Rozważanie Franciszka podczas czuwania modlitewnego z młodymi Włochami w Cyrku Maksencjusza, 11 sierpnia 2018.
Oto polski tekst rozważań papieskich:
Droga młodzieży,
Dziękuję za to spotkanie modlitewne, z myślą o zbliżającym się Synodzie Biskupów.
Dziękuję wam również dlatego, że spotkanie to poprzedziliście wieloma szlakami, na których pielgrzymowaliście wraz ze swoimi biskupami i księżmi, przemierzając drogi i ścieżki Włoch, pośród skarbów kultury i wiary, jakie wasi ojcowie pozostawili w spadku. Przemierzyliście miejsca, w których ludzie żyją i pracują, bogate żywotnością i naznaczone trudami, zarówno w miastach, jak i wioskach czy zagubionych przysiółkach. Ufam, że głęboko odetchnęliście radościami i trudnościami, życiem i wiarą Włochów.
W usłyszanym przez nas fragmencie Ewangelii (por. J 20, 1-8) Jan mówi nam o niewyobrażalnym poranku, który na zawsze zmienił historię ludzkości. W pierwszych odblaskach jutrzenki dnia po sobocie, wokół grobu Jezusa, wszyscy zaczynają biec. Maria Magdalena biegnie, aby powiadomić uczniów; Piotr i Jan biegną w stronę grobu... Wszyscy biegną, każdy czuje potrzebę wyruszenia: nie ma czasu do stracenia, trzeba się spieszyć... Czy pamiętacie, co uczyniła Maryja? Zaraz po poczęciu Jezusa wyruszyła, aby pomóc Elżbiecie.
Mamy wiele powodów, by biec: często tylko dlatego, że jest tak wiele rzeczy do zrobienia, a czasu nigdy nie wystarcza. Czasami się spieszymy, bo pociąga nas coś nowego, pięknego, ciekawego. Czasem wręcz przeciwnie, uciekamy przed zagrożeniem, przed niebezpieczeństwem...
Uczniowie Jezusa biegną, ponieważ otrzymali wiadomość, że ciało Jezusa zniknęło z grobu. Serca Marii z Magdali, Szymona Piotra i Jana są pełne miłości i biją jak szalone po rozłące, która wydawała się ostateczna. Być może na nowo rozpaliła się w nich nadzieja ponownego ujrzenia oblicza Pana! Tak jak tego pierwszego dnia, kiedy obiecał: „Chodźcie a zobaczycie” (J 1, 39). Najszybciej biegnie Jan, z pewnością dlatego, że jest najmłodszy, ale także dlatego, że nie przestał żywić nadziei po tym, gdy sam zobaczył, że Jezus umarł na krzyżu; ale też dlatego, że - będąc blisko Maryi, Matki - został „zarażony” Jej wiarą.
Od tego poranka, droga młodzieży, historia nie jest już taka sama. Godzina, w której śmierć zdawała się tryumfować, w rzeczywistości jawi się jako godzina jej klęski. Nawet ten ciężki głaz, umieszczony przed grobowcem, nie mógł się oprzeć. I od jutrzenki tego pierwszego dnia tygodnia w każdym miejscu, w którym życie jest ciemiężone, każda przestrzeń, gdzie panują przemoc, wojna, nędza, gdzie człowiek jest upokorzony i tratowany, w tym miejscu może się jeszcze rozpalić nadzieja życia.
Drodzy przyjaciele, wyruszyliście w drogę i przyszliście na to spotkanie. A teraz raduję się, czując, że wasze serca biją miłością do Jezusa, tak jak serca Marii Magdaleny, Piotra, Jana. A ponieważ jesteście młodzi, ja, podobnie jak Piotr, cieszę się widząc, że biegniecie szybciej, podobnie jak Jan, pobudzeni impulsem waszych serc, wrażliwych na głos Ducha Świętego, który ożywia wasze marzenia. Dlatego mówię wam: nie zadowalajcie się rozważnymi krokami tych, którzy stają na końcu kolejki. Trzeba odwagi, by zaryzykować skok naprzód, skok śmiały i szalony, aby marzyć i urzeczywistnić, jak Jezus, królestwo Boże i zaangażować się na rzecz ludzkości bardziej braterskiej. Potrzebujemy braterstwa.
Będę szczęśliwy, widząc, że biegniecie szybciej niż ci w Kościele, którzy są trochę opieszali i lękliwi, pociągnięci tym jakże bardzo umiłowanym Obliczem, które wielbimy w Najświętszej Eucharystii i rozpoznajemy w ciele cierpiącego brata. Niech Duch Święty pobudza was w tym biegu naprzód. Kościół potrzebuje waszego rozmachu, waszych intuicji, waszej wiary. Potrzebujemy tego. A gdy przybędziecie tam, dokąd jeszcze nie dotarliśmy, miejcie cierpliwość, aby na nas poczekać, tak jak Jan czekał na Piotra przed pustym grobem. Wędrując w tych dniach razem doświadczyliście, jak trudno zaakceptować brata lub siostrę, którzy są obok mnie, ale także ile radości może dać mi ich obecność, jeśli przyjmuję ją w swoim życiu bez uprzedzeń i zamykania się. Podążanie samotnie pozwala nam uwolnić się od wszystkiego, ale chodzenie razem sprawia, że stajemy się ludem, ludem Bożym, a to daje bezpieczeństwo: bezpieczeństwo przynależności do ludu Bożego... A z ludem Bożym czujesz się bezpiecznie, masz tożsamość. Afrykańskie przysłowie mówi: „Jeśli chcesz iść szybko, biegnij sam. Jeśli chcesz zajść daleko, idź razem z kimś”.
Ewangelia mówi, że Piotr jako pierwszy wszedł do grobu i zobaczył płótna na ziemi i całun w osobnym miejscu. Wtedy wszedł także drugi uczeń, „ujrzał i uwierzył” (w. 8). Bardzo ważna jest ta para czasowników: widzieć i wierzyć. W całej Ewangelii Janowej mowa jest o tym, że uczniowie, widząc znaki, których Jezus dokonał, uwierzyli w Niego. O jakie znaki chodzi? O wodę przemienioną w wino na weselu w Kanie; o niektórych chorych, którzy odzyskali zdrowie; o niewidomego od urodzenia, który odzyskał wzrok; o wielki tłum nakarmiony pięcioma chlebami i dwiema rybami; o wskrzeszenie Jego przyjaciela Łazarza, zmarłego cztery dni wcześniej. We wszystkich tych znakach Jezus objawia niewidzialne oblicze Boga.
Ze znaków Jezusa nie emanuje obraz wzniosłej boskiej doskonałości, ale opowieść o ludzkiej słabości, która napotyka uwznioślającą łaskę. W relacji Jana jest zranione człowieczeństwo, które zostaje uzdrowione po spotkaniu z Nim; jest upadły człowiek, znajdujący wyciągniętą dłoń, którą może pochwycić; jest zagubienie pokonanych, którzy odkrywają nadzieję na odkupienie. A Jan, kiedy wchodzi do grobu Jezusa, niesie w oczach i w sercu te znaki, których On dokonał, zanurzając się w ludzki dramat, aby go wynieść na nowo. Jezus Chrystus nie jest bohaterem odpornym wobec śmierci, ale jest Tym, który ją przemienia darem swego życia. I ten starannie złożony całun mówi, że nie będzie go już potrzebował: śmierć nie ma już nad Nim żadnej władzy.
Drodzy młodzi, czy można znaleźć Życie w miejscach, w których panuje śmierć? Tak, jest to możliwe. Chciałoby się odpowiedzieć, że nie, że lepiej trzymać się od nich z daleka. A jednak jest to rewolucyjna nowość Ewangelii: pusty grób Chrystusa staje się ostatnim znakiem, w którym jaśnieje ostateczne zwycięstwo Życia. A zatem nie lękajmy się! Nie trzymajmy się z dala od miejsc cierpienia, klęski, śmierci. Bóg dał nam większą moc niż wszystkie niesprawiedliwości i słabości historii, większą niż nasz grzech: Jezus zwyciężył śmierć, oddając za nas swoje życie. I posyła nas, abyśmy głosili swoim braciom, że On jest Zmartwychwstałym, On jest Panem i daje nam swojego Ducha, abyśmy siali wraz z Nim królestwo Boże w świecie. Tego poranka zmieniła się historia.
Ileż grobów oczekuje dziś na nasze odwiedziny! Ileż osób zranionych, także młodych, opieczętowało swoje cierpienia, „stawiając nad nimi – jak to się mówi – krzyżyk”. Mocą Ducha i słowem Jezusa możemy odsuwać te głazy i sprawić, aby promienie światła weszły w te otchłanie ciemności.
Pielgrzymowanie do Rzymu było piękne i męczące; ale równie piękna i wymagająca będzie pielgrzymka powrotna do waszych domów, waszych regionów i wspólnot. Przemierzajcie ją z ufnością i energią Jana, „umiłowanego ucznia”. Tak, tutaj mieści się cała tajemnica: w byciu i świadomości, że jesteśmy „umiłowanymi” przez Niego, Jezusa; Pan nas kocha! Wtedy życie staje się dobrym biegiem, bez niepokoju i strachu. Biegiem ku Jezusowi i braciom, z sercem pełnym miłości, wiary i radości. Idźcie tak naprzód!