To dlatego człowiek przypisuje Bogu swoje intencje, swoje słabości. I dlatego trudno jest uważnie słuchać Bożych słów. One są tak inne od tego, co wypowiedziałby człowiek.
Rozkoszujemy się chwilami szczęścia i dobrobytu. Wtedy, nawet jeśli nie zapominamy o dziękowaniu Panu za to, co dostajemy, łatwo zamykamy oczy na swoje niedoskonałości.
Człowiek nie może odpuścić naszych grzechów, nie może dać nadziei życia wiecznego. To może dać tylko Bóg.
Panie Boże, domagasz się rzeczy niemożliwych! Wiem, że to nie jest działanie, które by się Tobie podobało, ale nie mogę postąpić inaczej! To byłoby nieroztropne, mogłoby mi zaszkodzić!
„Jam jest Pan, Bóg twój. Słuchaj mnie, a będziesz żył.” To słowa odrzucane od samego początku. Dlaczego miałbym słuchać? – pytają ludzie od wieków. - Co mi zrobisz, jeśli Cię nie posłucham?
Ten dialog stwarza problemy. „Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest wziąć chleb dzieciom i rzucić psom” – mówi Jezus do kobiety proszącej o uzdrowienie córki.
Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. Niezwykle łatwo zapomnieć o dalszej konsekwencji tych słów.
Faryzeuszom wydawało się może, że przez lata, dzięki wiedzy pokoleń i tradycji pojęli Boga. Niezwykle trudno w tym momencie uwierzyć, że Bóg jest inny. I tak łatwo Go przegapić…
"Słuchajcie, przyjechał znany uzdrowiciel! Msza św. czy nabożeństwo odbędzie się..." Dziś też na takie spotkania jadą tłumy. Czasem z odległych rejonów kraju. Szukają nadziei. Szukają zdrowia. Szukają cudu.
Bóg, który wchodzi do łodzi naszego życia. Ot tak, po prostu. Pojawia się, a przerażonym swoją grzesznością ludziom mówi: Nie bój się. Twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech.