Jak pogodzić miłość siebie samego z nienawiścią siebie? Łowcy sprzeczności mają szerokie pole do popisu. Pozwólmy sobie na odrobinę wysiłku, by rozwiązać ten pozornie gordyjski węzeł.
Grecki oryginał mówiąc o nienawiści „życia swego”, używa słowa psychen, mogącego oznaczać duszę, ale i życie. Słownik teologii biblijnej umieszcza je w kontekście słowa pneuma – duch i tak wyjaśnia relacje między tymi dwoma rzeczywistościami: „dusza (psyche), principium życia, i duch (pneuma), który jest jego źródłem, różnicują się nawzajem w sercu ludzkim, to znaczy tam, gdzie może mieć dostęp jedynie słowo Boże. Zastosowane do życia chrześcijańskiego rozróżnienie to pozwala mówić o ludziach duchowych bez Ducha albo widzieć w owych psychikach tych wiernych, którzy cofnęli się ze stanu ducha, do którego byli doprowadzeni przez chrzest, do sfery czysto ziemskiej.”
Święty Augustyn, gdy wielbił Boga, składając Mu dziękczynienie, wyznał: „Byłeś wewnątrz, a ja byłem zewnątrz”. Miłować siebie znaczy być tam, gdzie jest Bóg i ożywcze tchnienie Jego Ducha – wewnątrz. Nienawidzić trzeba to wszystko co nie pozwala nam „zamieszkiwać” siebie wespół z Tym, który powiedział: „Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać” (J 15,23). Dlatego to trudne rozważanie kończymy modlitwą św. Symeona Nowego Teologa:
„Przybądź, Samotny do samotnego, ponieważ widzisz, że jestem sam. Przybądź, który oddzieliłeś mnie od wszystkiego i uczyniłeś samotnym na tym świecie. Przybądź o Ty, który stałeś się we mnie pragnieniem, który sprawiłeś, że pragnę Ciebie, chociaż jesteś absolutnie niedostępny. Przybądź, moje tchnienie i moje życie.”
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.