Czy wszystko ułożyło mu się w głowie po rozmowie z Jezusem? Raczej nie. Decydujący był nie moment, gdy usłyszał o wietrze i wężu.
Od momentu chrztu staliśmy się uczniami Jezusa. A jeśli tak, to nasze życie jest szkołą, w której jedynym przedmiotem jest uczenie się miłości.
„A czy pani nie myślała o tym, żeby się ochrzcić?”. To niby banalne pytanie okazało się momentem zwrotnym w moim życiu, bo odpowiedziałam… tak!
Biegała między kuchnią i coś tam uchem łapała. Wystarczająco mało, by zrozumieć Mistrza. Wystarczająco dużo, by w pewnym momencie zgłosić swoje żale i pretensje.
W ciągu rocznego cyklu Kościół wspomina całe misterium Chrystusa - od momentu Wcielenia, przez Zesłanie Ducha Świętego, po oczekiwanie na ponowne przyjście Chrystusa na końcu czasów.
Zadziwiające w tej opowieści jest to, że żadne jego starania nie dały choremu tego, co w jednym momencie, całkowicie darmo i bez proszenia otrzymał od Jezusa.
On sam wybiera czas. Czeka na najlepszy moment także dla mojej wiary. Czeka, by dojrzała do tego, by zapragnąć Go spotkać osobiście, by chcieć się Go dotknąć
Pierwszym doświadczeniem działania Ducha Świętego jest moment, gdy uświadamiamy sobie, że „przez Niego, z Nim i w Nim” oznacza również „dla mnie, ze mną i przeze mnie”.
Jeśli w tak doniosłym momencie Jezus mówi o służbie, to chyba nie przez przypadek. Nie można tego Jego wskazania potraktować jako jednego z wielu. To raczej fundament.
Faryzeuszom wydawało się może, że przez lata, dzięki wiedzy pokoleń i tradycji pojęli Boga. Niezwykle trudno w tym momencie uwierzyć, że Bóg jest inny. I tak łatwo Go przegapić…
Jest wielka różnica między ludzką słabością a złą wolą.