Bóg, który pozwala się zobaczyć. Bóg, który pozwala się usłyszeć. Bóg, który wchodzi do łodzi naszego życia. Ot tak, po prostu. Pojawia się, a przerażonym swoją grzesznością ludziom mówi: Nie bój się. Twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech. Choćby Twoje grzechy były jak szkarłat, nad śnieg wybieleją.
Jest jedno „ale”… Obecność Boga w naszym życiu na tym się nie kończy. Nie po to pojawił się tu i teraz byś trwał w zachwyconym bezruchu. Pojawił się, bo ciebie i mnie potrzebuje. Potrzebuje kogoś, kogo mógłby posłać do ludzi. Przychodzi, bo wie, że ten, którego wybrał, będzie do tego zadania najlepszy. Choćby po ludzku nic na to nie wskazywało.
Posłał Izajasza. Posłał Pawła. Zabrał z sobą – by posłać – Piotra.
Jeśli zatem nie chcesz iść, uciekaj. Od razu. Zanim przeniknie cię zachwyt. Ale jeśli cię zachwycił, nie bój się pójść choćby na krańce ziemi. To tam spełnią się twoje najskrytsze pragnienia. W sposób, o jakim nie ośmieliłbyś się marzyć.
Jeśli nie pójdziesz, zostanie ci smutek. Jak bogatemu młodzieńcowi…
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.