Nie musimy zabiegać o Jego miłość, bo jesteśmy dziedzicami. Dziedzicami wsłuchanymi w Jego Słowo.
W momencie naszego chrztu otworzyło się niebo. I jak niegdyś nad Jezusem w Jordanie, tak teraz nad nami rozległ się głos Boga Ojca: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Łk 3, 22). To słowo miłości Ojca objawia naszą wartość i wskazuje na nową godność.
Tak więc jako chrześcijanie możemy nazywać Boga swoim Ojcem, bo jednym z owoców chrztu świętego jest dziecięctwo Boże. Jak ten wyjątkowy dar chrztu rozumieć, skoro w Piśmie świętym tytuł „synowie Boży” jest używany wielokrotnie w odniesieniu do różnych grup? Najpierw pojawia się w stosunku do wszystkich ludzi: „jesteście synami Najwyższego” (Ps 82, 6). Dotyczył wszystkich członków narodu wybranego: „Synem moim pierworodnym jest Izrael” (Wj 4, 22). Tytuł „syna Bożego” przypisywany był Mesjaszowi. Słowa psalmisty dotyczące króla: „Tyś Synem moim, Ja Ciebie dziś zrodziłem” (Ps 2, 7) później odniesiono do Mesjasza. Objawiło się to w wydarzeniu chrztu Jezusa nad Jordanem.
Okazuje się więc, że można być dzieckiem Boga na różny sposób. I tak wszyscy ludzie są dziećmi Bożymi jako stworzenie Boże. Żydzi są nimi na zasadzie wybrania jako naród Przymierza. Jezus Chrystus jest Synem Bożym z natury: „zrodzony, a nie stworzony, współistotny Ojcu”. A my, chrześcijanie – przez łaskę chrztu: „zobaczcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3, 1). Chrzest łączy nas z Synem Bożym, czyniąc
„synami w Synu” (por. Ga 3, 26)
Sprawcą naszego usynowienia jest Duch Święty, o którym Paweł Apostoł tak pisze: „otrzymaliście Ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać «Abba, Ojcze! »” (Rz 8, 15). Nie jesteśmy w pełni świadomi, jaki to zaszczyt móc zwracać się do Boga słowami modlitwy „Ojcze nasz”.
Kiedyś w starożytnym Kościele odmawianie Modlitwy Pańskiej było zarezerwowane tylko dla wiernych, bo jest to modlitwa dzieci Bożych. Dziś podobnie odbywa się to w katechumenacie, który jest przygotowaniem osób dorosłych do chrztu. Katechumeni (jako nieochrzczeni) jeszcze nie są „przybranymi synami”, dlatego nie odmawiają „Ojcze nasz” aż do momentu swojego chrztu.
Z darem synostwa otrzymaliśmy jeszcze jedno dobro. Święty Paweł zawiera je w greckim terminie parresia, co oznacza: ufność syna, „śmiały przystęp do Ojca”, wolność mówienia o Nim. Paweł Apostoł pisze: „W Nim [w Chrystusie] mamy śmiały przystęp do Ojca (parresia), z ufnością dzięki wierze w Niego” (Ef 3, 12). Św. Jan Chryzostom, wielki katecheta chrzcielny IV wieku, wyjaśnia, że to właśnie parresia pozwala kształtować naszą relację z Bogiem Ojcem w wielkiej zażyłości i z miłością. Skoro jesteśmy domownikami Boga, to ze swobodą dziecka chcemy przebywać w Jego obecności. Nie musimy zabiegać o Jego miłość, bo jesteśmy dziedzicami. Dziedzicami wsłuchanymi w Jego Słowo. Z ufnością je przyjmujemy i w dziecięcym posłuszeństwie.
Z kolei to doświadczenie ufnego bycia przed Bogiem – w wolności i pokorze – daje nam odwagę, by iść do świata i otwarcie wyznawać wiarę, dając jej świadectwo stylem życiem. Gdy teraz przeżywamy rok duszpasterski pod hasłem „Idźcie i głoście”, czyż nie warto odnowić w sobie właśnie ten zapomniany dar chrztu świętego?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |