Nawet w trudnych momentach życia jest potrzebne zaufanie drodze.
Słowo „zaufanie”, powtarzane w piosence religijnej, oddaje treść adwentowego oczekiwania na wypełnienie Bożych obietnic, których zwiastunem jest Jan Chrzciciel. Jego rodzice Elżbieta i Zachariasz modląc się przez lata o dziecko, uczyli się ufać Bogu i umacniać nadzieję w sercu. Ich krewni, znajomi i sąsiedzi patrząc na te wszystkie wydarzenia mieli natomiast prawo stawiać sobie pytanie: „Kimże to dziecię będzie, bo istotnie ręka Pańska była z nim?” (Łk 1, 66).
Jan Chrzciciel miał spędzić kilka lat samotnie na pustyni, wsłuchując się w głos Boga i oczekując czasu, kiedy dane mu będzie wystąpić publicznie i ogłosić nadejście Mesjasza. Wzywał do wiary i nawrócenia: „Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego; wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże” (Łk 3,4.6). Kiedy Jan został uwięziony przez Heroda i czekał na dopełnienie się swego losu, znów potrzebował umocnienia Słowem Pana i odnowienia wiary w Jego obietnice. W tej trudnej sytuacji z pewnością świadectwo cierpliwości i ufności jego własnych rodziców było dla niego źródłem siły. Kiedy przyglądamy się Janowi, zauważamy u niego niezmąconą prawość postępowania, która wynika z bliskości Boga. Swoim życiem pokazuje, iż warto pozwolić, by ogarnął nas zachwyt i mieć świadomość, że kontakt z Doskonałością udoskonala nas.
Na co dzień noszę w swoim sercu niespełnione pragnienia i nadzieje. Mimo to, jako umiłowane dziecko Boga, nie powinienem popadać w zwątpienie. Mam złożyć całą ufność w Tym, który słyszy każdą moją modlitwę. Nawet w trudnych momentach życia jest bowiem potrzebne zaufanie drodze. Takiej na oślep, na początku której nie zawsze jest widoczne iskrzące się gdzieś w dali światełko nadziei.
Mrok i ciemność zawsze prowadzą do utraty nadziei, zaufania, do wewnętrznego zniechęcenia. Natomiast światło Boże przywraca wzrok ociemniałym. Ludzkie cierpienia codziennie, kłopoty, bezradność, brak wiary we własne możliwości wydają się nam tak małe i nic nie znaczące, że nie chcemy angażować w nie autorytetu Boga.
Przytłacza mnie szarzyzna przyzwyczajeń, schematów, życiowych pewników poukładanych przez lata z dokładnością co do jednego. Czyż w takim podejściu do życia, cierpienia, trudności jest jeszcze miejsce na zaufanie Bogu? Czy ludzkie serce, zawalone stosem niepotrzebnych rupieci, pomieści jeszcze „Pana nieba i ziemi”? Czy znajdzie się jakaś szczelina, w którą mógłby się wcisnąć? W efekcie porządkowania serca na własną rękę, bez Boga, zaczynam zachwycać się swoimi umiejętnościami, egoizmem. W ten sposób systematycznie dodaję do jednego cierpienia kolejne.
Czuwając wraz z Maryją odkrywajmy, że Adwent to czas duchowego przebudzenia, wewnętrznego porządkowania siebie, by zaufać Panu na nowo już dziś.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |