Refleksja na dziś - 2. tydzień Wielkanocny

Przeczytaj i rozważ


Stara szafa (Dz 4,32-35; Ps 118, 1 i 14.13-14.22-24; 1 J 5,1-6; J 20,19-31)

Jako dziecko miałem swoją ulubioną kryjówkę. Stara szafa, stojąca w kącie spiżarni. Tam chowałem się ze swoimi smutkami i tam uciekałem przed gniewem, opiekującej się mną w godzinach pracy rodziców, babki. Zaszyty w stare, pachnące naftaliną ubrania, czekałem na chwilę, gdy stanowczy i pełen gniewu głos zmięknie, stając się wreszcie płaczliwy i błagalny. Wracałem wtedy po cichu do kuchni i udawałem, że siedzę tam od zawsze. Babka przychodziła i głaskała po głowie, mówiąc: już dobrze, że się znalazłeś. Do dziś nie wiem, czy udawała niewiedzę, dając sobie czas na uspokojenie, czy rzeczywiście nigdy nie odkryła mojej kryjówki.

Tę starą szafę przypomniałem sobie, czytając o siedzących za zamkniętymi drzwiami uczniach. Dojrzali mężczyźni po raz kolejny okazali się być małymi dziećmi. Wybrali kryjówkę prawdopodobnie nie tylko z obawy przed Żydami. Przecież, z wyjątkiem Jana, żaden z nich nie stanął na wysokości zadania.

Na szczęście, dla nich i dla mnie, Jezus nie babka. Wie, gdzie szukać, a drzwi do starej szafy nie są dla Niego przeszkodą.


Chłopak z odzysku (Dz 4,23-31; Ps 2,1-2.4-5.7-8; J 3,1-8)

Pamiętasz? To był wtorek. Przed północą zadzwoniłeś do moich drzwi. Byłeś jak Nikodem. Tyle, że jemu życie miało wywrócić się do góry nogami dopiero po tej rozmowie. Ty miałeś już wszystko wywrócone. Tamtego przyprowadziły wątpliwości. Ciebie strach. Zabrnąłeś w ślepą uliczkę i wiedziałeś, że bez pomocy już się z niej nie wydostaniesz. Później był wyjazd w góry. Kilka dni wędrowałeś w samotności, zawsze na końcu. Czekaliśmy, wiedząc, że musisz dojrzeć i wszystko na nowo poukładać. Słuchałeś, milczałeś i intensywnie myślałeś.

Potem była kolejna nocna rozmowa. Pachniało świeżo ściętą jodłą, na której siedzieliśmy przed domem. Miałem świadomość, że kosztowała cię więcej potu od pierwszej. Ale ten pot był jak woda nowych narodzin. Bez niego i bez tej modlitwy wielu życzliwych ci ludzi, nie było by nowego początku.

Pamiętasz, jaka była radość, gdy wróciłeś do pokoju? Jak rzucili się na ciebie, w milczeniu gratulując zwycięstwa. Nie mogąc nacieszyć się światłem, promieniującym z Twoich oczu.

Po powrocie do domu nazwali cię chłopakiem z odzysku. Daj Boże więcej takich odpadów.


Jedność (Dz 4,32-37; Ps 93,1.2-5; J 3,7=15)

Wspominasz rekolekcje wakacyjne. Anielska muzyka Psalmów jutrzni. Radość błogosławienia posiłków. Piękno celebracji Eucharystii. Zasłuchanie towarzyszące rozmowom ewangelicznym. I ta niczym nie wymuszona służba w kuchni i stołówce, gdzie nikt nie narzekał, a ręce same paliły się do pracy. Czy tak nie może być zawsze tu, gdzie żyję?

Wracasz myślami do dnia powrotu pielgrzymki. Tłumy ludzi na ulicach. Entuzjazm na twarzach wracających i witających. Czasem łzy w oczach. I to niekończące się dziękczynienie w kościele. Mimo deszczu i zmęczenia ostatniego dnia. Czy tak, jak na ulicy, nie może być zawsze?

Albo Lednica. Święto życzliwości. Nogi same niosą do tańca. Potem ta cisza nad polami, gdy słychać trzask drewna w ogniskach i można mieć wrażenie, że to sam Duch Święty szepcze do ucha. Nie może tak być na niedzielnej Mszy św.?

Może być jak na rekolekcjach. Może być jak na pielgrzymce. Może być jak nad Lednicą. Wpierw jednak trzeba zapłacić cenę wywyższenia. Tu i teraz. W tej wspólnocie. Jeszcze niedoskonałej. Ale już mającej zadatek życia wiecznego.


Ulubiona modlitwa (Dz 5,17-26; Ps 34,2-9; J 3,16-21)

Pierwszy raz zwróciłem uwagę na ten Psalm w Taize. Chodził za mną przez cały tydzień. Towarzyszył duchowemu dojrzewaniu. „Spoglądanie ku Chrystusowemu Światłu – zapisałem wówczas w notatkach – pozwala pogodzić się nawet z tym, czego się u siebie nie toleruje. Pozwala to zaakceptować bez zatrzymywania się nad tym. I może nadejść dzień, gdy to, co nas bolało, straci swoje znaczenie. Ciągła negacja we własnych oczach tego, czego się w sobie nie lubi, to bitwa z góry przegrana. Zatrzymywanie się nad cieniami więzi duszę. Człowiek kroczy załamany, pozbawiony pięknej nadziei. Przyjęcie udręczenia za podstawę wiary byłoby budowaniem domu na piasku.”

Potem była muzyka na Triduum Paschalne. „Mądrość stół zastawiła obficie.” Z całą mocą dotarł do mnie, gdy schola zaśpiewała go podczas przygotowania darów. „Spójrzcie na Pana”. A ja patrzyłem na ołtarz, ambonę, koncelebransów i zgromadzonych wiernych. „To jest Pan”, myślałem jak umiłowany uczeń nad Jeziorem Galilejskim, podczas cudownego połowu. Znów dojrzewałem. „Modlitwa w samotności to ciemność Ogrójca. Modlitwa we wspólnocie to światło poranka wielkanocnego.”

Na pytanie o ulubioną modlitwę odpowiadam bez wahania. Psalm trzydziesty czwarty. Pewnie tak już pozostanie. Mam cichą nadzieję, że w dniu, gdy spojrzę Miłości w oczy, Anioł Pański, który teraz otacza szańcem bogobojnych, będzie śpiewał na powitanie Psalm trzydziesty czwarty.


Trudna łaska (Dz 1,3-8; Ps 126,1-6; Flp 1,20c-30; J 12,24-26)

Te rozmowy zawsze należały do najtrudniejszych. Po jednej stronie przekonani o zbawczej roli cierpienia, ale niezbyt wiedzący, czym jest – zwłaszcza długotrwała – choroba. Z drugiej naznaczeni cierpieniem. Wyniszczeni długimi, mało skutecznymi kuracjami. Spragnieni jednego, normalnego – tzn. bez bólu, lekarstw, o pełnych siłach – dnia. Reagujący buntem na argumenty może nie tyle wiary, co wypowiadane przez ludzi zdrowych. Trudno w takiej rozmowie, nawet księdzu, być stroną. Choćby kiedyś płakało się z powodu trudnego do zniesienia bólu. Bo rację mają przekonani, że łaską jest „nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć”, ale i rację mają nie potrafiący pogodzić własnego bólu z tajemnicą Bożej miłości. Więc na wszelki wypadek milczę, wiedząc, że cierpienie może człowieka złamać. I nie należy się tym gorszyć.

Wiem, tu nie można wartościować. Ale czasem zastanawiam się, które ziarno daje plon obfitszy. To, które przyjęło cierpienie z ufnością, w ciszy i pokorze? Czy to, które krzyczało po nocach bezsennych, rwało z bólu włosy z głowy i przygryzało język, kłócąc się przy tym z niebem i otoczeniem, z ostatnim oddechem wypowiadające słowo „nareszcie”. Nareszcie koniec, czy nareszcie On?


A może…? (Dz 5,34-42; Ps 27,1.4.13-14; J 6,1-15)

Mówią niektórzy, że chcieli obwołać Go królem, bo dał im chleb. A przecież idąc za Nim na pustkowie nie myśleli o chlebie i niczego się nie spodziewali. Zachwycił ich sobą i tym, co mówił. Tym różnił się od uczonych w Piśmie, że nie mówił o przepisach Prawa, ale o Bogu. Zapatrzonym w tu i teraz pokazywał ciąg dalszy. Chciwym chwały od ludzi pokazywał Kogoś godniejszego chwały. Odrzuconym przywrócił godność. Dlatego poszli za Nim. Cudownie rozmnożony chleb tylko dopełnił ich tęsknotę za idealnym pasterzem. Może dlatego chcieli obwołać Go królem?

Albo ten mały chłopiec. Słyszałem, jak ktoś mówił, że ten chleb dostał od matki na drogę. Może jednak nie pożegnał się z matką, tylko najnormalniej uciekł z domu. Przecież mali chłopcy lubią przygody i zdarza im się uciekać. A jeśli uciekł, to skąd miał chleb? Wyżebrał albo ukradł. To drugie jest bardzo prawdopodobne. Mali uciekinierzy często kradną, by przetrwać. Może niosąc te chleby do Jezusa chciał jakoś wynagrodzić. Bogu, ludziom, płaczącej matce? Może właśnie wtedy zrozumiał czym naprawdę jest przygoda życia?

A może nadszedł czas, by przestać zajmować się innymi? Odstąpić od nich? Zapytać siebie samego, dlaczego nie stać mnie na odwagę pójścia w nieznane i na odrobinę dziecięcej fantazji, by przeżyć przygodę z Jezusem?

Może dopiero wtedy poznam prawdziwy smak chleba?


Czuwajcie (1 P 5,5b-14; Ps 89,2-3.6-7.16-17; Mk 16,15-20)

Czym jest czujność najlepiej wie kierowca. Składa się na nią znajomość trasy, bezbłędne czytanie znaków drogowych, obserwacja zachowań innych uczestników ruchu i przewidywanie ich ewentualnych manewrów, zwracanie uwagi na stan nawierzchni i śledzenie wskazań urządzeń pomiarowych samochodu. Łatwo zauważyć, że tylu czynności równocześnie nie jest w stanie wykonać osoba u dużych zaburzeniach koncentracji. Te proste zasady mamy przenieść na życie wiary. Wszak jest ona byciem w drodze. Poprzez krańce świata do Domu Ojca.

Skoro zasady proste, to czemu tak często wpadamy w dziurę, urywając zawieszenie, albo wylatujemy na zakręcie?

Gdy zdawałem na prawo jazdy, egzaminator powiedział na zakończenie, że jeśli w trakcie pokonywania najbliższych pięciu tysięcy kilometrów nie będę miał wypadku, uzna to za cud. Dlaczego? Bo za pewnie jeżdżę. Miał rację. Jego przewidywania sprawdziły się dokładnie po pięciu tysiącach.

„Przyobleczcie się w pokorę. Bóg pysznym się sprzeciwia.” Jak to mawiał mój przyjaciel z liceum: „nie bądź taki pewny, bo ze wszystkich pewności życia najmniej pewna jest pewność siebie”. Marek też poszedł do Ogrodu Oliwnego „na pewniaka”. Czym to się skończyło wszyscy wiemy.

Więc czuwaj.



Czytania mszalne komentuje Ks. Włodzimierz Lewandowski
«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Marzec 2024
N P W Ś C P S
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6
Pobieranie... Pobieranie...