Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Co zrobić, by pokolenie partnerów i partnerek stało się pokoleniem oblubienic Oblubieńca?
Na wieść o planowanym związku małżeńskim bliskich członków rodziny lub znajomych różnie reagujemy. Czasem jest to zachwyt i aprobata, a czasem, w sposób niekiedy mało elegancki, dajemy wyraz niezadowoleniu. Przy okazji pytamy o walory, zdolności, cechy charakteru, w naszym przekonaniu dyskwalifikujące jakiekolwiek szanse na udane życie. Dopiero po latach, z jeszcze większym zdumieniem, podziwiamy nieustanną świeżość ich miłości, ciepło stworzonego przez nich domowego ogniska, kochające rodziców i kochane przez rodziców dzieci.
Z Kościołem bywa podobnie. Gdy młoda święta Teresa od Dzieciątka Jezus wyrażała pragnienie bycia miłością w sercu Kościoła Matki niektórzy zastanawiali się prawdopodobnie, czy odizolowanie od świata, posty i długie modlitwy, nie osłabiły zdolności poznawczych mózgu i zdolności krytycznego spojrzenia na rzeczywistość. Być może podobnie odbierano cierpiącego prześladowania kardynała Józefa Mindszentego, gdy w chwilach największego cierpienia miał wołać „O, Kościele; O, miłości moja”.
Mówić o Kościele, jak o matce, wyznawać mu swoją miłość – to w każdym czasie postawa raczej nie do przyjęcia. Owszem, widzieć błędy, wskazywać na odejście od ducha Ewangelii, wszystko to na miejscu. Przecież oczu nie da się oszukać. Ale wyznawać miłość…?
Dylemat stary jak chrześcijaństwo. Może nawet starszy. Bo i prorocy mówili o niewieście porzuconej, zdradzającej żonie, niewiernej oblubienicy. Stanął przed tym problemem święty Paweł. Może nie wówczas, gdy patrzył na męczeństwo Szczepana. Ale pod Damaszkiem. Wielkie to było przeżycie. Wracał doń wiele razy. Do tego dialogu, kiedy musiał głosowi z nieba odpowiedzieć na pytanie „dlaczego Mnie prześladujesz. Kto jesteś, Panie? (…) Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz” (Dz 9,4-5). Długo jeszcze musiał przebywać w odosobnieniu, zmagać się z pytaniami młodego Kościoła, patrzeć na jego wzloty i upadki – wszystko w perspektywie tamtego dialogu, by na końcu na te pytania, rozterki, słabości, spojrzeć oczami mistyka. „Wy przeto jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami” (1 Kor 12,27). On – Głowa i Małżonek, Zbawca Ciała, „umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą…” (Ef 5,25-26). Głowa, małżonek, Oblubieniec, Oblubienica… Już tylko chwila, a stajemy w przedsionku Niebieskiego Jeruzalem, by usłyszeć Anioła, mówiącego do świętego Jana: „Chodź, ukażę ci Oblubienicę, Małżonkę Baranka” (Ap 21,9).
Wiara apostołów musiała głęboko zapaść w serca i umysły pierwszych pokoleń chrześcijan, skoro po kilku wiekach święty Augustyn, cytowany w Katechizmie Kościoła Katolickiego, pisał: „Oto cały Chrystus, Głowa i Ciało, jeden utworzony z wielu… Czy mówi Głowa, czy mówią członki – zawsze mówi Chrystus. Mówi jako pełniący rolę Głowy lub jako pełniący rolę ciała, zgodnie z tym, co jest napisane: Będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła (Ef 5,31-32). Sam Pan powiedział w Ewangelii: A tak nie są już dwoje, ale jedno ciało (Mt 19,6). Jak zobaczyliście, nie ma dwóch różnych osób, ale stanowią jedno w więzi małżeńskiej… Jako Głowa nazywany jest Oblubieńcem, jako Ciało jest nazywany Oblubienicą” (zob. KKK 796).
Dwoje jednym ciałem… Ciało Chrystusa… Tylko Bóg mógł wymyślić taki projekt. A my, patrząc na ten projekt ze zdziwieniem i niedowierzaniem, możemy najwyżej zastanawiać się co zrobić, by pokolenie partnerów i partnerek stało się pokoleniem oblubienic Oblubieńca i spojrzało z miłością na swoje Ciało. Bo „przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz każdy je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus – Kościół” (Ef 5,29).
Wzruszamy się głęboko i zachwycamy, gdy pełnosprawny mężczyzna prowadzi do ołtarza, czasem na wózku inwalidzkim, niepełnosprawną kobietę. Ta scena to, wypisz – wymaluj, obraz miłości Chrystusa do Kościoła. Wszechmocny Bóg, Miłosierny Samarytanin, Poszukiwacz owiec zabłąkanych, lekarz chorych na duchu, a w tym wszystkim zakochany aż po szaleństwo krzyża Oblubieniec. Oto, nie bacząc na sędziów i oskarżycieli, krzyczący złowrogi tłum, prześmiewców i szyderców, idzie i śpiewa. „O jak piękna jesteś, przyjaciółko moja (…) Oczarowałaś me serce, siostro ma, oblubienico (…) Jak piękna jest miłość twoja (…) Tyś źródłem mego ogrodu, zdrojem wód żywych, spływających z Libanu” (PnP 4,1.9.10.15).
Usłyszeć ten śpiew, zobaczyć biegnącego Oblubieńca i… zachwycić się. Od tego zaczyna się droga. Ucznia i przyjaciela Oblubieńca. Dwoje jednym ciałem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |