30. tydzień zwykły

Przeczytaj i rozważ


Błysk (Jr 31,7-9; Ps 126; Hbr 5,1-6; 2 Tm 1,10b; Mk 10,46-52)

Dwa tygodnie temu wspinaliśmy się na kamienisty Kriżevac. Była ciemna noc, tuż przed świtem. Wdrapaliśmy się na szczyt. Ostatnia stacji Drogi Krzyżowej. Jezus złożony w grobie. Przy blasku świeczki czytaliśmy rozważania brata Efraima: „Położył się Lew z pokolenia Judy, Odrośl Dawida; zachowuje szabat, wchodzi w odpoczynek swojego Ojca, gdyż taki był cel pierwszego stworzenia. Odgłos Jego kroków rozbrzmiewa w miejscu przebywania zmarłych. Słyszy je Adam, a jego serce bije jak szalone. Przypomina sobie kroki Boga w ogrodzie Eden tuż po upadku. Ale Jezus zstąpił do piekieł nie po to, aby go wygnać, lecz aby pociągnąć go wraz z sobą w blask swego uwielbionego światła”.

Przy słowach „uwielbione światło” nagle zza czarnego cienia gór wychyliło się słońce. Wstawało nad uśpioną Bośnią i Hercegowiną. Oświetliło potężne góry, świeże groby, spalone wioski, kościoły, meczety.

Jasne, to tylko symbol. Ale niezwykle pojemny. Jezus odwali kamień z naszych grobów. Wypełni je „uwielbione światło”. Wyszliśmy z płaczem. Wrócimy w świetle.


Tresura (Ef 4,32-5-8; Ps 1; J 17,17ba; Łk 13,10-17)

Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu

Przed tygodniem odmawialiśmy ze wspólnotą różaniec. Pierwsza dziesiątka, druga, trzecia. A w tym czasie przez moją głowę przelatywały setki migawek z ostatnich dni, same negatywne obrazy: nie pomodliłem się, wyjechałem na weekend i zapominałem o różańcu, obgadałem, myślałem tylko o sobie, zepsułem to i to. Po trzech dziesiątkach miałem już dosyć. To nie był rachunek sumienia, ale rozpędzający się ciąg samooskarżania się. Siedziałem wypełniony goryczą, zamknięty w sobie, rozżalony, zły. I w tym wszystkim kompletny brak akceptacji swojego życia. Pułapka, na którą nieustannie łapie mnie demon. I wtedy przyszło delikatne światło. Poczułem, że Maryja szepcze mi do ucha: te oskarżania nie pochodzą ode mnie. Nie katuj się nimi. Wejdź w modlitwę.

Odetchnąłem.

Potwierdzenie tych słów znalazłem w Biblii: „Oskarżyciel braci naszych został strącony, ten, co dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem naszym”. To imię złego ducha. Oskarżyciel. Nawet teraz, gdy stukam w klawiaturę oskarża mnie przed tronem Bożym i syczy: widzisz? Chce się popisać, zasłonić, ukryć, owinąć w bawełnę. Pisze o sobie, nie o Tobie. On wciąż należy do ciemności.

Czy dam się wytresować?


Szkoła umierania (Ef 5,21-33; Ps 128; Mt 11,25; Łk 13,18-21)

Czy to możliwe, by dwoje kompletnie różnych, wcześniej obcych sobie osób stało się jednym ciałem? To niemożliwe. Chyba, że w ich związku działał będzie Pan Bóg.

Na wieść o moim ślubie znajomy kapłan uśmiechnął się: No, to im się zacznie. Zapytany, dlaczego tak zareagował spokojnie odparł, że małżeństwo jest najlepszą szkołą umierania dla siebie. Dziś widzę, że miał rację.

– Rodzina jest moim „polem śmierci” – opowiada Dziki, nawrócony warszawski anarchista – Zwłaszcza, że przed ślubem jest słodycz, picie z dzióbków, przeżywasz każdą chwilę rozstania i tęsknisz. Potem się okazuje, że twoja lepsza połowa ma zupełnie inne zainteresowania niż ty, od preferencji seksualnych począwszy (mężczyźni), na kolorze płytek w łazience skończywszy. Najśmieszniejsze jest to, że ty też się okazujesz kimś innym, niż myślałeś. Mi na przykład przed ślubem nie zamykała się buzia, natomiast moja żona milczała jak niedostępna twierdza. Nie muszę chyba mówić, że po ślubie jest dokładnie na odwrót... No i bracie mówisz „żegnaj” swoim przyzwyczajeniom. Ale kapłan na naszym ślubie powiedział, że małżeństwo jest jedynym przypadkiem „legalnego” trójkąta - ty, ona i On (czyli Jezus). I to właśnie On daje siłę do tego, żeby znosić wszystko - humory żony, ale i moje własne napady wściekłości.


Ptaki drapieżne (Ap 7,2-4.9-14; Ps 24; 1 J 3,1-3; Mt 11,28; Mt5,1-12a)

Kto stoi w pierwszym szeregu przed Bożym tronem? „Ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka”.

To oni stoją przed samym Bożym tronem! W najszczęśliwszym miejscu wszechświata. Dlaczego? Bo przychodzą z wielkiego ucisku, ich rany stały się perłami. To najtrudniejsza lekcja świata. Przekuć swe przekleństwo na błogosławieństwo, wypłukać szaty nie w morzu oskarżeń i nienawiści ale w krwi niewinnego Baranka.

Pierwszą reakcją na zranienie jest bunt. A demon tylko czyha na te chwilę. Bardzo dotyka mnie opis pierwszego przymierza zawartego z Abrahamem. Gdy wątpiący patriarcha (gdzie obietnice? Gdzie „wielki naród”? Gdzie błogosławieństwo?) bierze siekierę i przepoławia zwierzęta ofiarne. Tak jakby chciał pokazać Bogu swe przepołowione serce.

„Kiedy zaś do tego mięsa zaczęło zlatywać się ptactwo drapieżne, Abram je odpędził” (Rdz 15, 11).

To dla mnie kluczowe zdanie. Zanim przyszedł Bóg i zawarł z Abramem przymierze, do ran zaczęły zlatywać się ptaki drapieżne. Biblia tak określa demony. To one czekają na moje zranienia (jest ich mnóstwo. Właściwie jak Stachura mogę śmiało powiedzieć, że „cały jestem zbudowany z ran”). Mam odganiać ptaki drapieżne. Różańcem, wołaniem do Boga.

Gdy Abram odgonił ptaki „a słońce chyliło się ku zachodowi, zapadł w głęboki sen i opanowało go uczucie lęku, jak gdyby ogarnęła go wielka ciemność”. I wtedy przyszedł Pan

Przemienić swe zranienia na bilet do nieba. Pozwolić, by Pan przeszedł między zranieniami. Siódmy rozdział Apokalipsy przyrzeka takim ludziom miejsca najbliższe tronu Boga.


Książę opiekunem dzieci (I: Job 19,1.23-27a; Ps 27; 1 Kor 15,20-24a.25-28; Ap 1,5-6; Łk 23,44-46.50.52-53; 24,1-6a; II: Dn 12,1-3; Ps 42; Rz 6,3-9; J 3,76; J 11,32-45; III: Mdr 3,1-6.9; Ps 103; 2 Kor 4,14-5,1; J 6,40; J 14,1-6)

W owych czasach wystąpi Michał, wielki książę, który jest opiekunem dzieci twojego narodu.

Dzisiejsze czytanie mówi o Michale – przywódcy archaniołów, wielkim księciu jako o... opiekunie dzieci. To ogromy wyraz pokory.

– W świecie, który stworzył Bóg to, co drugie jest pierwsze, a to, co ostatnie najlepsze – opowiada o. Augustyn Pelanowski – Świat najdoskonalszego ducha, który stał się szatanem i świat najpokorniejszego z aniołów: Michała. Szatan miał być albo cherubinem albo serafinem, czyli jednym z tych, którzy stali najbliżej Boga, nieustannie płonąc miłością do Stwórcy. Zachwycił się jednak sobą bardziej niż Bogiem, toteż ogień jego podziwu zaczął trawić jego samego. Tymczasem Michał jest Archaniołem. Należy do tego kręgu, który jest drugim... od końca.

Aniołowie przekazują słowa Boga ze stuprocentową precyzją. Nie zatrzymują nawet promyka Bożego blasku. Choć są potężni, największą przyjemność sprawia im służenie ludziom. Michał wkraczał w historię Izraela wtedy, gdy Naród Wybrany był w rozsypce, przeżywał zawirowania, uciekał. Michał – wielki książę jest opiekunem dzieci. To dopiero pokora!


Lęk zniknął (Flp 1,1-11; Ps 111; J 10,27; Łk 14,1-6)

Mam właśnie ufność, że Ten, który zapoczątkował w was dobre dzieło, dokończy go do dnia Chrystusa Jezusa.

Też mam taką nadzieję.

Patrzę na mojego przyjaciela. Przez osiem lat przeżywał niesamowicie trudny czas oczyszczenia. Z hukiem zawaliło się wszystko, co sam mozolnie budował. Runęła kariera, rodzina. Myślał nawet o odebraniu sobie życia. Balansował na granicy. Potem spostrzegł, że przez te wydarzenia Pan Bóg uzdrawia go z ogromnej pychy i egocentryzmu. – Nie przypuszczałem jednak, że ta historia może mieć dobry koniec – opowiadał – Myślałem, że ten proces potrwa do śmierci.

A jednak... Pan Bóg uzdrowił go kilka miesięcy temu. Zabrał paraliżujący go strach, lęki, kompleksy. Mój przyjaciel wziął oddech. Bóg obdarzył go miłością do drugiej osoby. Ze wzajemnością.

Trochę mu zazdroszczę. Jest dla mnie namacalnym dowodem na to, że Bóg uzdrawia. Z największego piekła, depresji, dna potrafi wykrzesać życie. Zapoczątkował w nas dobre dzieło i uzdrawia nas. Nieustannie.


W wyłomie muru (Flp 1,18b-26; Ps 42; Mt 11,29ab; Łk 14,1.7-11 (z dnia) lub Rz 12,3-13; Ps 16; j 10,14; J 10,11-16)

Albo się modlę albo się podlę, oddzwonię później, gdy będę w siodle – usłyszałem nagranie na telefonicznej sekretarce. Uśmiałem się.

A teraz piszę poważnie.

– Chrześcijanin to człowiek, który stoi w wyłomie muru – powiedział na rekolekcjach dominikanin. Zapamiętałem te słowa. Wyłom muru: stan rozdarcia: jedną nogą w świętym mieście Jeruzalem, drugą na zewnątrz, w zanurzonym w grzechu świecie. Jedna decyzja, jeden mały kroczek. Albo się modlę, albo się podlę.

Święty Paweł doświadcza rozdarcia. Jego tęsknota jest ogromna, woła: „dla mnie żyć – to Chrystus, a umrzeć, to zysk”. Nie może doczekać się chwili, gdy ponownie stanie twarzą w twarz z Tym, który boleśnie dotknął go pod Damaszkiem. Gdy spotkał żywego Boga stracił wzrok. Odzyskał go dzięki modlitwie braci, których prześladował.

Jak Paweł jestem ślepy. Nie widziałem nigdy Jezusa. Nie wiem, jak wygląda. Spoglądam na obrazy, ikony, czytam opis Apokalipsy, ale wyobraźnia jest bezradna. Skoro nawet sama Faustyna widząc wileński obraz Kazimirowskiego płakała, bo Jezus nie wyglądał na nim tak pięknie jak Człowiek, z którym rozmawiała?

Jestem ślepcem. Odzyskuję wzrok dzięki modlitwie. Wtedy widzę kontury Bożej postaci, słyszę delikatne słowa, dostrzegam obrazy. Są bardzo, bardzo kruche. Ktoś kto przyjdzie na modlitwę naszej wspólnoty łatwo może wyśmiać to, co zobaczy i usłyszy. Skarb w glinianych naczyniach.
«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Kwiecień 2024
N P W Ś C P S
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
Pobieranie... Pobieranie...