Uczymy się i szkolimy przez prawie 1/3 życia po to, by zdobyć wiedzę potrzebną nam do dalszego życia, do dalszej drogi. Zdobyta wiedza niejednokrotnie okazuje się niedostateczna lub wręcz nieprzydatna.
Doszkalamy się, uczestniczymy w różnych kursach, a i tak w rezultacie prawie zawsze czegoś nam brakuje. Podobnie wygląda z wiedzą religijną. Czy tę wiedzę również staramy się poszerzyć?
Mamy wiele możliwości „dokształcenia się w wierze”: katechezy, rekolekcje, dni skupienia, wreszcie okres adwentowy i wielkopostny. Dla mniej wymagających czytania w Liturgii Słowa, homilie – przynajmniej te niedzielne. Pytanie, czy je wykorzystujemy, czy z nich korzystamy, czy wyciągamy z tych nauk odpowiednie wnioski.
Ci starsi pamiętają jeszcze lekcje religii poza szkołą, podczas których odbywała się prawdziwa integracja jednego rocznika z różnych szkół. Teraz, po wprowadzeniu lekcji religii do szkoły, nauka religii jest bardziej zintegrowana z normalnym procesem nauczania. Czy uczniowie wynoszą z tych lekcji odpowiednią wiedzę? Nie mam powodu, by negować ten system, ale wyklucza on katechezę dorosłych, która odbywała się, gdy rodzice wraz z młodszymi dziećmi (zaprowadzając je na lekcje) wysłuchiwali nauk raz w tygodniu.
Nie negując poziomu religii w szkole, trzeba stwierdzić, że dzisiaj dorośli w zasadzie nie mają możliwości poszerzenia wiedzy katechetycznej, i to boli. Nasze rozmowy sprowadzają się do utyskiwania i marudzenia na tematy związane z kosztami, do oceniania, który wikary jest ok., a który mniej. Jeśli już zaczynamy dyskusje na tematy wiary, to są one powierzchowne, nie sięgają w głąb, nie dotyczą spraw, które powinny być dla nas sednem życia i wiary.
Czy rzeczywiście musi być aż tak krucho? Spróbujmy porozmawiać normalnie, bez udawanego zażenowania, udawanego wstydu o prawdach wiary, o Dekalogu, o przykazaniach Miłości, ale zarazem spróbujmy przetransponować te prawdy i przykazania na język codzienny, zrozumiały dla mnie, dla Ciebie, dla niego. Porozmawiajmy o Matce Bożej jak o naszej mamie, zainteresujmy się życiem Józefa, nie tylko przez pryzmat pracy rzemieślnika, ale i roli Ojca. Popatrzmy na Wniebowstąpienie Jezusa nie jak na odejście do Boga-Ojca, ale jak na przejście do innego domu, innego pokoju, z którego codziennie przychodzi, by nas wszystkich zobaczyć podczas modlitwy, Mszy Świętej (niekoniecznie tylko niedzielnej), by nam pomagać i leczyć nasze zranienia.
W dniu Wniebowstąpienia Jezus powiedział swoim uczniom ważne słowa: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! (Mk 15,16). Ale te słowa skierowane są nie tylko do nich, te słowa skierowane są również do nas, byśmy głosili Ewangelię wszystkim, w tym również sobie samym, byśmy uczyli się i nauczali, byśmy wreszcie byli świadomi wiary.
Wiedza nie jest garbem – boli, gdy jej nie ma.
«« | « |
1
| » | »»