Być może nie bez powodu w liturgii prawosławnej znak pokoju jest po wyznaniu wiary...
To wiara powoduje, że z mojego serca płynie żarliwe wyznanie: Ulituj się nade mną, Synu Dawida.
Wyznanie Piotra czymś oczywistym jest dla nas. Osłuchanych, oczytanych, niosących bagaż dwóch tysięcy lat wiary Kościoła.
Dzięki światłu Bożego objawienia, które ujawniło Piotrowi tajemnicę Jezusa, apostoł wyznał: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”.
Dodajemy do cudzego zła własne? Pozwalamy wyjść z wody po wyznaniu grzechów, czy może trzymamy w niej, albo próbujemy podtopić?
Trzeba było, by usłyszała pytanie: Kogo szukasz? Trzeba było wyznania miłości. Trzeba było w końcu, by usłyszała swoje imię...
Jest w wyrzeczeniu się grzechu i wyznaniu wiary coś, na co rzadko zwracamy uwagę. To uczciwość, będąca zgodnością tego jak żyjemy, z tym, co deklarujemy.
Czas między śmiercią Chrystusa a zmartwychwstaniem określa prawda wiary o Jego zstąpieniu do krainy umarłych. W wyznaniu wiary mówimy: "Zstąpił do piekieł".
Wyznana miłość ma smak nie tylko pieczonych ryb. Ma także, a może przede wszystkim, smak opasania i prowadzenia tam, gdzie człowiek sam nigdy by nie poszedł.
Wyznanie grzechów przed kapłanem, który w imieniu Chrystusa i Kościoła został upoważniony do sprawowania sakramentu pokuty, jest znakiem rzeczywistego pragnienia wyzwolenia się z nich.
Zło się panoszy? Spokojnie, to się skończy.