Wiara zawsze będzie czymś nadprzyrodzonym i zawsze będzie miała coś z szaleństwa i spontaniczności.
Cykliczność roku liturgicznego sprawia, że co najmniej raz w roku – w Adwencie i okresie Bożego Narodzenia – zatrzymujemy się przy momencie, w którym Bóg zdecydował wypowiedzieć swoje najważniejsze Słowo – Jezusa Chrystusa.
Święty Jan w pierwszym liście pisze, że chce przekazać wspólnocie chrześcijan, do której kieruje swój list, to co usłyszeli i widzieli na własne oczy, co oglądali i dotykali własnymi rękami, czyli o rzeczywistym ucieleśnieniu, wcieleniu Słów Żywego Boga, Bożych obietnic i ich spełnieniu – o Jezusie Chrystusie.
Ale my nie widzieliśmy i nie dotykaliśmy ziemskiego, historycznego Jezusa.
Jak zatem wierzyć przekazom Ewangelii, że są prawdą, a nie katalogiem pobożnych życzeń, nie wmawianiem ciemnemu ludowi, że powinni tak, czy inaczej postępować; nie naiwną wiarą w jakieś trudne do wyobrażenia z naukowego punktu widzenia czy logiki „magiczne” zdarzenia. Jak nawiązać relację z Bogiem, którego nie widać? Mało tego… jak oddać Mu życie?
Na początek może trochę oddramatyzujmy.
Wiele razy można spotkać się z zarzutami ze strony niektórych chrześcijan, że nie jest się „prawdziwym chrześcijaninem” czy prawdziwie wierzącym, jeśli nie wierzy się w niektóre ideologie, czy nie uznaje się tych czy innych cudowności.
Tymczasem wiara nie może być sprowadzana do kolekcjonowania coraz to nowych tworów pobożnościowych. Nie może być okopywaniem się w twierdzy nakazów i zakazów, z lęku przed wyjściem do świata i wspólnego z nim poszukiwania ostatecznego sensu i definitywnej prawdy o swoim istnieniu, o świecie. Właśnie to poszukiwanie jest często „preambułą” wiary, bo prędzej czy później kieruje ludzi na drogę, która prowadzi do Tajemnicy Boga. Wspólne poszukiwanie nie może mieć niczego z przemocy, zastraszania (na przykład wiecznym potępieniem), czy manipulacji. Wiara oparta na lęku nie jest wiarygodna. Bo Chrystus wyzwala od lęku. Zatem chrześcijanin to ktoś, kto świadczy o wolności, radości, a przede wszystkim o nadziei.
Dalej we wspomnianym wcześniej liście święty Jan napisał, że Życie, czyli Chrystus, objawił się im i o Nim świadczą i głoszą. Co ważne: nie nakłaniają, przekonują, czy przymuszają. Po prostu o Nim mówią, świadczą o tym, co przeżyli. To świadectwo jest zaproszeniem do wspólnoty wiary, a co za tym idzie do relacji, wspólnoty z samym Bogiem. Zaproszeniem do pełnej radości.
Myślę, że stosunkowo często można się spotkać, z takim handlowo-marketingowym podejściem do wiary. To myślenie reprezentowane jest przez oczekiwanie: przekonaj mnie – udowodnij, że twój produkt – twoja wiara i religia, są lepsze niż inne z „firmy” konkurencyjnej. Bardzo łatwo dać się wciągnąć na temat „dowodów”. Oczywiście rozumowe poznanie treści wiary, z zastosowaniem całej gamy narzędzi metodologicznych nauk od fizyki po filozofię i od medycyny po psychologię jest jak najbardziej pożyteczne. Ale nie jest najważniejsze.
Wiara zawsze będzie czymś nadprzyrodzonym i zawsze będzie miała coś z szaleństwa i spontaniczności. Nie da się jej zaplanować, zracjonalizować, bo wtedy byłaby jedynie światopoglądem. Owszem światopogląd zawiera się w chrześcijaństwie, ale się do niego nie ogranicza.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |