Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana! - usłyszał Eliasz Boże polecenie. I kiedy usłyszał, że On przechodzi wyszedł i stanął przy wejściu do groty.
Co usłyszał? Szmer łagodnego powiewu. Odgłos łagodnej ciszy. To w niej był Bóg.
Łatwo się pomylić. Uznać, że Bóg jest w sile niosącej zniszczenie. Uznać, że Boże jest to, co trzęsie ziemią, kruszy skały, spala ogniem. Uznać, że taka jest Boża droga, że skały trzeba pokruszyć, ziemią zatrząść, a zło wypalić ogniem. I że to nasze zadanie. Zadanie "ludzi Boga".
Ale Eliasz wiedział: Boga nie ma w wichurze, trzęsieniu ziemi i ogniu. On jest w szmerze łagodnego powiewu, który dotyka serca. On jest w pytaniu: co ty tu robisz? Dlaczego tu jesteś? Co jest twoim bólem? On jest w słuchaniu skargi. Dopiero na końcu w odpowiedzi...
To nie jest słabość. To Boża siła. Jedyna, która się liczy.
Przeczytaj komentarze | 1 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.