Nasze nałogi krzywdzą nasze dzieci, nasze kłamstwa niszczą relacje, nasze lenistwo i chęć zysku roztrwaniają dobra przyszłych pokoleń.
Znane porzekadło mówi: „Obyś cudze dzieci uczył”. Ile w tym prawdy? Czy cudze, to znaczy nie z rodziny? A może chodzi o te, które nie władają tym samym językiem? A może to nie chodzi wcale o dzieci, ale o to, by przełamać bariery, iść pomiędzy ludzi i uczyć, nauczać?
Nie jest prawdą że dzieci nie są gotowe, że czekają tylko na prezenty, że nie rozumieją.
Odkrywanie dziś naszą godność. Nie jesteśmy Bogu obcymi. On nas zna i kocha jako swoje dzieci.
Rodzina – nie ta z plakatu, nawet „kościelnego”, gdzie jakoś nieodmiennie ten sam schemat: zadowoleni, piękni rodzice z parką dzieci.
Z owocami bywa różnie, fundamenty się chwieją, ręce puste, a Ewangelię czasem trudno zanieść do pokoju dzieci. Czego brakuje?
Troszczymy się o dobre imię, majątek dla dzieci, miejsce pochówku…O wszystko, co sprawi, że pamięć o nas przetrwa...
Kto ma dobrą receptę na wyjście z gospodarczego kryzysu? Kto wie jak najskuteczniej nauczyć dzieci matematyki? Kto…?
Wilk z barankiem, cielę i lew pasące się pospołu, poganiający je chłopiec… Brzmi jak bajka na dobranoc dla naiwnych dzieci.
My, Twoje Dzieci, Dobry Boże, chcemy być Dobrzy tak jak Ty. Chcemy być Miłosierni jak Ty, Ojcze.
Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...