Kazania Pasyjne. Siedem ostatnich słów Jezusa na krzyżu

ks. Leszek Smoliński

publikacja 04.03.2019 22:45

Wcześniej Jezus dał uczniom jedno z najtrudniejszych przykazań, aby miłowali swoich nieprzyjaciół. Teraz na krzyżu sam je wypełnia.

Ostatnia katecheza Jakub Szymczuk /Foto Gość Ostatnia katecheza
„Pragnę”, które wypowiedział umierający po wypełnieniu już swojej misji Pan, jest również krzykiem Jego serca, wołaniem o spełnienie się Jego pragnienia

I Niedziela Wielkiego Postu

Przebaczenie

Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34a).

Pierwsze słowo Jezusa z krzyża, na którym Pan wisiał w gronie dwóch złoczyńców, brzmi „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34a). To fragment z Jego przesłania – testamentu miłości, który pozostawił swoim uczniom.

Wcześniej Jezus dał uczniom jedno z najtrudniejszych przykazań, aby miłowali swoich nieprzyjaciół. Teraz na krzyżu sam je wypełnia, dając przykład nie tylko heroizmu, ale prze wszystkim największej miłości nieprzyjaciół, gdy przebacza swoim oprawcom, którzy są winni Jego śmierci. Jednocześnie nie zdają sobie sprawy z jej rozmiarów, z tego, co Mu uczynili. Im się wydaje, że pozbyli się wprawdzie pobożnego, ale przede wszystkim politycznie niebezpiecznego człowieka. Nie wiedzą, że jest On prawdziwym Mesjaszem i Synem Bożym. Wszyscy byli zbyt zaślepieni i przywiązani do własnego obrazu Mesjasza, aby mogli zrozumieć, kim Jezus jest naprawdę.

Przebaczenie to taka trudna miłość. Odwołajmy się w tym miejscu do słów ostatniego rozważania piątej tajemnicy bolesnej: ukrzyżowanie Chrystusa, wypowiedzianych przez bł. ks. Jerzego Popiełuszkę w bydgoskim kościele Świętych Polskich Braci Męczenników (19 X 1984): „Aby zło dobrem zwyciężać i zachować godność człowieka, nie wolno walczyć przemocą. (…) Komu nie udało się zwyciężyć sercem i rozumem, usiłuje zwyciężyć przemocą. Każdy przejaw przemocy dowodzi moralnej niższości. (…) Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy”.

Skoro przebaczenie to taka trudna miłość, to czemu Jezus mówi, że trzeba przebaczać aż siedemdziesiąt siedem razy, czy nie wystarczy jedynie siedem? „Kto twierdzi, że w Nim trwa, powinien również sam postępować tak, jak On postępował” (1 J 2,6b). Miłość według Jezusa jest cierpliwa, szlachetna, bez zazdrości i bez przechwałek, wolna od gniewu i egoizmu, ufna, dążąca do prawdy. Puszczająca w niepamięć krzywdy, miłość bez końca… Ci letni uczniowie, „kanapowi” tego nie rozumieją i nie przyjmują. Oni szkodzą chrześcijaństwu najbardziej. Bo wygodni, kompromisowi, bez trudu, ryzyka i zmagań, niewyraźni i rozmyci – jak fałszywi prorocy o zimnych sercach, nijak pasujący do ewangelii miłosierdzia.

A Bóg? „Miłosierdzie pozostaje wielką tajemnicą Boga i wielkim skandalem w oczach ludzi. Zawiera w sobie to, z czym mamy największe trudności: współczucie, przebaczenie, nawrócenie. Nie stawia warunków, nie zna żadnych granic. Jest darmowe. Ale jednocześnie jest jak światło, które padając na nasze życie sprawia, iż dostrzegamy również to, co jest w nim ciemnością” (abp Grzegorz Ryś). Bóg „przez przebaczenie i litość najpełniej okazuje swoją wszechmoc” (KKK 277). On jest cierpliwy i nie męczy się przebaczeniem. Nam zaś daje wciąż nowe okazje, abyśmy mogli znów zacząć kochać. I powtarzać: „przebacz nam nasze winy, tak jak i my przebaczymy tym, którzy przeciw nam zawinili” (Mt 6,12). W Katechizmie te słowa Modlitwy Pańskiej zostały nazwane „zadziwiającą prośbą” (nr 2838).

Aby móc prosić Pana Boga o przebaczenie swoich grzechów, trzeba przedtem przebaczyć tym, którzy nas skrzywdzili; mamy bowiem być miłosierni, jak Ojciec nasz jest miłosierny. Przebaczenie win bliźnim jest warunkiem uzyskania przebaczenia Bożego. „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5,7). Dlatego zanim „przyniesiesz dar twój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciwko tobie, zostaw tam dar twój przed ołtarzem a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim a potem przyjdź i dar swój ofiaruj” (Mt 5,23-24). Albo prościej, jak głosi jeden z bilbordów reklamowych: „W Wielkim Poście nie jedz… jeden drugiego”.

Wielki Post stwarza nam okazję, by na nowo spojrzeć w swoje serce. I zapytać siebie, czy żyję na co dzień ewangelią miłosierdzia? Co znaczy dla mnie w tym kontekście wezwanie Jezusa do miłości nieprzyjaciół, żeby się za nich modlić i przebaczać? A słowo „miłość” wobec kogoś, kto jest moim krzywdzicielem? Gdzie znaleźć siłę, która oczyści naszą wewnętrzną słabość, wyrażającą się w połączeniu pragnienia zemsty z bezsilnością, mając świadomość, że czym innym jest zemsta, a czym innym czekanie na zadośćuczynienie jakiejś krzywdzie?

Jezus na krzyżu woła: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Wokół nas są ludzie, a każdy z nich ma w sobie światło i ciemność. I każdy z nich będzie odpowiadał za soje życie przed Bogiem. Ewangelia nie każe nam bagatelizować czy zapominać o krzywdzie – ale zwraca uwagę, w jaki sposób mamy ją znosić. I pokazuje, co robić, żeby nie umniejszać naszej duszy satysfakcją z zemsty.

II Niedziela Wielkiego Postu

Nawrócenie

Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju (Łk 23,43).

Drugie słowo Jezusa z krzyża, w momencie nawrócenia jednego ze złoczyńców, brzmi „Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23,43). Obietnica, na którą z cała pewnością warto było czekać aż do tej chwili…

Zadziwia logika jednego z ukrzyżowanych wraz z Jezusem. Mesjasz powinien być zbawcą ludzi, niech zatem to udowodni, ocalając siebie i nas z krzyża: „Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas” (Łk 23,39). Nie mówi tego jako wyznanie wiary. Swoim sposobem mówienia urąga i złorzeczy Jezusowi. Drugi natomiast upomina swojego towarzysza okrutnej kary i wyznaje swoje winy. „My przecież – sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił” (Łk 23,41). Ale przede wszystkim wyznaje swoją wiarę w Jezusa, prawdziwego Mesjasza. I dlatego Jezus obiecuje mu zbawienie jeszcze dzisiaj. Prawda wyzwala człowieka, o czym Jezus zapewniał swoich słuchaczy. Skrucha z powodu popełnionego zła, nawet w ostatniej chwili życia, sprowadza na człowieka promień łaski, Bożego miłosierdzia. Największy grzesznik może się więc nawrócić w ostatniej chwili. Jeżeli wzbudzi w swoim sercu żal, nie będzie potępiony. Znamy wiele takich nawróceń na łożu śmieci, u kresu życia.

Obraz I – Fryderyk Chopin. Gdy ten najwybitniejszy polski kompozytor i pianista był prawie umierający, zatroskany o jego zbawienie ks. Aleksander Jełowicki, przełożony Misji Polskiej Zmartwychwstańców w Paryżu, poprosił go, aby zechciał przyjąć sakramenty święte. Chopin odpowiedział wtedy: „Mogę swemu przyjacielowi otworzyć duszę, ale na razie spowiadać się nie mam zamiaru. Jeżeli tego zapragnę, to na pewno u Ciebie”. Po tych słowach ks. Aleksander poszedł na modlitwę i leżąc prawie całą noc krzyżem, błagał Boga o łaskę spowiedzi dla Fryderyka. Rano, gdy przyszedł, Chopin wyciągnął do niego ręce i zawołał: „Dobrze, że jesteś, czekam na Ciebie. Teraz mnie spowiadaj!”. Wstrząśnięty tą prośbą ks. Aleksander podał choremu krzyż i zapytał: „Czy wierzysz?”. „Wierzę” – padła odpowiedź. Po spowiedzi ks. Jełowicki udzielił Chopinowi Komunii św., która była już Wiatykiem, oraz sakramentu namaszczenia chorych. Chopin cieszył się ze spowiedzi, z tego, że Bóg jest tak dobry i miłosierny i że on idzie do Niego. Po chwili wziął księdza za rękę i powiedział z największym wzruszeniem i wdzięcznością: „Bez Ciebie, mój drogi, byłbym zdechł jak świnia”. Agonia Chopina trwała jeszcze cztery dni. Ksiądz przez cały czas był przy umierającym, a Chopin bez przerwy trzymał go za ręce. W nocy 17 października 1849 r. odszedł do Boga cicho i spokojnie, otoczony przyjaciółmi.

Obraz II – Jacek Kaczmarski, bard Solidarności, dorastał w rodzinie ateistycznej. Przez lata był uznawany za zagorzałego wroga Kościoła. „Nie praktykuję żadnej religii i nie tam szukam pocieszeń” – mówił. Na pewno na pozytywną przemianę artysty wpłynęła ostatnia towarzyszka życia, Alicja Delgas. Stworzył jeden z ciekawszych swoich programów: „szukamy stajenki” – kolędy i pastorałki. Czuć było z jego strony szacunek do ludzi Kościoła. Zaczął myśleć o przyjęciu chrztu. Jednak twierdził, że zawsze coś mu stawało na przeszkodzie. Kiedy zachorował na raka krtani, musiał podjąć dramatyczną decyzję. Był załamany. Pisał wiersze odnoszące się do Boga. „Obowiązki, długi, wybory, Co za ulga oderwać się od nich, Bo zgłasza się Wielki Wierzyciel, Dowód-Powód? Pewnego dnia karetka pogotowia zabrała go do szpitala. Lekarze nie kryli, że jest umierający. Alicja Delgas spytała, czy chce przyjąć chrzest. Była Wielka Sobota 2004 r.. „Zjechałam na dół po księdza. Sama ceremonia była króciutka. Potem Jacek zapadł w głęboki sen. Oddychał miarowo i spokojnie”.

Jezus wzywa z wysokości krzyża do nawrócenia. To wezwanie wybrzmiało już na początku Jego publicznej misji. Metanoia to głęboka i całkowita przemiana wewnętrzna, a więc odnowa całego człowieka: jego sposobu myślenia i osądzania, jego stylu życia. Takie nawrócenie wymaga gotowości do podjęcia radykalnych nieraz cięć, naprawienia każdej zakłamanej sytuacji. To natomiast jest niemożliwe bez cierpienia, które jest wielkim wychowawcą i jednoczy z Ukrzyżowanym.

Z biblijnego punktu widzenia grzech staje się jasny jedynie z doświadczeniem miłości, w perspektywie słowa Bożego. Dopiero, gdy się porównujemy z miłością Bożą ukazaną w Jezusie, wtedy naszym oczom ukazuje się prawda o grzechu. Jeśli natomiast porównujemy się sami ze sobą, dalecy będziemy od perspektywy chrześcijańskiej.

Zbawienie urzeczywistnia się, gdy podążamy w kierunku Chrystusa, który „uniżył samego siebie stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2,8). Natomiast wejście na drogę nawrócenia – jako naśladowanie Jezusa, przyswojenie sobie Jego logiki życia – doskonale obrazuje prawdę, że niczego nie możemy uczynić bez łaski Bożej. Za to z Bogiem możemy wszystko. Jak powie św. Paweł: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4,13).

III niedziela Wielkiego Postu

Zawierzenie

Niewiasto, oto syn Twój. Oto Matka twoja (J 19,26-27).

Trzecie słowo Jezusa z krzyża: „Niewiasto, oto syn Twój. Oto Matka twoja” (J 19,26-27). Jak na początku publicznej działalności Jezusa, tak również na jej końcu pojawia się Matka. Stoi Ona nie z dala, ale pod samym krzyżem.

Umierający w straszliwych mękach Jezus myślał z troską o swoich bliskich. U stóp krzyż widział Matkę i Jana. W sposób wolny, w pełnym majestacie i pokoju spełnia Jezus swój ostatni obowiązek syna wobec matki. Przekazuje Ją pod opiekę umiłowanego ucznia, który spełnia ostatnią wolę swego Mistrza. Św. Bonawentura napisał w dziele „Vita mistica”, że słowa skierowane przez Jezusa do matki i Jana są „pełen czułej troski. Jak wielka w Jezusie była miłość do Matki, wyjaśnia to i sankcjonuje w tych krótkich słowach, teraz, kiedy bliski jest opuszczenia jej cieleśnie… On widział Ją z pękniętym sercem ze skrzyżowanymi rękoma, oczyma zalanymi strumieniami łez, ze ściągniętą twarzą, z drżącym głosem. Lecz zebrawszy odważnie wszystkie swe siły, stała przed Nim, Ukrzyżowanym”.

Umiłowany uczeń zabrał Maryję do swojego domu. Tradycja widziała w Janie przedstawiciela wszystkich ludzi, za których Jezus oddał swoje życie. I tych ludzi umierający Jezus oddał pod opiekę swojej Matce. Św. Ambroży widział w Maryi u stóp krzyża tajemnicę Kościoła, w Janie zaś chrześcijanina, przedstawiciela tego Kościoła. Maryja stała się więc Matką Kościoła, który pod Jej matczyną opieką podąża na spotkanie z Jezusem.

Jako dzieci Kościoła jesteśmy wezwani – każdy osobiście – aby wziąć Maryję do siebie i powierzyć się Matce, która pod krzyżem stała, / Matce, która się z Synem żegnała. Która uczyć cię będzie pokory, cierpienie znieść ci pomoże. Św. Jan Paweł II rozumiał całkowite oddanie Maryi jako właściwą drogę do spotkania z Jej Synem, Jezusem Chrystusem. Odpowiadając na pytanie Vittorio Messoriego w książce „Przekroczyć próg nadziei” wyznał, że „w odniesieniu do pobożności maryjnej każdy z nas musi być świadom, że nie chodzi tylko o potrzebę własnego serca, o pewną skłonność uczuciową, ale o obiektywną prawdę o Bogarodzicy. Maryja jest nową Ewą, którą Bóg stawia wobec nowego Adama – Chrystusa. […] Matka Chrystusa Odkupiciela jest matką Kościoła”.

Papież Polak, który zawierzył siebie Matce Bożej w sposób bezgraniczny i włączał w to zawierzenie wszystkich, którym służył na przestrzeni swego pontyfikatu, staje przed nami jako świadek zawierzenia Maryi w trzecim tysiącleciu. Jasna Góra jest jednym z tych błogosławionych miejsc, gdzie Jan Paweł II uczył nas zawierzenia Bogu i Jego Matce i bez wątpienia może być nazwana sanktuarium zawierzenia Papieża Polaka. Istotę zawierzenia wyjaśnił Ojciec Święty w encyklice „Matka Odkupiciela”, dokonując analizy testamentu Chrystusa przekazanego nam z krzyża. Syn Boży powierzając swą Matkę uczniowi, zobowiązał go do otoczenia Jej synowską troską i zapewnienia koniecznej opieki. Z kolei oddając Maryi umiłowanego ucznia wprowadził go w stanowiący istotę macierzyństwa „jedyny i niepowtarzalny związek osób”. W ten sposób Papież podkreślał, że słowo „zawierzenie” oznacza szczególną osobową relację, jaka pojawia się w wyniku odpowiedzi na miłość.

Krocząc przez życie szlakiem zawierzenia uświadamiamy sobie, że naśladując cnoty Maryi, zawsze dochodzimy do Jej Syna. W Matce Zbawiciela, jak zauważa bł. ks. Michał Sopoćko, „uderza nas Jej głęboka pokora, Jej niezrównana czystość, Jej bohaterskie męstwo, Jej bezgraniczna ufność, wiara i miłość Boga i bliźniego, ofiarność i poświęcenie, oraz samozaparcie się i umartwienie”.

Wpatrując się w Maryję możemy brać z Niej przykład i czerpać zachętę. Możemy prosić Ją o radę. Mamy prawo uciekać się pod Jej opiekę. Możemy naśladować Maryję w posłuszeństwie Duchowi Świętemu; w kształtowaniu życia tak, by stawało się coraz pełniejsze Boga, usuwając z niego to, co się Bogu sprzeciwia; w słuchaniu słowa Bożego, nie tylko na Mszy św., ale także przez lekturę i medytację nad Pismem Świętym; przez włączenie się w grupy formacyjne; przez pogłębianie znajomości historii zbawienia. A także przez pełną miłości relację do wspólnoty Kościoła. Możemy uczyć się od Matki Bożej, jak żyć wiarą w chwilach powodzenia, jak i kryzysów. Możemy naśladować Maryję w trosce o człowieka, solidarność z bliskimi, z potrzebującymi, zaangażowanie w dzieła miłości, w obronę życia i rodziny, uczciwość w pracy.

Maryja chce, abyśmy współpracowali z Nią w codziennych sytuacjach naszego życia osobistego. Nie tylko buduje w nas miłość do swojego Syna, ale jest również podstawą naszej przyjaźni z Jezusem. Ona chce nas kształtować, prowadzić, tak jak kiedyś Jezusa.

IV Niedziela Wielkiego Postu

Nadzieja

Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mt 27,46).

Czwarte słowo Jezusa z krzyża – w mroku, który „ogarniał całą ziemię” – brzmi: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27,46). Jezus modli się słowami Psalmu 22, którego treść zawiera całą teologię cierpiącego Mesjasza. Nie tylko wypowiada słowa, ale do głębi przeżywa ich treść. Mrok, jaki zapadł w godzinach ukrzyżowania to symbol zapowiadanego przez proroków Dnia Pańskiego, dnia sądu. W Jezusie, który umiera na krzyżu, Ojciec dokonuje sądu nad światem i realizuje obiecane odkupienie, zwycięstwo miłości.

W okrzyku bólu i opuszczenia słyszymy głos kogoś z biednych i sprawiedliwych, który w swojej udręce wytrwale dobija się do Boga. Wypowiadając pierwsze słowa Psalmu 22, Jezus odkrywa kulminacyjny moment swojej Męki: skatowany i odrzucony przez ludzi, teraz odczuwa bolesne ludzkie opuszczenie i milczenie także ze strony Boga. Cierpienia skazanego potęgują się wskutek doznawanych szyderstw z wiary i zaufania Bogu: „Zaufał Panu, niechże go wyzwoli” (Ps 22,9a). W tym momencie kończą się i tracą znaczenie wszystkie ludzkie oparcia. Pozbawiony jakiejkolwiek pomocy i udręczony człowiek rzuca się całym sobą w ręce Boga i tam znajduje ocalenie.

Słowa Jezusa należy jednak interpretować w kontekście całego psalmu, z którego bije głęboka nadzieja ostatecznego zwycięstwa Boga i wdzięczność za okazane miłosierdzie. Cierpienie Jezusa nie jest więc pozbawione nadziei. Przyjmuje On za własne słowa psalmu i swym skrajnym cierpieniem je wypełnia. Benedykt XVI snuje taką refleksję w książce Jezus z Nazaretu: „Nie jest to jakieś ogólnie rozumiane wołanie w opuszczeniu. Jezus modli się słowami wielkiego Psalmu cierpiącego Izraela i w ten sposób bierze na siebie i streszcza w sobie całe udręczenie nie samego Izraela, lecz wszystkich cierpiących na tym świecie z powodu ukrywania się Boga. Trwożne wołanie świata, dręczonego nieobecnością Boga, zanosi przed serce samego Boga. Utożsamia się z cierpiącym Izraelem, z ludzkością, która cierpi z powodu ciemności Boga, przyjmuje do swojego wnętrza jej wołanie, jej udręczenie, całą jej bezradność, a przez to jednocześnie je przeobraża” (cz. II, s. 229).

Żyjąc we współczesnym jakże niejednorodnym świecie, gdzie sprzeczność pogania sprzeczność, a ludzie poruszając się z prędkością sukcesu spychają na margines życia mniej zaradnych i zdolnych bliźnich, mimo wszystko pragniemy stawać się żebrakami miłosierdzia. Powód? Szukamy nadziei, która będzie dla nas pewnym oparciem i bezpieczną przystanią. Nadzieja, różna od płytkiego optymizmu, pochodzi od „spodziewać się”, czyli oczekiwać. Natomiast jedyne źródło nadziei – która przekracza horyzont ludzkich pragnień, tęsknot i oczekiwań – wypływa z Bożego miłosierdzia, a nie z wiary w ludzkie możliwości i oparcia. A „kto Miłosierdziu Bożemu zaufa, wesprze go Pan Bóg i modlitw wysłucha”.

Jezus przypomniał tę prawdę również współcześnie w objawieniach, których doświadczyła św. Faustyna. Święta tak zapisała w Dzienniczku: „Pragnę, aby poznał świat cały miłosierdzie moje; niepojętych łask pragnę udzielać duszom, które ufają mojemu miłosierdziu” (Dz. 687). „Nie zazna ludzkość spokoju, dopóki nie zwróci się do źródła miłosierdzia mojego” (Dz. 699). Darek Malejonek, kompozytor, wokalista i gitarzysta wyznaje: „Boże Miłosierdzie to jest coś, czego najbardziej potrzebuje dzisiejszy świat pełen wojen. Potrzebujemy dzisiaj kotwicy, którą jest Bóg. […] Miłosierdzie jest lekiem na zło, lęk i ból istnienia. Jesteśmy zbyt dorośli, bo uważamy, że sami damy sobie radę ze wszystkim, a powinniśmy stać się, jak małe dzieci, żeby móc w pełni zaufać Bogu. On nie potrzebuje wielkich ludzi, żeby czynić wielkie dzieła. On potrzebuje ludzi pokornych. Ważne jest to, żeby być blisko Pana Boga, Ewangelii, aby głosić Dobrą Nowinę, Jego Miłosierdzie, to, że On kocha grzesznika. To jest szczególnie ważne dziś, gdy ludzie są pogubieni, pogrążeni w ciemności, w różnych zniewoleniach, nałogach. To w dużej mierze dotyczy też artystów. Myślę, że w tym świecie trzeba pokazywać [Boga] jako miłosiernego Ojca, który kocha grzesznika, chce człowieka przyjąć, wie, w jakiej jest sytuacji, i nie gorszy się nim. Chce go wyrwać z ciemności do światła, do tych promieni, które wytryskują z Jego miłosiernego Serca” („Iskra Miłosierdzia”, nr 1(3)/2018, s. 31).

Chrześcijańska nadzieja, która wypływa z krzyża Chrystusa, „zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5,5). Dlatego nie powinniśmy się smucić „jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei” (1 Tes 4, 13). Człowiek bez nadziei żyć nie może. Jedynie nadzieja prowadzi mnie przez dolinę śmierci i samotności. „Tylko wtedy, gdy przyszłość jest pewna jako rzeczywistość pozytywna, można żyć w teraźniejszości. (…) Kto ma nadzieję, żyje inaczej; zostało mu dane nowe życie” (Spe salvi, 2).

V Niedziela Wielkiego Postu

Pragnienia

Pragnę  (J 19,28).

Piąte słowo z krzyża, wypowiedziane przez konającego w okrutnych męczarniach Jezusa, brzmi: „Pragnę”. Podobnie jak wcześniejsze wołanie: „Boże mój, czemuś mnie opuścił”, także Jezusowe „Pragnę” odnosi się do proroctwa z Psalmu 22: „Moje gardło suche jak skorupa, język mój przywiera do podniebienia, kładziesz mnie w prochu śmierci” (w. 16); jak też z Ps 68,22: „Dali mi jako pokarm truciznę, a gdy byłem spragniony, poili mnie octem”.

W szczytowym momencie Męki, w palącym słońcu południa, słyszymy okrzyk Jezusa: „Pragnę”. To wołanie najbardziej osobiste spośród wszystkich, jakie wyszły z ust Jezusa przybitego do krzyża. W odpowiedzi na nie podano Mu popularne wśród ubogich kwaskowate wino, które można też było nazwać octem: uchodziło ono za napój gaszący pragnienie, ale i przedłużało cierpienia. Jezus jest cierpiącym Sprawiedliwym, który cierpi z powodu Swojego ludu. Nie tylko Izraelici, Kościół, ale również my sami odpowiadamy octem – skwaszonym sercem na miłość Bożą (por. Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, cz. II, s. 229-230).

Ewangelista Jan nie chce nas zatrzymać na pragnieniu fizycznym Jezusa. Tu jest coś więcej niż lament spragnionego wody człowieka. „Pragnę”, które wypowiedział umierający po wypełnieniu już swojej misji Pan, jest również krzykiem Jego serca, wołaniem o spełnienie się Jego pragnienia. Jan chce, abyśmy w konającym dostrzegli cierpiącego Jezusa, który zostaje uwielbiony przez Ojca, ponieważ spełnia się do końca Jego pragnienie. To uwielbienie Jezusa jest Jego wywyższeniem na krzyżu. A jednocześnie pragnieniem dania Ducha Świętego. „Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was” (J 16,7). Śmierć Jezusa otwiera przejście do Ducha, którego przekaże zmartwychwstały Chrystus.

Męka Jezusa jest najlepszym świadectwem prawdy, jak bardzo boli zbawianie świata. Konający na krzyżu Jezus kieruje wezwanie „Pragnę” do każdego z nas. „Nie mylmy pragnienia z potrzebami. Pragnienie to pewien brak, który nigdy nie jest całkowicie zaspokojony, to napięcie, rana ciągle otwarta, to bezkresne otwarcie się na wieczność. Pragnienie to aspiracja, która nas przekracza, ale nie determinuje, tak jak konieczność, koniec. Konieczność jest brakiem wpisanym w podmiot. Nieskończoność pragnienia jest pragnieniem nieskończoności” (ks. José Tolentino de Mendonҫa). Bóg zna nasze pragnienia: „Przed Tobą, Panie, wszelkie me pragnienie i moje wzdychanie nie jest przed Tobą ukryte” (Ps 38,10). Od nas zależy jedynie rozeznanie własnych pragnień i wybór sposobu ich zaspokojenia.

Słowo „Pragnę” umieszczała św. Matka Teresa z Kalkuty na ścianie kaplic Zgromadzenia Misjonarek Miłości na całym świecie. Wcześniej, 10 września 1946 r., jeszcze jako loretanka, miała odbyć ośmiodniowe rekolekcje. Wsiadła więc do pociągu, opuszczając Kalkutę i udała się w podróż. W trakcie podróży otrzymała „ponowne wezwanie” do opuszczenia klasztoru i posługi pośród ubogich. W tym „dniu natchnienia” dostała przesłanie, które było zawarte w jednym słowie Jezusa: „Pragnę”. Jak to pragnienie rozumiała Matka Teresa? Zapisała takie słowa: „On, Stwórca wszechświata, poprosił Swoje stworzenie o miłość”. W listach do sióstr Misjonarek Miłości w 1993 r. pisała: „On tęskni za tobą. Pragnie Ciebie… Moje dzieci, gdy już doświadczycie pragnienia, miłości Jezusa do was, nigdy nie będziecie potrzebować, nigdy nie będziecie pragnąć tych rzeczy, które mogą jedynie oddalić was od Niego, prawdziwego i żywego Źródła. (…) Jak zbliżyć się do Jezusowego pragnienia? Jest tu tylko jedna tajemnica: im bliżej przychodzisz do Jezusa, tym lepiej poznasz Jego pragnienie. ‘Nawracajcie się i wierzcie’, mówi sam Jezus. Z czego mamy się nawracać? Z naszej obojętności, zatwardziałości naszych serc”.

Jezus z „z sercem rozdartym miłością” wypowiada swoje „Pragnę”. Kiedy pewien mądry lekarz powiedział: „najlepszym lekarstwem dla człowieka jest miłość”, wtedy ktoś zapytał? „A jeśli to nie działa?”. Lekarz uśmiechnął się i odpowiedział: „Zwiększyć dawkę”.

Jezus zaprasza nas do otwarcia serca, bo pragnie kochać nas takimi, jacy jesteśmy. Nawet jeśli do tej pory funkcjonowaliśmy w świecie jako „niewidzialni chrześcijanie”, którzy poszukują własnej wygody i chwały, a nie królestwa Bożego. Ja mam dać Jezusowi otwarte serce – resztę uczyni już On sam. „Panie, pragnienia ludzkich serc Ty zaspokoisz sam. (…) Ty, Panie, dajesz siebie nam, by naszym życiem być, Jak braciom służyć, naucz, jak miłością, prawdą żyć”.

VI niedziela Wielkiego Postu

Finał

Wykonało się!  (J 19,30).

Jezus wisi na krzyżu na tle niespokojnego nieba, które stało się ciemne, jak wspominają o tym Ewangelie. A krzyż wyrasta na jałowym od grzechów wzgórzu Golgoty. W tle Jerozolima, która przygotowuje się do świętowania Paschy. Miasto pustoszeje, coraz bardziej pogrążając się w ciszy. W tej scenerii trwa dramat Jezusa Nazarejczyka Króla Żydowskiego, który w kluczowym momencie, gdy „skosztował octu, rzekł: «Wykonało się!»” (J 19,30). W ten sposób Najwyższy i Wieczny Kapłan składa całopalną ofiarę z samego siebie. Oddaje wszystko, co posiadał na ziemi, nawet powierza uczniowi swoją Matkę. Jezus w sposób wolny i świadomy oświadcza, że dokonało się wszystko, co przepowiedział; wszystko, o czym wiedział od początku. Dokonało się wszystko, co miało się wydarzyć i co miało Go spotkać. A skłoniwszy głowę oddał ducha – wylał Ducha Świętego. Ze śmierci Jezusa rodzi się nowa społeczność Kościoła powszechnego. A paradoksalnie, upokorzony i milczący Jezus jest Panem i Sędzią tych, którzy Go sądzą.

Przed siedzibą Jałmużnika Jego Świątobliwości ustawiono rzeźbę, której autorem jest kanadyjski artysta Timothy P. Schmalz. Przedstawia ona leżącego na ławce człowieka przykrytego kocem. Jedyna jego widoczna część ciała to wystające spod koca stopy z widocznymi śladami po ukrzyżowaniu. Rany człowieka są ukryte w ranach cierpiącego Jezusa. Umierając na krzyżu Chrystus wypowiedział słowa „Wykonało się”, a z Jego przebitego boku wypłynęły Krew i Woda – zdroje miłosierdzia i Bożego błogosławieństwa. Słowo „Wykonało się”, jak zauważa Benedykt XVI, „odsyła do początku Męki, do godziny obmywania nóg; jego opis ewangelista zaczyna od podkreślenia, że Jezus umiłował swoich ‘do końca’ (13,1). Ten ‘koniec’ to szczytowe dopełnienie miłości, nastąpił teraz, w momencie śmierci. Jezus rzeczywiście doszedł aż do końca, aż do samej granicy, i ją przekroczył. Urzeczywistnił pełnię miłości – oddał siebie samego” (Jezus z Nazaretu, cz. II, s. 238).

Jeśli kogoś dotyka Boża miłość, zaczyna intuicyjnie pojmować, czym jest „życie”. „Zaczyna przeczuwać, co znaczy słowo nadziei, które napotkaliśmy w obrzędzie chrztu: od wiary oczekuję «życia wiecznego» – prawdziwego życia, które całkowicie i bez zagrożeń, w całej pełni, po prostu jest życiem. Jezus, który powiedział o sobie, że przyszedł na świat, abyśmy mieli życie i mieli je w pełni, w obfitości (por. J 10, 10), wyjaśnił nam także, co oznacza «życie»: «A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa» (J 17, 3). Życia we właściwym znaczeniu nie mamy dla siebie ani wyłącznie z samych siebie: jest ono relacją. Życie w swojej pełni jest relacją z Tym, który jest źródłem życia. Jeśli pozostajemy w relacji z Tym, który nie umiera, który sam jest Życiem i Miłością, wówczas mamy życie. Wówczas «żyjemy»” (Spe salvi 27).

Jezusowe „Wykonało się” nie jest rozpaczliwym krzykiem cierpiącego człowieka, ale wyraża jego pełną świadomość że powierzone Mu przez Ojca zbawcze posłannictwo zostało zrealizowane. W krzyżu Chrystusa Bóg bogaty w miłosierdzie wypowiada swoją miłość wobec świata i każdego człowieka. Jak przypomina św. Jan Paweł II, w krzyżu „objawienie miłości miłosiernej osiąga swój szczyt” (DiM 8), a „ukrzyżowany jest dla nas najwyższym wzorem, natchnieniem, wezwaniem” (DiM 14). On stworzył nową relację pomiędzy nami a Bogiem, gdy w czasie śmierci „zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół (Mt 27,51). Zasłona ta zakrywała w Świątyni Jerozolimskiej miejsce Święte Świętych, zarezerwowane dla Boga, do którego jedynie raz w roku mógł wejść arcykapłan. Rozdarcie tej zasłony z chwilą śmierci Jezusa oznacza, że miejsce Święte Świętych stało się dostępne dla wszystkich ludzi. W ten sposób, jak zauważa św. Paweł, „Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5,8).

Jezus, który wykonał ziemską misję, zaprasza nas do podążania Jego drogą z pełną świadomością konsekwencji naszych ludzkich czynów, które pozwalają nam już teraz odnajdować wieczność ukrytą pośrodku czasu. „[Jezu], Twe serce jest pełnym pasji siedliskiem / Miłości niedaremnej. / Chryste, czułe uderzenie serca, / Gwiazdo wcielona w ludzkie ciemności, /Bracie ofiarujący się / Wiekuiście, aby odbudować / Po ludzku człowieka, / Święty, święty, który cierpisz, / Aby wyzwolić od śmierci umarłych, / I podtrzymać nas nieszczęśliwych żyjących, / Już nie płaczę moim tylko płaczem, / Oto nazywam Cię Świętym, / Świętym, Świętym, który cierpisz” (Józef Ungaretti).