Ostatnio przy Księdza komentarzu napisałam o swoim niezadowoleniu z braku współpracy z duszpasterzami. Jestem właśnie w trakcie Rekolekcji Szkolnych i sytuacja się powtarza. Pan Bóg dał nam rozum, byśmy z niego korzystali i wykorzystywali swoje pomysły, udoskonalali i wzajemnie się wspierali…
Myślę jednak, iż rzecz nie jest w tym, by narzekać, zwłaszcza, jeśli się nie ma to wpływu. A co robić? No właśnie, chyba zbyt często zapominamy, że oprócz ludzkich wysiłków działa przede wszystkim Łaska Boża, która z czasem rekolekcyjnym jest ściśle związana. Może za mało w nas katechetach, (w duszpasterzach?) modlitwy i przeżywania tego świętego czasu przede wszystkim w łączności z Bogiem?
I może owocność rekolekcji będzie większa, im więcej niezadowolenia? (to nie jest sugestia, że ma być źle - mowa o sytuacji, na którą nie mam wpływu jako katecheta). Nie wiem. A może oddanie Bogu mojego niezadowolenia, przy jednoczesnym robieniu ze swej strony wszystkiego, na co mnie stać i czego jestem w stanie się podjąć przyniesie lepsze owoce, niż niejeden show rekolekcyjny?
I cieszę się, że są takie inicjatywy podejmowane, jak ta, która opisana została w komentarzu. Też uważam, że można ten czas jakoś odmienić od innych wydarzeń w Kościele. Ale czy wszyscy katecheci i kapłani muszą być charyzmatykami? Oczywiście nie. Mnie nie byłoby stać na wymyślenie i zorganizowanie takich rekolekcji. I nie od atrakcji zależy sukces rekolekcyjny, ale od działania Łaski i otwarcia się na nią…
Myślę jednak, że nie poczucie zadowolenia i poczucie sukcesu decyduje o tym, czy rekolekcje były udane. W wieczności może się okaże, że właśnie te okupione niesmakiem, niezadowoleniem przyniosły lepsze owoce?
Myślę jednak, iż rzecz nie jest w tym, by narzekać, zwłaszcza, jeśli się nie ma to wpływu. A co robić? No właśnie, chyba zbyt często zapominamy, że oprócz ludzkich wysiłków działa przede wszystkim Łaska Boża, która z czasem rekolekcyjnym jest ściśle związana. Może za mało w nas katechetach, (w duszpasterzach?) modlitwy i przeżywania tego świętego czasu przede wszystkim w łączności z Bogiem?
I może owocność rekolekcji będzie większa, im więcej niezadowolenia? (to nie jest sugestia, że ma być źle - mowa o sytuacji, na którą nie mam wpływu jako katecheta). Nie wiem. A może oddanie Bogu mojego niezadowolenia, przy jednoczesnym robieniu ze swej strony wszystkiego, na co mnie stać i czego jestem w stanie się podjąć przyniesie lepsze owoce, niż niejeden show rekolekcyjny?
I cieszę się, że są takie inicjatywy podejmowane, jak ta, która opisana została w komentarzu. Też uważam, że można ten czas jakoś odmienić od innych wydarzeń w Kościele. Ale czy wszyscy katecheci i kapłani muszą być charyzmatykami? Oczywiście nie. Mnie nie byłoby stać na wymyślenie i zorganizowanie takich rekolekcji. I nie od atrakcji zależy sukces rekolekcyjny, ale od działania Łaski i otwarcia się na nią…
Myślę jednak, że nie poczucie zadowolenia i poczucie sukcesu decyduje o tym, czy rekolekcje były udane. W wieczności może się okaże, że właśnie te okupione niesmakiem, niezadowoleniem przyniosły lepsze owoce?