Dlaczego Bóg wyszedł z inicjatywą i po licznych zapowiedziach zesłał na świat swojego Syna?
O adwentowych pokusach chyba nie warto już pisać. Znamy je na pamięć. Wielokrotnie słyszeliśmy o tym, co zabija w nas ducha oczekiwania, co zagłusza Boże słowo, co zaciemnia jego blask. I co? Dalej przewracamy się na tych samych schodach, rezygnując po upadku na pierwszym stopniu. Przekonani o niewydolności własnych nóg, układu krążenia i woli, wracamy do gadżetów, odnajdując wśród nich własny świat. Pełen emocji, ciepłych klimatów. Spróbujmy ten świat choć na moment porzucić i zmierzyć się z jednym pytaniem. Dlaczego Bóg wyszedł z inicjatywą i po licznych zapowiedziach zesłał na świat swojego Syna?
Dla wielu odpowiedź będzie oczywista. Bo chciał zbawić, wyzwolić z grzechu i śmierci, dać życie wieczne. To wszystko prawda. Nawet święta prawda, każdego dnia powtarzana w Wyznaniu wiary. Ale co z niej wynika? Czasem można odnieść wrażenie, że te wyznawane prawdy są pustymi (od strony człowieka oczywiście) ogólnikami, wytrychami, którymi próbujemy otworzyć każde drzwi, trzymaną w zanadrzu mantrą, wyciąganą z rękawa, gdy nie wiemy co powiedzieć. Trochę jak w dialogach z młodymi, gdy próba opisu rzeczywistości wiary, znalezienia stosownych do niej kluczy, sprowadzana jest do poziomu dwóch wyrażeń: trzeba się modlić i trzeba być dobrym. Znów prawda. Rzeczywistość wiary niezwykle zubażająca.
Zostawiając pytanie tymczasowo otwartym zatrzymajmy się przez chwilę przy skarbach literatury chrześcijańskiej. Mimo upływu wieków zachwyt ciągle budzą poematy Nersesa Snorhali, Grzegorza z Nareku, świętego Jana od Krzyża i tylu innych, potrafiących zapisać setki stron, by podzielić się tym, co widzieli i słyszeli. Potrafiących dla opisu tego, co widzieli i słyszeli użyć wszystkich dostępnych form wyrazu, całego bogactwa języka. W przekonaniu, że to ciągle za mało i zbyt ubogo. Że trzeba dłużej i więcej, by opisać całego bogactwo ofiarowane im w Tym, który dla człowieka stał się Darem.
Stąd propozycja, by zamiast adwentu wydmuszek, łańcuchów na choinkę, prezentów i tuczenia karpia, zafundować sobie adwent pisania poematu z Jezusem w roli głównej. Niekoniecznie na miarę wspomnianych poetów. Być może wyjdą z tego tak zwane rymy częstochowskie. Ważne, by wyrazić to, co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy. A potem stanąć przy tabernakulum, samotnie, albo w rodzinnym gronie i przeczytać. Na jeden albo wiele głosów. I podzielić się poematem z innymi. Jacy bylibyśmy ubodzy, gdyby Nerses swój poemat o Synu Ojca Jedynym schował do szuflady.
Zatem zaczynamy od pytania „dlaczego”. Dlaczego jak młody jeleń biegniesz przez góry, z rozwichrzoną głową, rękami wyciągniętymi przed siebie. Jakbyś chciał chwycić w nie i wtulić ciągle jeszcze niewidzialnego, skrywającego się jak Adam i Ewa w ogrodzie, pełnego lęku i obaw, ale spragnionego miłości człowieka. Wiem… Wierzysz… Wierzysz, że człowiek jest w stanie Cię dostrzec, usłyszeć Twój głos i odpowiedzieć. Gdyby nie był w stanie, kto wie, może musiał byś stworzyć go na nowo…? Musiałem. Mój Syn to początek nowego stworzenia. „Oto wszystko – w Nim, z Nim i przez Niego – czynię nowe.
Odpowiedź przekłada się na opowieść. Ta niech stanie się poematem. Czas zacząć. By… nigdy nie skończyć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |