Platan. Dla sprzedawcy sadzonek to pieniądze, dla malarza piękno, dla dozorcy kłopot ze spadającymi liśćmi. Naprawdę ważne jest, jak patrzysz.
Sorry, takie mamy warunki – zdaje się dziś mówić wielu chrześcijan. A warunki są takie, że przyznawanie się do wiary w Chrystusa bywa powodem różnych nieprzyjemności. Ostracyzmu w towarzystwie, braku perspektyw w pracy. Bywa, że z powodu wiary trudniej ją znaleźć. Stąd potem czasem prośby, by usunąć czyjeś imię i nazwisko z wypowiedzi zamieszczonej w internetowym wydaniu Gościa Niedzielnego. Wiadomo, potencjalny pracodawca, zwłaszcza gdy chodzi o jakiejś intratne stanowisko, wygoogluje sobie, że kandydat to jakiś wierzący. I pomyśli, że ma do czynienia z oszołomem. A okazja przejdzie koło nosa. Co zrobić? Sorry Jezus, takie mamy warunki. A ja chcę spokojnie i dostatnio żyć.
Daniel był inny. Choć... Mamy z nim pewien kłopot. Do końca nie wiadomo, czy jest postacią historyczną, czy raczej legendarną. Choć akcja księgi noszącej jego imię rozgrywa się w VI wieku przed Chrystusem – w czasach niewoli babilońskiej – ostatecznie zredagowana została znacznie później. W wieku II przed Chrystusem, za czasów prześladowcy Żydów Antiocha IV Epifanesa. Jej autor zapewne korzystał z jakichś starszych źródeł, ale na ile wiarygodnych?
Żydzi się tym nie przejmują. W przeciwieństwie do nas, zaliczających Daniela do czterech Proroków Większych, oni tę księgę zaliczyli to „ketuwim”, czyli pism. Jak np. Księga Koheleta. Problem historyczności postaci schodzi wtedy na plan dalszy. Najważniejsza jest nauka, jaką postać ta ze sobą niesie. A dla ludzi mordowanych w czasach prześladowań Antiocha za swoją wiarę postać to niezwykle ważna. Daniel, żyjący w trudnych dla wiary realiach niewoli babilońskiej, jednym z najważniejszych momentów historii Izraela swoją postawą uczy, że choćby nie wiadomo co, wierności Bogu zawsze warto dotrzymywać.
Szczypta historii? Luźny zlepek plemion, jaki stanowili potomkowie Abrahama, okrzepł podczas wyjścia z Egiptu. To wtedy zaczął stawać się narodem – ludem połączonym wspólną trudną, ale i cudowną historią. Izrael doświadczył wówczas wielkiej mocy Boga. A jednocześnie otrzymał od Niego niesamowitą propozycję: zawrzyjmy przymierze. Wiecie, kim jestem, widzieliście, jaki jestem mocny. Będę się wami dalej opiekował, ale wy musicie żyć wedle prawa, które wam nadam. Chcecie?
Oczywiście, że chcieli. Bo to dane im przez Boga prawo było dobre i mądre. Mojżesz na znak zawartego przymierza skropił więc krwią zarówno symbolizujący Boga ołtarz, jak i gotowy do zawarcia przymierza lud. Odtąd prawem Izraela stało się dziesięć przykazań. Z przyległościami oczywiście.
Nastały czasy podboju Kanaanu, potem Królestwa Saula, Dawida i Salomona. Potem kraj podzielił się na Północ i Południe. Na Judę i Izraela. W 722 roku przed Chrystusem, pod naporem Asyrii, upada Izrael. Bóg zapomniał o swoim przymierzu? Niekoniecznie. To Izrael ciągle je łamał, za nic mając zawarty na Synaju pakt z Bogiem. Ale wtedy mogło się jeszcze wydawać, że to tylko jakieś niezbadane wyroki Boże. Przecież ostała się jeszcze Juda, z Jerozolimą i zbudowanym w niej mieszkaniem Boga, świątynią. Z umieszczoną w niej Arką Przymierza. Tą samą, której niemal magicznej mocy doświadczali ich ojcowie. Ale gdy i Jerozolima w 586 roku przed Chrystusem upada, a świątynia zostaje zburzona, pytanie o ważność zawartego niegdyś przymierza staje pod wielkim znakiem zapytania. Owszem, myśmy je złamali. Ale czemu Bóg też je złamał? Czemu o nas zapomniał?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |