23.03.2011
W obliczu tego, czego doświadczył Jezus, tego, czego doświadcza tylu ludzi wokół nas a często i my sami, odpowiedź na skargę Jeremiasza wydaje się być oczywista: „Czy złem za dobro się płaci”?! – tak, tak właśnie! Ceną miłości jest krzyż. Uczynione przez nas dobro, prawość, czyste sumienie – nie gwarantują bezpieczeństwa czy szczęścia. Przebywanie w towarzystwie Jezusa nie zapewnia pomyślności – tak jak nie było gwarantem miejsca po prawej albo lewej stronie w Bożym Królestwie dla synów Zebedeusza. Wszyscy ludzie – chrześcijanie i niechrześcijanie – doświadczają różnorakich cierpień, mniejszych czy większych, zawinionych i niezawinionych. Nie uciekniemy od tego, tak tu na ziemi jest.
Czasem spotyka się ludzi oburzonych, takich, którzy starali się być dobrzy i stwierdzili pewnego dnia, że to nie działa, że nie uniknęli bólu. Jednak w chrześcijańskiej moralności chodzi o coś znacznie ważniejszego niż to, byśmy sami sobie mogli spojrzeć w oczy w lustrze. Chodzi o to, by być jak On.
Chcesz tronu, bezpieczeństwa, szczęścia? Jest tylko jedna droga – być jak On.
Pytania do rachunku sumienia:
Drogowskazy Jana Pawła II:
Człowiekowi koniecznie potrzebne jest to miłujące spojrzenie. Jest mu potrzebna świadomość, że jest miłowany, że jest umiłowany odwiecznie i wybrany odwiecznie - a równocześnie ta odwieczna miłość Bożego wybrania towarzyszy mu w ciągu całego życia jako miłujące spojrzenie Chrystusa. I może najbardziej w chwili doświadczenia, upokorzenia, prześladowania, klęski - wtedy, gdy nasze człowieczeństwo zostanie jakby przekreślone w oczach ludzkich, znieważone i podeptane - wtedy świadomość tego, że Ojciec umiłował nas odwiecznie w swoim Synu - tego, że Chrystus miłuje każdego i zawsze, staje się mocnym punktem oparcia dla całej naszej ludzkiej egzystencji (Parati semper 7).
Czytania mszalne rozważa Katarzyna Solecka