26.12.2015

Widzę niebo

Nie chodzi o ułożony stos kamieni. Ani o drastyczne sceny znad Morza Śródziemnego, Afryki czy Syrii.

Nie chodzi o ułożony stos kamieni. Ani o drastyczne sceny znad Morza Śródziemnego, Afryki czy Syrii. W naszej strefie geograficznej to ciągle rzadkość. Nawet o zalewającą nas falę agresji (nie tylko w Internecie) chodzi. Chociaż niewątpliwie coraz trudniej będzie stawiać jej czoła w duchu Ewangelii i poniższa refleksja może okazać się pomocną. Zgodnie z zasadą: byłeś wierny w małych sprawach.

Widzieć niebo. Kiedy brak motywacji dla kolejnego kroku do przodu. Kiedy znów trzeba dać się podnieść. Kiedy ofiarowane przebaczenie zostanie odczytane jako słabość. Kiedy w ciągu godziny po raz dziesiąty trzeba odpowiedzieć na to samo pytanie. Kiedy natręt zwiastuje nadchodzące Boże błogosławieństwo. Kiedy trud nie zostanie doceniony i nagrodzony. Kiedy idę przez ciemną dolinę. Kiedy… „Zawsze miałem Pana przed oczami…”

Wczoraj zobaczyliśmy Dziecię. Rozpalające emocje i szlachetne uczucia bezbronne Niemowlę. Dziś w Dziecku trzeba zobaczyć niebo. Szeroko otwarte. I „Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Ojca”. Bez tej wizji nasza wiara nigdy nie stanie się dojrzała. A każdy jej sprawdzian będzie paraliżował.

Czytania mszalne rozważa ks. Włodzimierz Lewandowski