Wyruszyła w drogę ze względu na drugą kobietę. Powodowana życzliwością, współczuciem, miłością w końcu. Ewangelia wymienia ją wśród przodków Jezusa.
Tak łatwo spada się z miłości w nienawiść, która nie zna miary. W nienawiść, która mrozi krew w żyłach nawet dotychczasowych wrogów. Tak łatwo...
Zbyt mało wiem o drugim człowieku. A choćbym i wiedziała wszystko, zbyt mało kocham. Nie moją rzeczą jest osądzanie. Ja mam tylko iść za Nim.
O ile jednak przyczyną sukcesu, jeśli jest naprawdę sukcesem, zawsze jest Jezus, o tyle przyczyną odrzucenia...
Już w czasach apostolskich pojawił się problem: ta obietnica nie działa! Bóg nie wysłuchuje próśb!
Ktoś ma mi coś do zarzucenia? To prześladowanie! A jeśli mnie prześladują, to przecież dowód, że postępuję dobrze. Jezus wybrał sobie mnie ze świata, a ten tłum...
Nie odpowiedzieli. I ten brak odpowiedzi ich pogrąża. Dobrze wiedzieli, że nie ma wyboru neutralnego. Jeśli zaniedbuję czynienie dobra, czynię zło.
To nie jest tylko nasze dziedzictwo. To nie jest tylko nam dana obietnica. Jesteśmy wybrani nie do tego, by ją posiadać, ale by ją nieść.
Można się modlić o czyjeś nawrócenie. To nie wywyższanie, każdy z nas ma się nawracać – słyszę czasem. A jednak przecież tak trudno mi prosić o to bez gniewu, bez podtekstu „niech racja będzie po mojej stronie”.
Wielki dar bycia razem. Bycia "u siebie". Razem z Nim i w Jego imieniu możesz gościć innych.
… choć do jednego celu.