16.02.2021

Nie tędy droga

Dla osiągnięcia celów trzeba dobierać adekwatne środki.

Wreszcie Pan rzekł: «Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi (...) bo żałuję, że ich stworzyłem». Tylko Noego Pan darzył życzliwością.

Bóg żałował, że stworzył człowieka? Raczej nie. Ty tylko taki antropomorfizm, który ma pokazać powody, dla których Bóg dopuścił na ludzkość potop. On już pewnie i wtedy wiedział to, co w narracji biblijnego autora odkrywa dopiero po potopie: że drogą do wyplenienie złą nie może być zemsta, karanie. Dlatego, po potopie Bóg zarzuci tę metodę, a podąży drogą przemawiania do ludzkiego serca. Tak, wiedział już wcześniej, ale dopuścił potop, by nam, ludziom pokazać: nie tędy droga; to nic nie daje.

Uderzono mnie? Najlepiej oddać. I to mocniej. Najlepiej tak, żeby temu kto mnie uderzył raz na zawsze się odechciało. A przecież nie tędy droga. Zła nie wypleni się przemocą. Zniknie raczej stopione ciepłem miłości.

Z nauczania Jana Pawła II

Samobójstwo zaś jest zawsze moralnie niedopuszczalne w takiej samej mierze, jak zabójstwo. Tradycja Kościoła niezmiennie je odrzucała jako czyn zdecydowanie zły. Chociaż określone uwarunkowania psychologiczne, kulturowe i społeczne mogą skłonić do popełnienia czynu tak radykalnie sprzecznego z wrodzoną skłonnością każdego człowieka do zachowania życia, łagodząc lub eliminując odpowiedzialność subiektywną, z obiektywnego punktu widzenia samobójstwo jest aktem głęboko niemoralnym, ponieważ oznacza odrzucenie miłości do samego siebie i uchylenie się od obowiązku sprawiedliwości i miłości wobec bliźniego, wobec różnych wspólnot, do których się należy i wobec społeczeństwa jako całości. W swej najgłębszej istocie jest ono odrzuceniem absolutnej władzy Boga nad życiem i śmiercią, o której tak mówi w modlitwie starożytny mędrzec Izraela: „Ty masz władzę nad życiem i śmiercią: Ty wprowadzasz w bramy Otchłani i Ty wyprowadzasz” (Mdr 16, 13).

Kto popiera samobójczy zamiar drugiego człowieka i współdziała w jego realizacji poprzez tak zwane „samobójstwo wspomagane”, staje się wspólnikiem, a czasem wręcz bezpośrednim sprawcą niesprawiedliwości, która nigdy nie może być usprawiedliwiona, nawet wówczas, gdy zostaje dokonana na żądanie. Zdumiewającą aktualność mają tu słowa św. Augustyna: „Nigdy nie wolno zabić drugiego człowieka: nawet gdyby sam tego chciał, gdyby wręcz o to prosił i stojąc na granicy między życiem i śmiercią błagał, by pomóc mu w uwolnieniu duszy, która zmaga się z więzami ciała i pragnie się z nich wyrwać; nie wolno nawet wówczas, gdy chory nie jest już w stanie żyć” 85. Także w przypadku, gdy motywem eutanazji nie jest egoistyczna odmowa ponoszenia trudów związanych z egzystencją osoby cierpiącej, trzeba eutanazję określić mianem fałszywej litości, a nawet uznać ją za niepokojące „wynaturzenie”: prawdziwe „współczucie” bowiem skłania do solidarności z cudzym bólem, a nie do zabicia osoby, której cierpienia nie potrafi się znieść. Czyn eutanazji zatem wydaje się tym większym wynaturzeniem, gdy zostaje dokonany przez tych, którzy — jak na przykład krewni chorego — powinni opiekować się nim cierpliwie i z miłością, albo też przez tych, którzy — jak lekarze — ze względu na naturę swojego zawodu powinni leczyć chorego nawet w końcowych i najcięższych stadiach choroby. (Evangelim vitae 66)