Nie zamierzamy jej tutaj bronić, ale chcielibyśmy ją w jakiejś mierze wyjaśnić.
Spowolnienie czy wstrzymanie oddechu jest świetnie znanym środkiem stosowanym po to, aby się uspokoić. Władimir Sołowiow, człowiek o duchowości niezwykle głębokiej, zalecał tę praktykę. W swych Ćwiczeniach św. Ignacy zaleca modlitwę „rytmiczną” czyli „od oddechu do oddechu”. Każdy oddech i każdy ruch może być źródłem jednej modlitwy.
Co więcej hezychaści przywiązywali dużą wagę do utrzymywania ducha „w obrębie ciała”. Chodziło o to, aby zapobiegać rozproszeniu ducha spowodowanym przez używanie naszych pięciu zmysłów. Jeśli wstrzymamy oddech jednocześnie trwając nieruchomo z zamkniętymi oczyma i spuszczoną głową a temu wysiłkowi cielesnemu będzie towarzyszyła także pewna praca ducha polegająca na sprowadzeniu umysłu do serca i pozostawieniu w ograniczeniach ciała, to owo doświadczenie, w zasadzie nieopisywalne, może wywołać pewne wrażenie przymusu, skrępowania (można też odczuwać wówczas ból), a zarazem towarzyszyć temu będzie poczucie całkowitej harmonii duszy i ciała i absolutnego skupienia.
Co do „omfaloskopii” (wbijaniu wzroku w pępek), to ani nazwa ani praktyka za nią się kryjąca, nie wynikają z doktryny hezychazmu. Zalecenie „kontemplowania własnego pępka” nigdy u naszych autorów się nie pojawia; byłby to czysty „jogizm”. Chodzi o trwanie w pozycji siedzącej i utkwieniu wzroku w środku ciała, co dość naiwnie stara się czasem oddać przez pępek wskazując raczej kierunek; równie dobrze można zalecać skierowanie wzroku na klatkę piersiową.
„Dziwna i skandaliczna praktyka” – pisze P. Jugie w swym (…) artykule o Grzegorzu Palamasie. Powtórzmy po raz kolejny: całe zjawisko trzeba spróbować zrozumieć. Chodzi o znalezienie serca i o sprowadzeniu do niego umysłu. Zostawmy na boku dawną psychologię, stwierdźmy to, co najważniejsze: koncentrując wzrok na sercu, należy je sobie wyobrazić jako symboliczne miejsce, gdzie trwają uczucia, wola i miłość; uczyniwszy to, należy rzucić w ogień tego miejsca nasze myśli „rozumne” i pozwolić, aby się rozpaliły i rozjaśniły owym ogniem aż wreszcie serce buchnie żywym płomieniem ku Jezusowi.
Z drugiej strony owa postawa ciała, głowa zwrócona na klatkę piersiową, ma w sobie coś z „ruchu kołowego”. Pseudo-Dionizy Areopagita napisał:
Dusza porusza się również ruchem kołowym, wtedy gdy wchodząc w samą siebie, opuszcza świat rzeczy zewnętrznych i zbiera wszystkie moce intelektualne w jedność. W tym ruchu kołowym, który zabezpiecza ją przed pobłądzeniem, odwraca się od wielości rzeczy, które są na zewnątrz, i skupia się najpierw na sobie, a potem, gdy staje się jedną formą, tworzy jedność doskonałą swoich własnych mocy. W ten sposób jest prowadzona do piękna i dobra, wyższego nad wszystko, zawsze jedynego, doskonale tożsamego, bez początku i bez końca.
Ów „okrężny ruch” wyraża przenikanie umysłu do serca, jednoczenie się intelektu i miłości. Jest też obrazem komunii Trójcy, miłowania się przez każdą z osób Trójcy. Słynna ikona Trójcy Świętej namalowana przez Andrzeja Rublowa, która być może jest najdoskonalszym wyrazem artystycznym Prawosławia, wyraźnie sugeruje ten okrężny ruch (odwrotny do ruchu wskazówek zegara). Krótko mówiąc chodzi po prostu o to, aby dzięki odpowiedniemu ustawieniu ciała wytworzyć pewne silne wyobrażenia, które z kolei wywołają dynamiczną przemianę psychiczną.
Związek pomiędzy wyobrażeniami umysłowymi a przestrzenią jest silnie podkreślany w we współczesnej psychologii Gestalt. Co się tyczy widzeniu światła, do którego ma doprowadzić modlitwa Jezusowa, można wyróżnić cztery przypadki.
Po pierwsze przypadek percepcji światła nadprzyrodzonego, które dokonuje się poprzez zmysły cielesne. Jest to doświadczenie, które było udziałem świętych i grzeszników.
Mamy także możliwość percepcji światła nadprzyrodzonego, jednak jest to już zjawisko rzadkie; jest to kontemplacja światła Przemienienia, której doświadczają przemienione oczy człowieka.
Na najniższym szczeblu umieszczamy symboliczne tylko użycie słowa „światło”. Kiedy Imię Jezus staje się światłem duszy.
Pomiędzy tym ostatnim a pierwszym przypadkiem jest możliwy stan pośredni: kiedy modlitwa Jezusowa praktykowana bez przerwy albo często doprowadza modlącego się do wewnętrznego doświadczenia „świetlistości”. Nawet jeśli ktoś w tym stanie zamknąłby oczy, miałby wrażenie, że jest przeniknięty owym światłem i w świetle się porusza. To coś więcej niż symbol, ale mniej niż zmysłowe postrzeganie światła; nie jest to też rodzaj jakiejś ekstazy. Jest to jednak realne doświadczenie, choć nie można go opisać.
Nie będziemy się tutaj zajmować kwestią nauki Grzegorza Palamasa i jego poglądów na temat relacji między Istotą Boga i Boskim Światłem. Przypomnijmy jedynie, że mistyka Wschodu była zawsze mistyką światła, co możemy obserwować już u Żydów i ich koncepcji szekiny (chwały Boga). Jak czytamy w Biblii: Bóg jest światłością (1 J 1,5).
***
Mnich Kościoła Wschodniego, Modlitwa Jezusowa. Jej początek, rozwój i praktyka w tradycji bizantyńsko-słowiańskiej, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC