Dawniej w okresie dzieciństwa i młodości rodzice i wychowawcy w pewien sposób odgrywali rolę mistrza przez autorytet, jaki posiadali u dzieci.
Ten, którego dziś rodzice unieśli do Egiptu trzydzieści lat później skonał śmiercią skazańca na krzyżu. By ostatecznie pokonać wszelką śmierć.
Dzieci ufają rodzicom dlatego, że spodziewają się od nich prawdy — i ufają o tyle, o ile otrzymują od nich prawdę.
Szczęście? Co to jest? Wygrana na loterii? Pierwsza miłość co z wiatrem drży? Manna z nieba? Dziecko przytulone do rodziców? Upragniony awans?
Był taki moment w twoim życiu - kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu - kiedy niesiony na rękach swoich rodziców po raz pierwszy przekroczyłeś progi świątyni.
Narodziny Jana były błogosławieństwem dla rodziców. Czy niezwykłość tego doświadczenia sprawiła, że zrezygnowali ze swoich planów, marzeń i oczekiwań, jakie wiązali z nim?
„Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?”. Dobrze Mu było mówić. Gdyby był na miejscu swoich rodziców...
W zasadzie to każdy z nas ją zna. Będąc dzieckiem, doświadczamy jej od rodziców (i w tym wypadku teoretycznie przez całe życie), później sami nią szafujemy.
Kiedy małżonkowie modlą się wspólnie, budują nie tylko więź z Bogiem, ale i ze sobą. Gdy rodzice modlą się z dziećmi, dają im więcej niż najlepsi katecheci.
Młodzi są gwałtowni. Chcieliby już, teraz. Nie chcą cierpliwie czekać jeszcze kilka lat. Boży Syn nie kłócił się z rodzicami. Przecież nie chodziło o sprawy naprawdę istotne.
Jest wielka różnica między ludzką słabością a złą wolą.