19.05.2012

Jak w banku

O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje. ... Nawet gdybym chciał występować w roli adwokata Boga, nie mogę. Nie mogę, bo u mnie to działało. Prosiłem i zasadniczo otrzymywałem.

„O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje”...Tyle razy prosiłem Boga i… No właśnie. Ze zdumieniem muszę przyznać, że bardzo często byłem wysłuchiwany. Nie zawsze widziałem to zaraz. Czasem Boża odpowiedź przychodziła po latach. Bywało, że po czasie byłem wdzięczny Bogu, że niektórych moich próśb jednak nie wysłuchał. A w innych otrzymywałem inaczej, ale znacznie więcej, niż przyszło mi do głowy prosić. Nawet gdybym chciał występować w roli adwokata Boga, nie mogę. Nie mogę, bo u mnie to działało. Prosiłem i zasadniczo otrzymywałem.

Dziś też często proszę. Nauczony doświadczeniem nie domagam się niczego kategorycznie. Nie posuwam się do szantażu: „albo dasz, albo…”. Wiem, że On wie lepiej. Nie z niewiary w Boża moc, ale właśnie dlatego, że w wierzę w Jego mądrość i dobroć dodaję zawsze z ufnością: „ale bądź wola Twoja”.

To nawet fajne. Wiem, że mogę uprzeć się, stanowczo prosić i dostanę. Tylko po co? Jeśli Bóg ma dla mnie w zanadrzu dobro większe, niż mój mały rozum jest w stanie pojąć, to czemu swoim stanowczym żądaniem, by zrobił coś po mojej myśli ograniczać Jego łaskawość?