Niewielu miało przetrwać dzień Jego przyjścia. Tymczasem niewielu dowiedziało się o Jego narodzeniu. Miał być jak ogień złotnika i ług farbiarzy. Tymczasem jest kruche Dziecię na rękach Symeona. Jedno się zgadza. Oczyści synów Lewiego, składając ofiarę miłą Panu.
Jaka to ofiara miła Panu? Para synogarlic lub dwa gołębie. Bo przyszedł, by nas ubóstwem swoim ubogacić. Ubóstwo narodzenia. Ubóstwo ofiarowania. Ubóstwo dnia codziennego. Ubóstwo śmierci.
Chcielibyśmy Mesjasza mocnego. Takiego, który wyciągniętym ramieniem rzuciłby nas na kolana. A zdani jesteśmy na wyciągnięcie rąk, wzięcie Go – jak Symeon – w objęcia i powtórzenie za starcem: moje oczy ujrzały Twoje zbawienie. Na całkowite zanurzenie, bez fajerwerków, w ubóstwie Boga. By razem z Nim, w Nim i przez Niego, stać się miłą Panu ofiarą.
Dodaj swój komentarz »