Nie da się uciec od tego nakazującego tonu: jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B.
W jakiś sposób i do mnie Jezus kieruje wezwanie, które niegdyś wypowiedział pod adresem Kościoła w Smyrnie...
Kocham Boga? Serio?
Jak dostrzec działanie Boga? Najpierw trzeba się rozejrzeć.
Mojżesz, Estera, Daniel, Jezus na Krzyżu... Co ich łączy?
Nie pokona, ale pewnie będzie się starało.
Kogo słuchać? Serca? Tego kłębowiska lęków, niepokoju, obaw, czarnych myśli, przechowalni wszystkiego, co chcę ukryć przed światem?
Wybieramy po prostu to, co się opłaca, co prostsze, z natychmiastową nagrodą. Rezygnacja jest gdzieś w tle...
Może jest tak za każdym razem: że jedno Jego słowo, polecenie i okazuje się, że nasza obecność w tym właśnie miejscu ma sens?
Da się zamknąć Tego, który tchnie kędy chce, prowadzi do całej prawdy, mówi co usłyszy, w jakiejkolwiek liczbie skończonej?