Fragment książki Tomasza Grabowskiego OP i ks. Wojciecha Nowickiego Liturgia krok po kroku.
Przechodzimy teraz od ogółu do szczegółu, czyli do sztuki sakralnej, która znajduje się w przestrzeni sakralnej. Zacząłem ten wątek, pytając o paramenty. Chodzi o wartość materiału? W Afryce, na przykład, cennym materiałem jest heban. Można używać w liturgii wykonanego z niego kielicha?
Tak, jeżeli chodzi o zewnętrzną jego stronę. W innych kulturach, ale nawet u nas, dopuszczalne jest wykorzystanie paramentów innych niż ze złota, natomiast zawsze musi to być materiał szlachetny, zawsze niemożliwy do stłuczenia, nieporowaty, by Krew Pańska nie wsiąkła w ścianki naczynia.
Zanim jednak zaczniemy mówić o praktycznych rozwiązaniach, to trzeba zwrócić uwagę na teologię.
Widocznie nie ominęła mnie skaza praktycyzmu, o której wcześniej wspomnieliśmy…
Obawiam się, że każdy z nas, księży katolickich w Polsce, ma tę skazę i mało uwagi poświęcamy znaczeniu, a dużo więcej temu, jak coś zrobić. Tymczasem to, jak coś zrobić, zależy od tego, co tak naprawdę mamy do zrobienia. Jeżeli chodzi tylko o to, żeby sprawnie przeprowadzić liturgię, to zabawmy się w wymusztrowany oddział wojska, zróbmy to raz-dwa i nie skupiajmy się za bardzo na sensach.
Księża nieraz przewrotnie mówią: „Długo nie znaczy pobożnie”.
Owszem! [śmiech] Aczkolwiek jeszcze prawdziwsze jest stwierdzenie, że najczęściej szybko nie znaczy pobożnie. Jednak nie o samo tempo celebracji chodzi.
Zwróćmy uwagę na modlitwę nad darami czy też na samo przygotowanie darów i na modlitwy, które kapłan zanosi podczas ofiarowania. Tę ostatnią niekiedy można usłyszeć wypowiadaną na głos, jeśli nie wykonuje się w tym momencie pieśni, ale zazwyczaj kapłan odmawia ją szeptem lub półgłosem: „Błogosławiony jesteś, Panie Boże wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb, który jest owocem ziemi i pracy rąk ludzkich; Tobie go przynosimy, aby stał się dla nas chlebem życia”. Wypowiadając te słowa, kapłan nieco unosi ponad ołtarz patenę wypełnioną chlebem.
Proponuję od niej właśnie rozpocząć rozmowę o paramentach i wyposażeniu świątyni, ponieważ ukazuje ona sens wszystkich przedmiotów wykorzystywanych w liturgii.
W modlitwie, o której przed chwilą wspomniałem, mowa o pewnej triadzie. Mianowicie o tym, że chleb, który ofiarujemy, jest najpierw owocem ziemi, następnie pracy rąk ludzkich, a na koniec staje się chlebem życia. Owoc ziemi to coś stworzonego przez Pana Boga, rośnie dzięki Jego błogosławieństwu. Praca rąk ludzkich to nawiązanie do ludzkiej kultury, dzięki której pszenica zostaje przetworzona tak, że staje się chlebem. Fakt, że człowiek daje Panu Bogu to, co od Niego otrzymał, ale przetworzył, jest istotny. Wszyscy, którzy przysłużyli się do powstania hostii, jakoś włączyli się w dzieło stworzenia. Następnie ofiarowujemy ją Panu Bogu, żeby stała się dla nas duchowym pokarmem. We wspomnianej modlitwie jest mowa o chlebie życia, ale rozszerzmy tę triadę na pozostałe rzeczy, które są wykorzystywane w liturgii.
Wszystkie one najpierw są darami, które zostały stworzone przez Pana Boga, potem przetworzone przez kulturę i na koniec stają się dla nas, dzięki modlitwie i ingerencji Ducha Świętego, znakiem rzeczywistości duchowych.
Możemy jako przykład wykorzystać pigment. Te wykorzystywane we freskach, obrazach, ikonach czy do farbowania szat były przez wieki naturalne. Określone minerały lub ekstrakty z roślin są czymś stworzonym, ale człowiek dzięki swojej zmyślności i działaniu sprawił, że posłużyły do stworzenia obrazu czy ufarbowanej tkaniny. Kiedy powstaje dzieło sakralne i jest wykorzystywane w liturgii, to dla nas staje się znakiem rzeczywistości niebiańskich.
Podobnie jest z dźwiękiem. Jest on czymś stworzonym, natomiast człowiek, który nadaje mu znaczenie, modulując go w słowa lub układając z dźwięków muzykę, sprawia, że mogą one być użyte w liturgii jako modlitwa albo proklamacja słowa Bożego. Stają się dzięki temu jakimś oknem na świat duchowy.
A co, jeśli wykorzystujemy styropian, poliester i plastik? Przecież łatwiej jest np. wyciąć gołąbka, który ma przedstawiać Ducha Świętego, ze styropianu, niżeli wyrzeźbić go z drewna czy odlać z metalu.
Trzeba powiedzieć, że ten materiał, niestety, nie licuje z założeniem, jakie należy do „genotypu” liturgii katolickiej. Jeżeli szaty liturgiczne nie są zrobione z naturalnych tkanin, tylko z mieszanek sztucznych tworzyw, to nie tylko jakość (równieżużytkowania) jest inna, ale także każdy, kto poświęci im odrobinę uwagi, zobaczy różnicę w wyglądzie. Przede wszystkim jednak jest zachwiana wspomniana przeze mnie triada. Kult nie staje się szczytem kultury, tylko jej kadłubkiem. Łatwiej osiągnięty zostaje w nim określony efekt, ale, niestety, nie wyraża on tego, że otrzymaliśmy od Boga dar, który przetworzyliśmy i teraz on nas odsyła do rzeczywistości duchowej.
Kościół nigdy nie szczędził wydatków na liturgię. Nawet w zakonach żebraczych: u franciszkanów, karmelitów czy u nas, dominikanów, była ona jedyną przestrzenią, gdzie dopuszczano drogocenne kamienie lub kruszce, ponieważ to, co przynosimy Panu Bogu w liturgii, przestaje być nasze i zaczyna należeć do Niego. Dlatego, na przykład, świątynie są konsekrowane, czyli oddane całkowicie na własność Bogu. Kiedy dany kościół ma już stały ołtarz, odbywa się uroczystość, podczas której biskup olejem znaczy ściany świątyni oraz rogi ołtarza. W dwunastu miejscach, gdzie biskup „ubrudził” ściany olejem…
Bardzo niepraktycznie postąpił! [śmiech]
…zawiesza się zacheuszki, czyli lampki, które nam przypominają, że to jest przestrzeń zastrzeżona dla Boga i tylko Jemu można w niej służyć. Tym samym nic tam nie jest nasze – ani bogaty ornat, ani kosztowny kielich, ani piękna monstrancja.
Czy to nie jest tylko prawny wytrych do tego, żeby gromadzić skarby?
Nie. To ma być wyryte w naszej świadomości: nic, co tutaj się znajduje, nie jest moje. Również ja sam nie należę do siebie – jestem darem, który Bóg mi dał, pracuję nad sobą, kultura wpływa na mnie; sam ją tworzę, ale po to, żebym stał się kimś duchowym, według miary Chrystusa. Kiedy jestem na liturgii, przypominam sobie, że należę do Niego, a nie do samego siebie, tak samo jak wszystkie paramenty i elementy wyposażenia świątyni. Taka postawa stoi w dużej sprzeczności z myśleniem typu: „W domu bym tego obrazu nie powiesił, ale do kościoła się nada”, czyli z prowizorką, którą często tworzymy w naszych kościołach. Wiemy, że organista słabo śpiewa, ale „umówmy się”, że robi to najlepiej jak umie i taki poziom wykonania wystarczy. Albo wiemy, że dzieci, chociaż zasadniczo są kochane i rozczulające, to jednak czytając czytanie w kościele, najczęściej się jąkają lub dukają, ale „umówmy się”, że w tym kontekście tak może być. Wprowadzamy konwencję kościółkowej bylejakości, robimy coś pro forma.
Jeżeli wchodzimy w liturgię z nastawieniem, że na jakość czynności w jej trakcie możemy przymknąć oko i zgodzić się na różnego rodzaju niedociągnięcia, które normalnie by nie przeszły, to znaczy, że zupełnie nie rozumiemy, po co ją celebrujemy. Liturgia nie jest nasza – liturgia jest Pana Boga. Dlatego to, co tu jest i się dzieje, ma być przejawem najwyższej kultury, a nie szczytem tandety.
A co z opinią osób, które mówią: „Po co takie bogactwo i zdobienia? Może wybierzmy coś bardziej w duchu ubóstwa, a zaoszczędzoną nadwyżkę dajmy na ubogich”?
Słyszę tu wyraźne echo perykopy z Ewangelii według św. Jana opowiadającej o uczcie w Betanii (zob. J 12,1–11), podczas której Maria rozbiła flakon olejku warty trzysta dniówek pracy robotnika, czyli prawie rok, by namaścić stopy Chrystusowi. Judasz ją wtedy zaatakował, że przecież można było ten nard sprzedać, a pieniądze rozdać ubogim. Pan mówi wtedy: „Zostaw ją – do końca czasów, gdziekolwiek będzie głoszona Ewangelia, będzie wspominany jej czyn”. Nadobfitość w liturgii jest jak gest Marii wobec Jezusa – wykorzystanie dnia pracy trzystu osób, aby uczcić Pana.
Musimy sobie zadać zasadnicze pytanie: nie traktujemy Go jako mniej ważnego niż ubogich? Czy my, którzy jesteśmy Mu winni najwyższą cześć i najgłębszy szacunek, możemy Go w ten sposób traktować? A nawet więcej: czy będziemy dobrze traktować ubogich, jeśli Jego postawimy na drugim miejscu?
W liturgii naprawdę nie ma górnej granicy, jeśli chodzi o jakość. Bóg, tworząc nas, nie stworzył przecież bubli, skoro widział, że to, co uczynił, jest bardzo dobre (por. Rdz 1,31). Chce też, byśmy stali się w trakcie życia darem, który będzie odpowiadał Jego pięknu i hojności, byśmy byli najlepszą wersją nas samych i w ten sposób pobudzili innych do oddawania Jemu chwały. Liturgia jest tylko soczewką, w której skupia się to, co jest najistotniejsze w naszym życiu, a tym jest oddanie chwały Bogu.
Kiedy ktoś upomina się o zachowanie przepisów dotyczących estetyki liturgii, najczęściej słyszy w odpowiedzi argument: „Nie bądźmy takimi rygorystami. Przecież chodzi o to, żeby wielbić Pana Boga, a nie przywiązywać wagę do szczegółów”. Co ojciec na to?
Proponuję pomyśleć o liturgii jak o tańcu. Tancerz, który chce wyrazić maksimum czy to emocji, czy to piękna, włoży gigantyczny wysiłek w osiągnięcie perfekcji ruchu wykonywanego pod dyktando muzyki. W końcu będzie wykonywał przepisane gesty i kroki, a mimo zasad zachowa swobodę i naturalność. Podobnie jest z liturgią. Istotne są szczegóły, przepisy i zasady, ale chodzi o takie ich uwewnętrznienie, by nie były gorsetem, ale naturalnym sposobem oddania czci. To, o czym ksiądz wspomniał, zawsze sprowadza się do wyboru zapadającego w konkretnym sercu. Zakrystian, kościelny, organista czy proboszcz muszą zapytać samych siebie: „Dlaczego tak mi trudno włożyć wysiłek w to, żeby oddać chwałę Panu Bogu z pełnym zaangażowaniem i kunsztem?”. W jakości liturgii i tego, co ją otacza, jak w lustrze widać, jaki mamy stosunek do Pana Boga i do siebie nawzajem jako Kościoła, czy włożyliśmy serce, poświęciliśmy czas i pieniądze, czy jedynie wypełniliśmy przepis, spełniliśmy oczekiwane minimum.
Lex orandi, lex credendi
Dokładnie. W sposobie modlitwy widać jakość wiary i odwrotnie – wiara wyraża się w formie modlitwy. Piękno paramentów i architektury ma też głębsze znaczenie. Kiedy zaczniemy rozmawiać o samym rytuale mszy świętej, to zobaczymy, że jest on utkany ze znaków, symboli, różnego rodzaju gestów i słów – pod każdym z nich kryje się sens wyrażony w sposób właściwy danym środkom wyrazu. Architektura i sztuka kościelna też wpisują się w ten sposób komunikacji. Proponuję, żebyśmy mówiąc o nim, na początek wprowadzili rozróżnienie na znak, symbol i sakrament. Najprościej jak się da; tak, żebyśmy mogli się tą dystynkcją tu posługiwać.
Tomasz Grabowski OP i ks. Wojciech Nowicki, Liturgia krok po kroku. W drodze, Poznań 2021.
Więcej o książce - w tym spis treści - https://wdrodze.pl/produkt/liturgia-krok-po-kroku/
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |