Jezus kieruje swoje słowo do tego co słabe, kruche i ułomne. Każąc zmierzyć się nie tylko z mocą słowa, ale i z własnym lękiem i niepewnością.
Mit szczęścia, karmionego hulankami z nierządnicami, zastąpiłem mitem wolności. Nikt nie daje mi strąków, ale karmię się myślą, że nic nie muszę, że mogę robić, co tylko zechcę.
Jeśli pragnienie pochwały będzie dla mnie bodźcem do wszelkiego działania, to znak, że nie czynienie dobra jest dla mnie celem, a chęć zabłyśnięcia przed ludźmi.
Nie muszę przed Bogiem i ludźmi udawać doskonałości. Mogę lgnąć do świętości Jezusa i na nią liczyć.
Jak reaguję, gdy ktoś zwraca mi uwagę na niewłaściwe postępowanie?
Nie da się połączyć życia według Dekalogu z dążeniem do ziemskiego szczęścia za wszelką cenę.
Każde przebaczenie to zaciągniecie kolejnego długu u Niego. Długu, którego nie muszę już spłacać.
Bóg do mnie mówi w każdym wydarzeniu: w spełnieniu i w niespełnieniu pragnień.
Zmagam się z modlitwą każdego dnia, czasem klękam z niechęcią i z poczuciem przymusu.
Czy są wobec nas prawdą słowa: „Ulituje się znowu nad nami, zetrze nasze nieprawości i wrzuci w głębokości morskie wszystkie nasze grzechy”?