Sylwester: Wielkie zamieszanie i dwanaście winogron

wiara.pl

publikacja 30.12.2013 22:24

Ludzie wierzyli, że papież św. Sylwester w roku 317 zamknął w podziemiach Watykanu smoka. Zgodnie ze starą przepowiednią, smok miał się wydostać na wolność w rocznicę śmierci świętego i zniszczyć świat, gdy rozpocznie się rok tysięczny. 31 grudnia 999 r. wszyscy byli przerażeni. Kiedy po północy nic złego się nie stało wybuchła ogromna radość. Sympatyczna historia, niestety zupełnie nieprawdziwa.

Sylwester: Wielkie zamieszanie i dwanaście winogron Tomasz Gołąb /Foto Gość

O niczym chyba nie napisano tak wiele bałamutnych informacji, jak o tradycjach sylwestrowych. Jeśli gdzieś przeczytamy, że zabawy sylwestrowe mają tysiącletnią tradycję, nie wierzmy. Z końcem roku nic wspólnego nie ma ani św. Sylwester, ani Sylwester II, który był papieżem w roku tysięcznym.

Jak zatem było naprawdę? Naprawdę huczne zabawy sylwestrowe organizuje się dopiero od końca XIX wieku. Noworoczne tradycje mają więc wyjątkowo krótką historię.

Od Syriusza do Juliusza
Oczywiście ludzkość od najdawniejszych czasów świętowała początek nowego roku. Kalendarz oparty na roku słonecznym, czyli okresie, w którym Ziemia obiega Słońce, znano już w starożytnej Mezopotamii i Egipcie. Za początek roku Egipcjanie uznawali 21 września, gdy na niebie pojawiała się czczona przez nich gwiazda Syriusz. W innych kulturach za początek roku uznawano zwykle wiosenne zrównanie dnia z nocą, gdy natura budzi się do życia. W tym sensie obyczaje np. topienia marzanny można uznać za noworoczne. Wiele pogańskich zwyczajów o takiej wymowie wiąże się ze świętami Wielkanocy.

W starożytnym Rzymie pierwszy miesiąc roku poświęcony był bogowi Marsowi i rozpoczynał się 1 marca. Miesiące miały na przemian 30 i 31 dni. Pewne zamieszanie wprowadził cesarz Oktawian August. Nazwał swym imieniem szósty miesiąc następujący po miesiącu poświęconemu Juliuszowi Cezarowi (pierwotne, wywodzące się z łaciny nazwy miesięcy pozostały w językach romańskich i germańskich). Nie chciał być gorszy, więc wydłużył "swój" miesiąc do 31 dni. Odbiło się to na długości ostatniego miesiąca – lutego, który do tej pory i tak miał 30 dni tylko w lata przestępne. Teraz pozostało w nim 28-29 dni.

Z datą 1 stycznia wiązało się natomiast w starożytnym Rzymie od II w p.n.e. jedno ważne wydarzenie – wówczas obejmowali władzę konsulowie, najważniejsi urzędnicy republiki. I chociaż generalnie czas liczono od roku założenia Rzymu, to urzędowe dokumenty datowano zwykle kadencjami poszczególnych konsulów (np. "w trzecim roku konsulatu Caiusa Juliusa"). 1 stycznia jako początek kadencji miał więc spore znaczenie praktyczne.

Co kraj to obyczaj
W świecie chrześcijańskim wielkie znaczenie miało wyznaczenie daty Narodzenia Jezusa na 25 grudnia. Datę taką przyjęto oficjalnie na soborze w Nicei w roku 325. W niektórych miejscach zaczęto traktować ten dzień jako początek roku. Wielu teologów twierdziło jednak, że początek roku należy przesunąć na chwilę Zwiastowania, o dziewięć miesięcy wcześniejszą, czyli na 25 marca. Tak np. sugerował Dionizy Mały, mnich, który w VI wieku obliczał dokładną datę narodzin Chrystusa. Rozpowszechniło się także – również uzasadnione religijnie – liczenie Nowego Roku od Wielkanocy (mimo że była świętem ruchomym).

W średniowieczu panował więc pod tym względem duży bałagan. W państwie Karola Wielkiego (784-814) jako początek roku przyjmowano dzień Bożego Narodzenia, a w tym samym czasie w Anglii – Wielkanoc.

Potem, wraz z feudalnym podziałem Europy na mniejsze państewka – zamieszanie rosło. We Francji np. rok zaczynał się w Beauvais 25 grudnia, w Reims 25 marca, a w Paryżu w Niedzielę Wielkanocną. Nie wdając się w szczegóły powiedzmy, że najczęściej za początek roku uznawano Boże Narodzenie (regiony zachodnie i południowe), Zwiastowanie (Normandia, Poitou, część środkowej i wschodniej Francji), Wielkanoc (Flandria, Artois, domena królewska).

Podobna mozaika panowała w państwach włoskich i niemieckich. W Anglii do roku 1066 rozpoczynano rok na Wielkanoc, a następnie, od 1155 – w dniu 25 marca. W Polsce i w Hiszpanii świętowano Nowy Rok w Boże Narodzenie.

Data kompromisowa
Największe chyba zamieszanie panowało we Francji. Tam też najwcześniej wprowadzono obecny zwyczaj rozpoczynania roku 1 stycznia. Król Francji, Karol IX (brat naszego Henryka Walezego) wydał w tej sprawie edykt w 1563 r. Wybrał datę kompromisową, która nie faworyzowała żadnej z dzielnic państwa.

Pomysł dość opornie przyjmował się w Europie. Rosja obchodzi Nowy Rok 1 stycznia od 1700 roku, a Anglia dopiero od 1752. Wszędzie zresztą traktowano tę datę jako administracyjną, ale jej nie świętowano. Dopiero na przełomie XIX i XX wieku narodził się zwyczaj urządzania zabaw sylwestrowych. Najpierw w dużych miastach, wśród bogatych ludzi, potem, w XX wieku, stopniowo również w uboższych warstwach społeczeństwa.
Na początku XX wieku pojawiły się sylwestrowe zwyczaje lokalne. Np. w Hiszpanii o północy z każdym uderzeniem zegara zjada się jedno winogrono. Obyczaj ten pojawił się w roku 1909 i stał się tak popularny, że stosują się do niego prawie wszyscy. Duńczycy z kolei wdrapują się na krzesło i w chwili wybicia godziny 12 zeskakują z niego, by "skacząco" wejść w nowy rok.

Mimo unifikacji współczesnego świata na innych kontynentach wciąż obchodzi się Nowy Rok w odmiennych terminach. Np. Chińczycy nie rezygnują ze swego kalendarza księżycowego i świętują między 21 stycznia a 19 lutego, zależnie od roku.Św. Sylwester

Życie św. Sylwestra

Świętych pod tym imieniem zna Kościół 9 i l błogosławionego. Trzech tylko papieży nosiło to imię i pierwszy z nich dostąpił jedynie chwały ołtarzy. Panował długo, bo 21 lat (314-335) - a więc jako mało który z papieży. Długością w rządach ma tylko przed nim pierwsze miejsce: papież Pius IX, który panował 32 lata (1846-1878) i Leon XIII, który kierował Kościołem przez 25 lat (1878-1903), nie licząc około 34 lat rządów św. Piotra (33-67).

A jednak, chociaż lata rządów św. Sylwestra przypadają na najpomyślniejszy okres w życiu Kościoła, kiedy to po krwawych prześladowaniach nastał wreszcie po 300 latach upragniony, trwały pokój (edykt mediolański wydany w 313 roku), to jednak o działalności św. Sylwestra nic nie wiemy. Czym to tłumaczyć? Na pewno zawieruchami wojennymi, które niejednokrotnie nawiedzały także Rzym, z dymem ognia puszczając najcenniejsze jego zabytki i zawarte w nich archiwa. Może jednak nie mniej ważną tego przyczyną jest fakt, że cesarz Konstantyn Wielki, który wtedy panował (311-337), swoją indywidualnością potężną tak zaważył, że dziejopisarze chrześcijańscy owych czasów piszą raczej o nim. Pierwszy przecież historyk chrześcijaństwa, Euzebiusz, biskup Cezarei, poświęca Konstantemu całe rozdziały, gdy papieżowi proporcjonalnie o wiele skąpiej. Nie dziw, skoro Euzebiusz był sekretarzem i doradcą osobistym cesarza. Dlatego na rozgrywające się w Kościele wypadki patrzył pod kątem cesarskim, a papież był w cieniu i nikt jego czynów nie utrwalił.

Z fragmentów, jakie udało się wydobyć, możemy sobie ustalić następujące dane z życia św. Sylwestra. Urodził się w Rzymie jako syn bliżej nieznanego Rufina, kapłana, za czasów św. Marcelego, papieża. Kiedy prześladowanie dioklecjańskie ze szczególniejszą wrogością odnosiło się do ksiąg świętych w Kościele i nakazało je niszczyć, właśnie kapłan Rufln przechowywał w tajemnicy książki liturgiczne i Pismo święte, należące do Kościoła w Rzymie. Św. Sylwester wstąpił na tron papieski po papieżu, św. Milcjadesie, w styczniu 314 roku.


Dzięki hojności cesarza św. Sylwester buduje bazylikę na Lateranie, na Watykanie i inne. Podanie głosi, że to właśnie papież Sylwester pozyskał dla chrześcijaństwa św. Helenę, która tak wielkie zasługi położyć miała dla Kościoła jako matka Konstantyna Wielkiego. Legendą jest jednak, jakoby papież miał uzdrowić z trądu cesarza Konstantyna I Wielkiego.

Kiedy wybuchła herezja ariańska, cesarz zdecydował o zwołaniu soboru do Nicei (325), gdzie herezja została potępiona, a Ariusz skazany na wygnanie. Papież Sylwester wysłał tam swoich legatów, po czym zwołał synod do Rzymu, na którym obecnych 265 biskupów Zachodu potwierdziło uchwały soboru w Nicei.

Kult św. Sylwestra

Data śmierci św. Sylwestra wydaje się być pewną, gdyż spotykamy ją w najdawniejszych dokumentach. Papież opuścił tę ziemię dnia 31 grudnia 335 roku. Cieszył się czcią powszechną także na Wschodzie. Jest to jeden z najpierwszych niemęczenników, który odbierał cześć ołtarzy. Grecy obchodzili jego święto 2 stycznia. Ciało jego doznawało czci na cmentarzu Pryscylli przy drodze Salaryjskiej Nowej, gdzie w wieku VII wystawiono świątynie pod jego wezwaniem. Obecnie ma Święty swój kościół na Kwirynale oraz bardzo bogato wyposażony architektonicznie kościół S. Silvestro in Capite, na miejscu, gdzie miał stać dom rodzinny papieża św. Stefana II. Obecnie relikwie św. Sylwestra znajdują się w Nonantola, jedenaście kilometrów od Modeny, w ołtarzu głównym kościoła dawnego opactwa benedyktynów (dzisiaj parafialnego). Jest on patronem tego miasta i diecezji. Część relikwii ma być także w Rzymie w kościele św. Marcina ai Monti (w krypcie). Z dniem św. Sylwestra są związane w Polsce następujące przysłowia:

Dzień Sylwestrowy pokaże czas lipcowy.
Na św. Sylwester mroźno, zapowiedź na zimę groźną.
W noc Sylwestrową pogodnie, będzie kilka dni pogodnie.

Koniec starego roku

Do pomyślenia

Dzień 31 grudnia, zwany w Polsce popularnie „Sylwestrem”, budzi jednak jeszcze inne, o wiele poważniejsze refleksje. Jest to ostatni dzień w roku kalendarzowym. Za kilka godzin staniemy na granicy czasu. Astronomowie powiadomią nas, że planeta nasza w wędrówce dokoła słońca znalazła się w tym samym punkcie co rok temu. Skończy się rok słoneczny, kalendarzowy. Stanie przed nami Nowy Rok, jak nowa karta - czysta, niezapisana, na której pisać będziemy nową historię przyszłych dni. Za kilka godzin wybije pomoc. Staniemy na krawędzi czasu. Za nami będzie trwały grunt tego, co przeszło, przed nami wielka niewiadoma. Różni z różnym żegnają stary rok uczuciem. Jedni z wdzięcznością, bo być może połączył dwoje szczęśliwych w sakramencie Małżeństwa przy ołtarzu. Innym dał radość z długo może oczekiwanego dziecka. Innym: zdane szczęśliwie egzaminy, posadę, podwyższoną pensję, emeryturę, nowe mieszkanie itp. Sam fakt, żeśmy szczęśliwie przeżyli jeden więcej rok, to już przecież wielki dar Boży. Jeśli do tego dodamy: liczbę Mszy świętych, przyjętych Komunii świętych, wysłuchanych nauk, przeczytanych dobrych pism, pociech religijnych i nagromadzonych zasług - to jest za co dziękować dobremu Bogu.

Będą jednak wśród nas i tacy, którym może stary rok przyniósł w ich mniemaniu więcej zła niż dobra: zabrał może najdroższą osobę z domu, zesłał kalectwo czy chorobę ciężką, spalony dom, utracony dobytek, rozbite szczęście rodzinne itp. Ale przecież i te nieszczęścia nie mogą iść w porównaniu ze sumą dobra, jaką nam stary rok przyniósł w płaszczyźnie doczesnej jak i wiecznej.

Kończący się stary rok budzi w nas także uczucie skruchy. Prorok Dawid mówi, że sprawiedliwy człowiek 7 razy na dzień upada. Jeśli tak, to cóż każdy z nas. Ileż to myśli złych i niepotrzebnych ciśnie się nam do głowy. Dawaliśmy może na nie zezwolenie. Ileż wypowiadamy daremnych a może grzesznych słów. A przecież bywają i złe czyny. Pomnóżmy to wszystko przez liczbę dni, pomnóżmy przez liczbę przeżytych już lat. Przerażenie ogarnia. Przecież za to trzeba będzie Bożej sprawiedliwości spłacić dług. Jeśli nie uczynimy tego na ziemi, tym gorzej dla nas, bo trzeba będzie odpokutować to po śmierci. Chrystus Pan nas napomina, że sprawiedliwości Bożej trzeba się będzie wypłacić aż do ostatniego szelążka. Napomina nas Pan Jezus, że będziemy sądzeni nawet z każdego słowa, wypowiedzianego na próżno.

Dlatego to, kiedy jedni spędzają „ostatki” na hucznych zabawach, wśród obżarstwa, pijaństwa i szału rozpusty, inni zapełniają w tym samym czasie świątynie, aby się modlić.

Jest to piękny zwyczaj, że w wieczór sylwestrowy gromadzą się wierni w świątyni na nabożeństwa: dziękczynne, pokutne i przebłagalne. Nie wiemy, co nam przyniesie nowy rok, jakie nadzieje i zawody. Nie wiemy nawet, czy go szczęśliwie przeżyjemy. Staje on przed nami jak jedna wielka niewiadoma. Dlatego słusznie ścielemy się u stóp ołtarza, by ubłagać również zmiłowanie i potrzebne łaski.

Cena czasu

Z wielkim wzruszeniem zrywam zawsze ostatnią kartkę kalendarza, żegnam stary rok, tak bardzo nabrzmiały w wydarzenia i przeżycia. Tych kart zerwałem już w życiu... Czy doczekam się roku nowego? Czy tej nocy nie zabierze mnie śmierć spośród żyjących? Codziennie odchodzi z tej ziemi ok. 150 000. W ciągu roku więc śmierć zabrała ok. 50 milionów. Wprost nie do wiary, jak ogromna liczba. Widziałem kiedyś obraz śmierci w postaci kościotrupa w całunie, z kosą w ręku, z zawiązanymi oczyma. Tłum jej nie widział i szedł na oślep w jej ramiona. Ona zaś nie patrząc, kto pod kosą, niemiłosiernie siekła. Tak, śmierć nie patrzy na wiek, na stan, nikt jej dotąd nie zmógł, nikt nie oszukał, nikt nie przekupił. Ileż już ścięła koronowanych głów, papieskich tiar, biskupich mitr. Powiedziano słusznie, że tylko śmierć jest sprawiedliwa, bo wszystkich równa. Przypominają się słowa Pańskiego mędrca: „Nasze życie jest krótkie i smutne! Nie ma lekarstwa na śmierć człowieczą... Urodziliśmy się niespodzianie i potem będziemy, jakby nas nigdy nie było... Imię nasze pójdzie w niepamięć i nikt nie wspomni naszych poczynań. Przeminie życie nasze jakby ślad obłoku i rozwieje się jak mgła, ścigana promieniami słońca i żarem jego przebita. Czas nasz jak cień przemija, śmierć nasza nie znaodwrotu”.

A jednak właśnie te kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat - to wielka szansa, dana nam od łaskawego Boga. Stworzyciel w ręce nasze złożył losy nasze. Nie jest prawdą, że piasek ziemi wraz z naszym ciałem pokryje wszystko. Chrystus Pan nas poucza, że śmierć nie jest końcem, ale początkiem nowego życia, jest progiem, przez który przejść trzeba. Dlatego Kościół święty kapłanom swoim kładzie w usta w prefacji Mszy świętych za zmarłych te pełne ufności słowa:„W Nim to zabłysła dla nas nadzieja chwalebnego zmartwychwstania, i chociaż nas zasmuca nieunikniona konieczność śmierci, znajdujemy pociechę w obietnicy przyszłej nieśmiertelności. Albowiem życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy; i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie”.

Jak kiedyś Mojżesz wyprowadził z niewoli egipskiej naród wybrany do ziemi obiecanej poprzez pustynię Synaju, tak i nowy lud Boży, odkupiony męką i śmiercią Syna Bożego, Jezusa Chrystusa, podąża do niebieskiej ojczyzny pod wodzą Jego Kościoła i pasterzy.

I właśnie chodzi tylko o to, aby nie zatrzymywać się na ziemi, by nie widzieć w niej celu życia, by w drogach jej krętych przypadkiem się nie zagubić, ale mieć oczy stale utkwione w niebo, gdzie nasz dom, gdzie czeka na nas Ten, którego pozdrawiamy codziennie słowami: Ojcze nasz, który jesteś w niebie.

Wydarzyło się naprawdę

Władysław Pogrobowiec, król węgierski i czeski, był zaręczony z Małgorzatą, córką króla Francji, Króla VII. Przed weselem wyprawił Władysław poselstwo najprzedniejszych panów i szlachty w liczbie kilkuset panów i pań, strojnych w najkosztowniejsze szaty w powozach złotem obitych. Tak świetnego orszaku dawno nie widziała Europa. Ale co za ironia losu. Jeszcze wspaniały poczet nie dojechał do Paryża, kiedy specjalny goniec doniósł o śmierci króla Władysława (listopad 1457). Tak to uroczystości weselne zamieniły się w żałobne.

W pobliżu miasta Villach w Karyntii w 1879 roku jechał na saniach tłum w rozbawieniu karnawałowym. Większość biorących udział była przebrana w najróżnorodniejszych postaciach. Kiedy przejeżdżał kulig obok wzgórza Plejberg ze skoczną muzyką, spadła lawina śnieżna w tak wielkiej ilości i tak z nagła, że pogrzebała wszystkich. Śpiewamy: „Od nagłej a niespodziewanej śmierci zachowaj nas, Panie”.

Bouthillier Rance pochodził z możnej rodziny francuskiej. Używał też dóbr tego świata. Dnia pewnego na polowaniu padł strzał. Na szczęście kula trafiła w zamek myśliwskiej torby Rance’a. Pomyślał: „A co by było, gdyby kula lekkomyślnie wystrzelona przez towarzysza trafiła we mnie?”. To było punktem zwrotnym w jego życiu. Majętność swoją rozdał ubogim a sam założył najostrzejszy zakon, trapistów (+ 1662).

Koleją przez Semmering pod Wiedniem jechali pasażerowie. Kiedy pociąg zaczął zjeżdżać ze stoku góry, ktoś z pasażerów zapytał: „Panie, a co by się stało, gdyby tak pociąg nagle zaczął spadać w dół?”. Na to konduktor: „Na szczęście są hamulce”. Ktoś inny zagadnął: „A gdyby tak hamulce zawiodły?”. Na to konduktor: „Wtedy trzeba się zbierać albo tam (pokazał na niebo) albo tam (pokazał na dół)”.

Król francuski Filip IV, chciwy na ogromne dobra zakonu rycerskiego templariuszów nakazał aresztować wielkiego mistrza Jakuba Molay’a i jego radę. Wytoczył im proces i skazał wielkiego mistrza na śmierć na stosie. Działo się to dnia 18 marca 1314 roku. Molay miał przed śmiercią zawołać: „Wzywam cię na Boży sąd!”. Król miał sobie zakpić: „Idź naprzód, pójdę za tobą”. I poszedł. W pół roku zaledwie, we wrześniu, sam nagle zmarł i poszedł na Boży sąd.

Ostatnie dni starego roku są bardzo pracowite i denerwujące. Trzeba bowiem w urzędach dokonać bilansu i zamknięcia roku. Symbol to realny, jak troskliwie powinien każdy z nas przeprowadzić bilans duchowy, aby przed Bogiem nie zostawić manka. Kontrole raz po raz przeprowadzane i remanenty w sklepach podobnym są dla nas ostrzeżeniem w sferze duchowej, nadprzyrodzonej: „Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”.

Modlitwa

Boże, któremu właściwą rzeczą jest litować się zawsze i przebaczać: przyjmij błagania nasze, aby nas i wszystkie sługi Twoje, którzyśmy związani pętami grzechu, miłosierdzie Twojej litości łaskawie rozgrzeszyło...

Boże, którego grzech obraża a pokuta przejednywa: wysłuchaj łaskawie pokornych próśb swojego ludu i odwróć od nas bicz zagniewania Twojego, któryśmy ściągnęli przez nasze winy...

Boże, od którego święte pragnienia, dobre rady i sprawiedliwe uczynki pochodzą, racz obdarzyć sługi Twoje takim pokojem, jakiego świat dać nie może, aby i serca nasze były poddane Twoim przykazaniom i po oddaleniu trwogi przed nieprzyjaciółmi czasy nasze pod Twoją opieką były spokojne...