Z piekarzem Tadeuszem Bączkowiczem, rozmawia Jola Kubik
Tadeusz Bączkowicz, właściciel piekarni w Radzionkowie na Górnym Śląsku
Jola Kubik: Czy to było takie oczywiste, że tak jak dziadeki ojciec będzie Pan piekarzem?
Tadeusz Bączkowicz: – Historia piekarzy Bączkowiczów w Radzionkowie zaczyna się w 1909 roku. Do tego momentu w rodzinie były tradycje górnicze. Pamiętam scenę jak na tym obrazie (wskazuje na wiszący na ścianie obraz Brata Alberta). Mój dziadek Jan zawołał mnie do siebie po śląsku „pódź ino sam syneczku”. Miałem wtedy może 5 lat. Przytulił mnie, choć nie był chętny do przytulania. Zapytał: „A kim ty chcesz łostać?”. Ja mu na to odpowiedziałem, że rzeźnikiem. On się zdziwił i doradził mi tak: „Ty lepij być piekorzem”. Nie od razu tak się stało. Po technikum studiowałem technologię żywności w Krakowie. Piekarnię prowadził ojciec. Z początkiem 1980 r. kierownik ówczesnego PSS-u próbował przejąć od ojca zakład. Zabrano nam wszystkie narzędzia, tylko piec chlebowy został. Piec to serce piekarni. Bez niego nic by dzisiaj nie było. Zwołano konsylium rodzinne. Ustalono, że to ja przejmę piekarnię. Ojciec zaczął uczyć mnie fachu. Nowy etap zaczęliśmy dokładnie 15 marca, w święto św. Klemensa, patrona piekarzy. Dzisiaj traktuję to jak powołanie. „Niech się stanie wola Twoja”.
Tradycja rodzinna często staje się dzisiaj chwytem marketingowym…
– To prawda. Ja również ją wykorzystuję. Marketing zmierza dziś w kierunku mówienia o zdrowiu czy naturze. Na jednej z ulotek reklamowych napisano: „Pieczywo Dar Zbóż”. A przecież to przede wszystkim „Dar Boży”. Chleb to nie tylko biznes.
Szacunek do chleba wyrażano przez ucałowanie kromki, która spadła na ziemię, lub przez znak krzyża, kreślony na bochenku przed rozkrojeniem. Czy w trakcie wypieku czyni się podobne gesty?
– Zmiany w technologii wypierają pewne rytuały. Cały przemysł idzie w kierunku wyeliminowania człowieka. Ginie cała ludzka otoczka pracy. Dzisiaj chleb może wyprodukować maszyna. Człowiek tylko włącza przycisk. Ale żeby upiec dobry chleb, trzeba wysiłku i czasu. Najpierw musi wytworzyć się zaczątek z mąki żytniej i wody. Potem dodajemy mąkę i wodę. Czekamy 12 godzin. Znowu dodajemy mąkę, wodę i czekamy kolejnych 8 godzin. Robi się półkwas. Dopiero z kwasu ugniata się ciasto chlebowe. To metoda, którą moje babcie robiły chleb. Kiedyś produkcja trwała 2 dni, dzisiaj 2 godziny. Zdarza mi się czasami ganić moich piekarzy. Mówię im wtedy: „w tym chlebie nie ma życia”. Bo tak jest. Chleb to jest życie. Tam jest autentyczna natura, drobnoustroje. Podczas studiów oglądałem to życie pod mikroskopami. Chleb to jest przemienione ciasto. Żeby był przyswojony przez organizm, musi dokonać się przemiana związków chemicznych. Surowe ciasto zostanie odrzucone przez organizm. Jesteśmy niejako zaprogramowani na to, co dobre dla nas. Podobnie jest z Eucharystią, też nie widzimy przemiany hostii w Ciało Chrystusa. Kto raz skosztował dobrego chleba, zawsze go będzie szukał…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |