Przed tak wielkim Sakramentem

Dziwny jest dla mnie katolicyzm bez Adoracji i bez postu - a to najczęściej dwie najbardziej “zaniechane” dziedziny życia duchowego. Zaniechane też przez księży. Dziwny i niezrozumiały, bo bez tego nie da się “wejść w głąb”. Bez tych doświadczeń człowiek tak naprawdę nie zmierzy się z własnym człowieczeństwem i z niepojętością Miłości Stwórcy do prochu.

Najpierwotniejszym powołaniem człowieka jest adorowanie, wychwalanie Boga. To postawa ducha, w którym stworzenie korzy się przed Stwórcą. Człowiek uznaje wielkość Boga, Jego majestat i niepojętość.

Taki jest sens życia każdego człowieka. Po to został stworzony – by oddawać chwałę Imieniu Boga.

Adorować można rozmaicie - w pracy, w domu, w szkole - ale bez uczenia się chwalenia Boga, gdy jestem przed Nim, przed Najświętszym Sakramentem i to w ciszy i milczeniu, będę mieć problemy z adorowaniem Go w drugim człowieku.

Bo skoro nie adoruję Go w kawałku Chleba, jak będę adorować Go podczas pracy, podczas spotkania, w drugim człowieku, w stworzonym świecie? Człowiek musi się tego wszystkiego uczyć, a któż jest lepszym nauczycielem, niż sam Bóg? A gdy jeszcze jest On zarówno podmiotem, jak i przedmiotem tej nauki, tym lepsza gwarancja, że nauka ta będzie skuteczniejsza niż wszystko, co człowiek sam podejmie w zaciszu własnego domu czy podczas wędrówek po lesie czy brzegiem morza. To wszystko jest ważne, ale On musi być najważniejszy.

Nie da się nauczyć adoracji “na sucho”- bez godzin spędzonych przed Nim. Kto uważa, że bez Adoracji potrafi swoją pracą i byciem wśród ludzi adorować Boga, to sam siebie oszukuje. Trwanie przed Bogiem w milczeniu i zapatrzeniu w Niego najlepiej zweryfikuje taką adorację pośród ruchu, hałasu i aktywności.

Adoracja najlepiej uczy człowieka, że tak naprawdę jest on niepotrzebny nikomu - poza samym sobą i Bogiem. Człowiek jest potrzebny Bogu w relacji Miłości - nie można kochać, nie mając “obiektu” kochania.

Człowiek nie jest potrzebny drugiemu człowiekowi tak jak tlen, jak jedzenie czy woda. Trudno się z tym pogodzić, zwłaszcza gdy widzi się efekty swojej pracy, spotkań, rozmów z drugim człowiekiem. To wszystko jest ważne, ale w tym wszystkim stopień potrzebności jest drugo-, a nawet trzeciorzędny.

Jeśli ktoś miał niedobre relacje z matką czy ojcem, to spotkanie na drodze kogoś, kto mu te relacje w jakiś sposób zrekompensuje, da dużo dobrego - ale i tak tej osobie zawsze będzie brakowało dobrych relacji z matką czy ojcem. To rana, której nikt i nic nie zasklepi - poza Bogiem. A człowiek Bogiem nie jest. I dotyczy to każdego spotkania, każdego pomagania.

Czemu o tym piszę? Bo jeśli poprzez swoje działanie i pracę, zobowiązania, nie mam czasu na Adorację, to coś jest nie tak. To tak jak Marta - miała Boga obok siebie, mogła usiąść u Jego stóp i napełnić się po brzegi Jego Obecnością - ale wybrała działanie i czyny. Myślę, że po zwróceniu jej uwagi przez Jezusa, wielokrotnie potem siedziała i słuchała - bo bez tego nie mogłaby dać Jezusowi odpowiedzi wiary w chwili próby i doświadczenia śmierci brata. Dziwne, że nie odezwała się wtedy Maria? Ale może jej żadne słowa nie były już potrzebne? Może ona po prostu wiedziała, że On ten cud sprawi? Taka pewność, którą daje tylko Adoracja.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Kwiecień 2024
N P W Ś C P S
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
Pobieranie... Pobieranie...