autentycznie cieszy się z każdego nawracającego się grzesznika. Jak pasterz, który odnajduje zagubioną owcę, jak kobieta znajdująca zawieruszoną drachmę, jak ojciec wybiegający na spotkanie marnotrawnego syna. Mogę być pewien, że jeśli kiedyś znów zdarzy mi się upadek, nie będzie biadolił nad swoją krzywdą, utyskiwał na moją niewdzięczność, czy wypominał dawnych win. On wie, że taka postawa utrudnia powrót.

A ja? Czy przyjmując czyjeś przeprosiny cieszę się z pojednania, czy z tego, że moje na wierzchu?