Symbolika procesji Mszy świętej

AJM

publikacja 21.01.2022 06:15

Każda, prócz tego, że jest wielbieniem Boga, ma też swoją specyfikę.

Procesja na wejście Roman Koszowski /Foto Gość Procesja na wejście
Ku czci Boga i ku Niemu, Ze świadomością, ze całe chrześcijańskie życie jest drogą

Z cyklu "Znaki wiary"

Procesja... Nie tylko zwykłe chodzenie, nie folklor, ale to korowód będący wyrazem czci wobec Boga, pochód wysławiających Boga. Taki jest, powinien być religijnych procesji. O tym szerzej pisałem w poprzednim odcinku cyklu. Dziś, zgodnie z obietnicą o znaczeniu procesji podczas Mszy świętych. Bo każda, prócz tego, że jest wielbieniem Boga, ma także swoją specyfikę.

Procesja wejścia

Jakoś do ołtarza trzeba dojść – myśli się pewnie czasem nie przywiązując większej wagi do procesji wejścia. Gdy jest bardziej uroczysta może się wydawać, że chodzi tylko o jakiś (niepotrzebny) splendor. A to nie tak. W ten sposób, zanim jeszcze wszyscy czynią znak krzyża, rozpoczyna się oddawanie Bogu czci.

Niezależnie od tego ilu w procesji i czy towarzyszą jej śpiewy czy nie, uczestnicy liturgii wstają. Okazują w ten sposób szacunek mającemu sprawować Eucharystię kapłanowi? W jego osobie raczej składają hołd samemu Chrystusowi. Bo to przecież On nam, przez ręce kapłana, będzie składał bezkrwawą ofiarę Chrystusa. On przychodzi, On zaczyna działać – dlatego świadkowie tego Jego nadejścia, dziękując Mu też za zaproszenie, wstają. I często także śpiewem oddają Bogu cześć.

Warto zwrócić uwagę, że procesję kończy oddanie czci ołtarzowi: celebrujący całują go, a służba liturgiczna oddaje mu głęboki pokłon. Ołtarz – przypomnijmy – symbolizuje samego Jezusa (link), który nie tylko jest w tej celebracji kapłanem i ofiarą, ale też samym ołtarzem. Bo zewnętrznie na ołtarzu krzyża, ale wewnętrznie samym Chrystusie dokonała się ofiara posłuszeństwa Ojcu aż do śmierci. Oddając cześć ołtarzowi kapłan oddaje ją więc samemu Chrystusowi.

Nie sposób pominąć w tym miejscu innej, ważnej kwestii: obecności Chrystusa na Eucharystii także w zgromadzonym ludzie Bożym. Bo „gdzie dwaj albo trzej” zgromadzeni są w Jego imię, tam On jest pośród nich. Że zgromadzeni gromadzą się w imię Boże przypomni pierwszy gest Eucharystii – rozpoczynający ją znak krzyża i słowa, że „w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego rozpoczyna się to zgromadzenie. A za chwilę kapłan o tej obecności w ludzie Bożym przypomni wołając „Pan z wami”. Życzy, by był, ale i wyraża prawdę, że już przecież jest wśród zgromadzonych w Jego imię...  Jest więc rzeczywiście rozpoczynająca celebrację procesja wychwalaniem Boga i przypomnieniem o Jego wśród zgromadzonych obecności.

Jest w tej procesji wejścia jeszcze więcej. Ta procesja przypomina (Jak zresztą w sumie każda), że jesteśmy pielgrzymami. Najpierw, co chyba najbardziej oczywiste, ku naszemu wiecznemu przeznaczeniu, ku niebu. Rozpoczynając Eucharystię to właśnie sobie uświadamiamy; przecież nie jest ona tylko ofiarą Jezusa, ale też zapowiedzią wspomnianej w Apokalipsie niebiańskiej „uczty godów Baranka”  – o czym przypomni kapłan tuż przed komunią. Ku niebu pielgrzymujemy przez życie. Zaproszeni na „ucztę godów Baranka”, ku wiecznemu szczęściu. A procesja rozpoczyna Msze nam to przypomina.

Jest też owa procesja – co mniej może dostrzegane  –  przez wędrowanie ku symbolizującemu Chrystusa ołtarzowi przypomnieniem, że życie chrześcijanina jest ciągłym wędrowaniem ku Chrystusowi. Nigdy nie jest tak, że nasza więź z Chrystusem to coś raz na zawsze ukształtowanego, co mamy „odfajkowane” i o co już nie trzeba się troszczyć. Ciągle trzeba nam się do Niego zbliżać, ciągle podejmować nowe kroki, by razem z Nim składać Bogu ofiarę z samych siebie, ze swojego wiernego powtarzania Mu naszego ”tak”.

Dlatego procesja wejścia jest też w pewien sposób procesją z naszym życiem. Ale to wyraźniej widoczne będzie w procesji z darami.

Procesja z ewangeliarzem

Mający czytać podnosi księgę liturgiczną i uroczyście, w asyście, przenosi ją na miejsce, skąd ma zostać odczytany fragment Ewangelii. Dlaczego tak? Ta księga to Bóg obecny wśród nas; Bóg obecny w swoim słowie. Dlatego stojąc i wyśpiewując radosne Alleluja, oddajemy Bogu część. Procesja ta kojarzy się chyba najbardziej ze słowami Psalmu 24, sławiącego Boga wkraczającego do świątyni.

Bramy, podnieście swe szczyty,
unieście się, odwieczne podwoje,
aby mógł wkroczyć Król chwały
"Któż jest tym Królem chwały?"
Pan dzielny i potężny,
Pan potężny w boju.

Tak, oto teraz przemówi Chrystus z najważniejszej spośród wszystkich ksiąg. Oto idzie, by zwiastować nam Dobra Nowinę. A więc ciągnijmy dalej słowa Psalmu:

Bramy, podnieście swe szczyty,
unieście się, odwieczne podwoje,
aby mógł wkroczyć Król chwały!
"Któż jest tym Królem chwały?"
Pan Zastępów, On jest Królem chwały.

Tak, w tej procesji, z punktu widzenia czystej „przyołtarzowej logistyki” zupełnie niepotrzebnej, widać bardzo wyraźnie o co w procesji chodzi: o oddanie czci Bogu.

Procesja z darami

Nie zawsze w czasie sprawowania liturgii się odbywa, często zastępowania przyniesieniem darów przez ministrantów... To oddanie Bogu chwały za wszystkie dary, jakie od niego otrzymujemy. Zwłaszcza za dary natury materialnej.  Bo to On w sumie nam je dał. My tylko z wdzięcznością je oddajemy. Przynosimy Bogu chleb, ów „owoc ziemi pracy rąk ludzkich” i wino; „owoc winnego krzewu i pracy rąk ludzkich”. I wiemy, że staną się, dzięki Bogu, „chlebem życia” i „napojem duchowym”.

Znamienne: przynosimy Bogu dar, który od Niego otrzymaliśmy, wiedząc, że nie są Mu potrzebne, ale że dzięki Jego hojności w zamian da nam jeszcze więcej: dające życie wieczne Ciało i Krew swojego Syna. Trochę jak dzieci, które dzieląc się z dorosłymi od nich przecież otrzymanymi słodyczami mogą liczyć, że to nic, że będzie mniej, bo przecież dostaną jeszcze więcej....

Bo w sumie ta procesja to właśnie procesja dzieci. Bożych dzieci. Uznających, że są całkowicie zależni od Boga i choćby nie wiadomo co Mu przynieśli, Bóg jest zawsze tym, który daje więcej.  Dlatego to też moment, w którym w duchowej procesji każdy uczestniczący w Mszy przynosi swoje dary. Materialne Kościołowi – to przecież wtedy zaczyna się zbieranie darów pieniężnych na tacę, które potem symbolicznie umieszcza się przed ołtarzem. (Na Śląsku w wielu parafiach wierni wędrują do stojącej przed czy za ołtarzem skarbony). Ale prócz materialnych każdy przynosi także dary duchowe. Kościołowi i Bogu. Swoje radości, swoje bóle; samego siebie. Wiedząc, że oddając wszystko Chrystusowi, zdając się na wolę Bożą, „stokroć więcej otrzyma i życie wieczne odziedziczy” (Mt 19).

Procesja komunijna

Historycznie rzecz biorąc przez parę pierwszych wieków, gdy Eucharystia sprawowana była w domach, komunię raczej przyjmowano tam, gdzie każdy podczas Mszy stał czy siedział. Kapłan obchodził z Komunie zgromadzonych. Procesja komunijna pojawiła się w koło IV wieku i mocno się rozpowszechniła. Z czasem, w związku z rozpowszechnieniem się w IX wieku zwyczaju przyjmowania Komunii wprost do ust procesja była zastępowana podchodzeniem do balasek. Reforma liturgiczna ostatniego soboru pozwoliła przywrócić zwyczaj komunijnej procesji...

Piękną ma wymowę. „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie. Ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja” – wyznają zgromadzeni klęcząc przed „Barankiem Bożym, który gładzi grzechy świata”. Ci,  co są „wezwani na ucztę Baranka” w niebie. Pan wypowiada to słowo, podnosi ich z kolan i pozwala przyjść do siebie.

To nie tak, że w ten sposób przyjmuje się komunię na stojąco. Przyjmuje się ją w procesji. A ta, jak każda, jest uwielbianiem Boga. W tym wypadku Boga, który pozwala do siebie przyjść, który karmi swoje dzieci Ciałem i Krwią swojego Syna. Który daje nam samego siebie jako chleb pielgrzymów, pokarm na życie wieczne. Co tam legendarny święty Graal. To tyko naczynie. Tu jest prawdziwy pokarm dający życie wieczne. A ta chwila, kiedy rozdający Komunię przypomina: „Ciało Chrystusa” jest tą, w której chrześcijanin jest sam na sam ze swoim Panem. I od niego, nie od rozdającego ją zależy czy potrwa sekundę dłużej czy nie.

Chleb pielgrzymów. Procesja komunijna przypomina, że jesteśmy w drodze. Ciągłej drodze do Boga tu na ziemi, bo nigdy nie mamy Go tu raz na zawsze, zawsze musimy podejmować wysiłki, by się do Niego zbliżyć, by być bardziej jak On. I ciągłej drodze na spotkanie z Nim w niebieskiej ojczyźnie.... Tak, to Chleb pielgrzymów.

Procesja na zakończenie

Spotkanie skończone, służba liturgiczna, kapłan, wychodzi. Stoimy dziękując za ten wielki dar, jakim była możliwość uczestniczenia w Eucharystii. Bogu i kapłanowi, który w imieniu Chrystusa sprawował Najświętszą Ofiarę. Ta procesja też ma jednak też swoją symboliczną wymowę. Za chwile i my wyjdziemy. Do świata... Jacy? Z czym? Po co?

Ite missa est – powiedział kapłan. Tłumaczom ten zwrot zawsze sprawiał kłopot. Konkretnie słowo „missa”. To nie to samo, co „idźcie w pokoju Chrystusa” czy „Idźcie ofiara skończona”. „Idźcie Msza jest?” Wskazuje się raczej dość często na związek tego słowa z byciem posłanym, z rozesłaniem (choć akurat nie od słowa „missio”). Jak by nie tłumaczyć, sam fakt rozesłania jest wezwaniem do podjęcia misji wypływającej z uczestnictwa w Eucharystii. Misji bycia chrześcijaninem w świecie. Tu i teraz.

Procesja na zakończenie Eucharystii to nam właśnie przypomina. Święto się kończy, idziecie do świata. Co weń wniesiecie? To świętowanie?  Boga?  Będziecie po tym spotkaniu, nakarmieni Chlebem z Nieba inni niż świat? Obyśmy byli.

Procesja nie jest więc tylko uroczystym przemieszczeniem się ubarwionym folklorem. Jest przede wszystkim uwielbianiem Boga. W zależności od różnych okoliczności niesie ze sobą także inne treści. Dobrze o tym wiedzieć.

-------------------------
Jeśli czegoś Ci tu brakowało, dopisz sam


Wszystkie odcinku cyklu znajdziesz po adresem: https://liturgia.wiara.pl/wyszukaj/tag/9208.ZNAKI