Za mało gitar

Za mało gitar

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 16.12.2006 00:03

Wszystko wydawało się łatwe, bo tak zwyczajnie ufało się Bogu, miałam większą jasność, co jest ważne

- Żona uwielbiała tę arię Magdaleny już w narzeczeństwie - tłumaczy Marian. - Sama śpiewa jak Joan Baez.

Bez gitary Anna i Marian by się nie poznali. Argumentem, że dobrze gra na gitarze, przekonała kolegów z paczki Mariana, żeby wzięli ją na rajd na III roku prawa. I tak się zaczęło. On zabierał ją na czuwania do Częstochowy.

- Zakochałam się w tacie i Panu Bogu - wyjaśnia dzieciom Anna.

- Przed poznaniem Ani nawróciłem się - mówi o sobie Marian. - Brałem udział w tygodniu eklezjologicznym na KUL-u, przeszczepiano wtedy do Polski Ruch Odnowy w Duchu Świętym. Po powrocie do Katowic założyliśmy na Koszutce pierwszą na Śląsku grupę Odnowy. Równolegle spotykaliśmy się w duszpasterstwie akademickim.

Razem z Anną pojechali na oazę do Krościenka. Tam spotkali ks. Blachnickiego i... kard. Wojtyłę.

- Znałem go z pielgrzymek do Piekar, ale tu był na wyciągnięcie ręki, nasze spojrzenia się spotkały, poczułem się dostrzeżony - przypomina Marian.

W podróż poślubną wybrali się autostopem do Taizé, a potem dalej, szlakiem katedr francuskich i włoskich.

- Obroniłam aplikację tuż przed urodzinami Madzi - mówi Anna. - To był czas "chodzenia po falach", taki miodowy miesiąc wiary.

W parafii na Józefowcu z koleżankami poszły do ks. Stefana Czermińskiego, późniejszego kierownika duchowego ich rodziny, żeby założyć grupę Odnowy (zresztą cały czas mają szczęście do wspaniałych kapłanów). Odkryli sens wspólnoty, zawiązali trwałe przyjaźnie. W stanie wojennym ich grupa zaczęła się intensywnie spotykać w domach i na plebanii, utrzymywali kontakty z oazą rodzin.

- Wszystko wydawało się łatwe, bo tak zwyczajnie ufało się Bogu, miałam większą jasność, co jest ważne - podsumowuje Anna.

Każda jej nowa ciąża była powodem do radości. Nie przejmowali się sarkastycznymi uwagami: "Która to z kolei?". Marian pamięta moment, kiedy Anna po męczącej podróży o mało nie poroniła Jasia. Wtedy lekarz zapytał: "Czemu pani płacze, to przecież trzecie dziecko?".

- Długo prześladowała mnie myśl, że przez chwilę myślałem jak ten lekarz - wyznaje. - Mężczyzna nie ma wyobraźni, kobieta widzi więcej. A przecież kiedy rodzą się dzieci, życie się zagęszcza, człowiek wie, że żyje.

Dla Anny macierzyństwo to źródło szczęścia.

- Już chciałabym zostać babcią - śmieje się.

- Mamo, osoba konsekrowana też jest matką i ojcem duchowym - przerywa jej Magda, o której rodzice mówią: misjonarka, siostra św. Pawła.

O założeniu rodziny nie myśli też Marysia. Chce zostać aktorką i przypuszcza, że swoją nieobecnością w domu krzywdziłaby najbliższych.

- Kocham teatr - deklaruje. Jej brat Piotr żyje wyłącznie muzyką. Dla Anny każde dziecko to cały świat. W domu stale jest ruch.

- Ale kiedy go nie ma, to jest dopiero źle - twierdzi tata Marian. - Wszyscy polują na wolne mieszkanie, a jak się robi pusto - jest smutno.


oceń artykuł Pobieranie..