Kiedy słyszymy dzisiaj o prawie wypisanym w naszych sercach, „w głębi jestestwa”, powinno nas to napełniać nadzieją i dumą.
Pozory łatwo wziąć za prawdę: uznać, że mamy do czegoś prawo, że należą się nam przywileje. Że wewnątrz pozostajemy sprawiedliwi.
Prawie 30 osób z całej Polski - zakonnice, klerycy i osoby świeckie - przybyło do Zawichosta, by wziąć udział w Szkole Zakrystianów.
Dzieją się mało spektakularnie. Rękami rodziny, przyjaciół, sąsiadów, parafii. Dzieją się prawie niezauważalnie. Dzieją się nie tak, jak byśmy oczekiwali.
Czy to nie smutne – odkryć, że jest się w sytuacji faryzeuszy – w sytuacji kogoś, kto poświęcił życie zgłębianiu świata i rządzących nim praw, kto szuka potwierdzenia swoich racji...
Jezus nie mnoży haseł, nie moralizuje. Ale podaje jedną, złotą zasadę, która streszcza i wypełnia Prawo, czyli ojcowskie pouczenia Boga...
Po ludzku: projekt kompletnie bez sensu. A jednak to On, nie my, utrwali Prawo na ziemi. Nie siłą. Przez miłosierdzie.
Nam, ludziom, wydaje się czasem, że jesteśmy władcami tej ziemi. Że możemy ustalać prawo wedle własnych upodobań. A jesteśmy pyłem.
Stali się mordercami, bo zaczęli uzurpować sobie prawo do tego wszystkiego, co otrzymali w dzierżawę, co nigdy nie było ich własnością.
Boże prawo nie jest bynajmniej skomplikowane. Jest wpisane w naszą naturę. Wystarczy się zastanowić, czy chciałbym być tak potraktowany, jak traktuję innych...
Zło się panoszy? Spokojnie, to się skończy.